SCM MUSIC PLAYER

wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 65

KATHERINE

Justin cały czas wydawał się rozdrażniony, i pobudzony. Cały czas chodził zamyślony i roztargniony,jakby był w innym świecie. Miałam wrażenie jakby cały czas był obecny gdzie indziej.

- Skarbie,co się dzieje? - zapytałam cicho  gdy Justin trzymał mnie  w pasie podczas pierwszego tańca - Jesteś jakiś nieobecny, coś Ci nie pasuje? Coś się stało?
- Wszystko gra skarbie
- "Gryzie" Cię coś ? - wtrąciłam
- Kate, nic mi się nie stało. Po prostu ten dzień, jest stresujący.
- Kochanie, już po wszystkim,możesz się rozluźnić, teraz tylko pora na zabawę.
- Masz rację - potwierdził Justin

W tym momencie okręcił mną i pocałował przy sali pełnej gości, chodzili Oni w okół nas. Jak to zazwyczaj na weselach i nam klaskali, krzyczeli gorzko, mało, mało. Ona temu winna, On jest temu winien, pocałować ją powinien.  Początek pierwszego tańca tańczyliśmy do All About Us  , wszystkim się podobało. Aż nadszedł moment którego nikt się nie spodziewał. Przerwano muzykę i puszczono kawałki z różnych piosenek takich jak :  YMCA , Rack City , I Like Big Butts , MilkShake, Yeah  i tym podobne. Wszyscy byli bardzo zdziwieni, ale podobało im sę, przy ostatniej piosence i wykonaniu tego tańca dostaliśmy owacje na stojąco.  Jakby się nie spodziewali ,że coś takiego wymyślimy. Obydwoje z Justinem w drodze do hotelu przebraliśmy buty w limuzynie na białe Conversy, więc każdy musiał się spodziewać. A może i nie?  W każdym razie, moja sukienka okazała być się idealną na cały wieczór, mogłam się w niej swobodnie ruszać. I z tego co widać zrzuciłam kilka kilogramów.  Justinowi też nie brakowało klasy.  Po pierwszym tańcu, zespól zagrał  kilka utworów do których mogliśmy wszyscy swobodnie tańczyć.  Po dwudziestu minutach intensywnego tańczenia ,kelnerzy podali obiad. Był homar, kurczak, ryby, wszystko czego dusza zapragnie.

Usiedliśmy z Justinem na swoich miejscach. I obserwowaliśmy ludzi znajdujących się na sali. Położyłam głowę na ramieniu Justina i splotłam nasze palce,znów widząc jego ranę.

- Wyjaśnisz?
- Co takiego kochanie? - zapytał
- Tą ranę, co się stało?
- Nic ,skarbie. Mówiłem nie przejmuj się tym.
- Justin - powiedziałam stanowczo - Powiedz mi ,od czego to.
- Zwykłe zadrapanie.
- Yhm,yhm. I co jeszcze?
- Kate ,proszę Cię ,nie dramatyzuj,hm?
- Nie dramatyzuję. Powiedz mi po prostu od czego to jest.
- Kur..de, Kate, wczoraj na wieczorze kawalerskim był Blaze, byłem ja. Był alkohol, no i po prostu się posprzeczaliśmy. I poszturchaliśmy.
- O co tym razem poszło?
- O Ciebie.
- O mnie? Jak to?
- Kate,musisz wszystko wiedzieć?
- Tak muszę.
- Jezu, spodobałaś mu się, chciał mi Cię zabrać. Musiałem walczyć o swoje. Dlatego dzisiaj miał spuchnięty nos i zamiast pogratulować Ci uściskiem dłoni czy przytuleniem, pstryknął wyłącznie palcami i odszedł.
- Justin, przecież to Twój przyjaciel. Poza tym nie dałabym mu siebie.'
- Bałem się po prostu.
- Skarbie, jesteś i przystojniejszy, bardziej kochany, inteligentniejszy ,i uroczy. Jak On kiedykolwiek mógłby z Tobą konkurować? Przegrywa na samym starcie. Chcąc  startować do narzeczonej swojego przyjaciela, sam spala się na starcie.
- Wiem,tak nie powinno być, ale emocje wzięły górę. I tak ostatnio wyalienowaliśmy się między sobą. Ta przyjaźń musiała dobiec końca.
- Przyjaźń nigdy nie dobiega końca.
- To widocznie nie była w takim razie taka przyjaźń jak sobie wyobrażasz - skomentował cicho - Więcej jest przyjaciół mojej fortuny niż moich samych.
- Jeśli znajdziesz przyjaciela, znajdziesz skarb , wiedziałeś o tym?
- Ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką, więc moim największym skarbem także.


Justin mocno złapał mnie za dłoń ,jakbym miała gdzieś mu uciec. Jednak tak nie było, chciałam teraz spędzić z nim każdą możliwą chwilę.  Musnął moje usta, a wszyscy zebrani na sali zaczęli znów nam klaskać.


JUSTIN

Już Wam wyjaśniam sytuację z Blaze. Przechodził obok naszego kościoła. Chciałem się wyrwać do przodu i móc mu rozwalić głowę, ale miałem za sobą całą rodzinę,w dodatku trzymałem za rękę Kate. Nie mogłem od tak pobiec i mu przywalić. Mimo,że nachodziła mnie wielka ochota. Blaze zniknął na chwilę z horyzontu , po czym znów się pojawił z kwiatami. Podszedł do nas i złożył życzenia. Kate niczego nie świadoma, jakby tej wczorajszej sytuacji nie było ,podziękowała i wyciągnęła dłoń. Blaze spojrzał się na mnie. Wciąż pewnie pamiętał słowa o rozwaleniu czaszki. Wzdrygnął lekko i pstryknął palcami. Kate, wzięła od niego kwiaty i zdezorientowana czekała aż następny gość do niej podejdzie. Blaze podszedł do mnie i podał mi kopertę.

- Wiesz doskonale,że nic od Ciebie nie chce.
- Weź to. To nie pieniądze.
- Więc co?
- Weź ,i zobacz w domu. Później.


Odwrócił się na pięcie i odszedł. My tymczasem pojechaliśmy na swoją sale weselną i odtańczyliśmy nietypowy pierwszy taniec. Zjedliśmy obiad, porozmawiałem otwarcie z Kate, czułem wtedy jakbyśmy znów byli sami. I wciąż chodziło o nas.  Wieczór był bardzo udany. Zatańczyłem ze swoją mamą, z mamą Kate, z kuzynkami, koleżankami Kate zaproszonymi na wesele w tym Vanessa i Ashley.
Zaś Kate tańczyła z moim tatą,ze swoim ojcem , z kuzynami, z moimi kolegami, tak wiedziałem ,że im to się podoba. Ale oddaliłem ten temat już na dzisiaj. Pokroiliśmy tort, całowaliśmy się, tańczyliśmy razem. Było idealnie. Niemalże idealnie, około drugiej nad ranem ,na salę wkroczyła Liz z Timem. Obydwoje z Katherine nie spodziewaliśmy się wizyty takich gości.  Kate przerwała taniec ze swoim tatą  a ja ze swoją mamą, podeszła do mnie i złapała mnie za rękę jakby się bała. Goście niewzruszeni nowymi osobami kontynuowali zabawę.

- Co Wy tu robicie?  - zapytałem
- Przyszliśmy życzyć szczęścia, chyba wolno? - zapytał Tim
- Od kłamców, oszustów i sukinsynów nie chcemy.
- Nieładnie Justin, nieładnie , pożałujesz jeszcze ,że nas tak nazwałeś - skomentowała Liz.
- Mam się bać? - powiedziałem ironicznie
- A nie?
- Nigdy. Ja się nie boję, szczególnie takich miernot. Zioniecie alkoholem.. - stwierdziłem
- Pff - dodała Liz
- Możecie już wyjść. Jesteśmy zajęci. Jak widać, u nas doszło do ślubu, Tim - dodałem z uśmiechem na twarzy


Tim i Elizabeth wycofali się i wyszli z budynku ,jak widać było zdenerwowani. Liz złapała Tima pod rękę i wyszła chwiejnym krokiem.

- Chyba obydwoje są lekko wstawieni - zaśmialiśmy się z Kate

Wróciliśmy do gości. Impreza skończyła się około piątej nad ranem. Razem z Katherine ucałowaliśmy Shadow i poszliśmy do hotelu.


KATHERINE


Justin objął mnie w pasie i pożegnał się z gośćmi. Wyszliśmy z namiotu i skierowaliśmy się do naszego pokoju. W recepcji odebraliśmy nasz klucz do pokoju. Numer 969 , przypadek? Nie sądzę. Justin wziął go w dłoń i skierowaliśmy się do windy. Weszliśmy do niej i wcisnęliśmy dziesiąte piętro. Zajechanie na nasz poziom zajęło około pięciu minut. Lepsze to niż schody. Wyszliśmy z windy i skierowaliśmy się do pokoju.  Justin otworzył drzwi i wziął mnie na ręce. Wniósł mnie do pokoju i zaniósł prosto na nasze łóżko zamykając za sobą drzwi. Justin zdjął moją suknię z ramion,a satyna sama spłynęła z mojego ciała.
Ja zdjęłam z Justina kamizelkę i  muszkę. Dziwnie podniecające. Zdjęłam swoje białe szpilki,a Justin pozbył się swoich butów.Odpięłam jego koszulę odsłaniając umięśniony tors,lekka opalenizna uwydatniała go.
Justin pozbył się mojej bielizny , ściągnął swoje spodnie i bokserki ,po czym poległ na mnie.

- Zrób to skarbie, ten ostatni raz nim wyjadę.
- Jesteś pewna?
- Tak - cicho wysapałam

Justin nie czekał dłużej, tylko lekko przejechał kilka razy dłonią po mojej kobiecości, bym się bardziej podnieciła,aby miał lepszy dostęp. I tak też się stało. Gdy już byłam mocniej rozpalona, Justin wszedł we mnie w impetem. Jęknęłam cicho wbijając z całych sił w Justina swoje paznokcie,na co On lekko syknął zagryzając zęby.

- Przepraszam
- W porządku ,to było jeszcze dobre - uśmiechnął się uroczo

Justin zaczął coraz szybciej i intensywniej swoim penisem we mnie.

- Tak skarbie - jęczałam

Justin skubnął lekko mój język po czym zaczął całować mnie namiętnie ,co wywoływało dreszcz na moim ciele. Justin przejechał swoją dłonią po moim udzie,delikatnie z czułością,całował mój brzuch. Wywoływało u mnie to coraz szybszy oddech i chwilowe ciche pojękiwanie i stękanie. Justin przyłożył swoje usta do moich sterczących sutków, i zaczął je lekko całować, co jeszcze bardziej mnie podniecało. Moje dłonie wciąż złożone na jego plecach, łopatkach i barkach drapały go. Co rusz Justin całował mnie dbając o każdy szczegół, czy jest mi wygodnie, dobrze, czy nic mnie nie boli. Wszystko było w porządku, tę noc chciałam zapamiętać na zawsze.
Po godzinie namiętnego seksu obydwoje z Justinem poczuliśmy jak nasze ciała zaczyna ogarniać szaleństwo i przechodzi nas dreszcz podniecenia ,po czym obydwoje doszliśmy. Tak,to był najlepszy orgazm jaki miałam. Kiedykolwiek.
Justin trwając jeszcze chwile we mnie przywarł do mnie nagim ciałem.  Około dziesięciu minut później wyszedł ze mnie i wstał z łóżka,podając mi dłoń.

- Prysznic skarbie? - zaproponował
- Chętnie

Uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka,podając dłoń Justinowi. Poszliśmy pod prysznic gdzie wspólnie wykąpaliśmy się truskawkowym żelem pod prysznic. Zmyliśmy z siebie ciężar dzisiejszego dnia. Po czym wyszliśmy i wytarliśmy się. Justin jak zwykle założył ręcznik na biodra, ja natomiast założyłam ręcznik na biust , wytarłam się i założyłam na siebie satynową koszulę nocną. Nie cierpię tego materiału jako piżama, ale musiałam się poświęcić by wciąż wyglądać seksownie. Justin założył swoje bokserki i to starczyło by wyglądał pociągająco.  Położyliśmy się do łóżka już jako małżeństwo. Wtuliłam się w Justina.
Jus nachylił się do mnie i szepnął do ucha Kocham Cię,skarbie. Na co odpowiedziałam mu tym samym i musnęłam jego delikatne różowe wargi. Ułożyłam się wygodnie ,podobnie jak i Justin i zasnęliśmy przytuleni do siebie. Tak,czułam się bezpiecznie, otulona męskimi ,silnymi ramionami. Było przyjemnie.


DZIEŃ PÓŹNIEJ ,LOTNISKO W NOWYM JORKU , GODZINA 14.00

JUSTIN

Muszę się pożegnać ze swoją wybranką. Ale tylko na tydzień, aż tydzień? Zostaję sam ze swoim synkiem. Nie jest w gruncie rzeczy źle. Cały wczorajszy dzień Katherine  chodziła roztrzęsiona, bała się ,że czegoś zapomni. A potrzebuje wyłącznie dwóch zestawów ubrań, i piżamy. I tak cały tydzień będzie w niej po zabiegu chodziła. Więc potrzebuje  tylko czegoś na wylot i przylot. To wszystko. Nie widziałem powodu dla którego się stresowała.  Około siódmej wstaliśmy , by  powysyłać podziękowania dla wszystkich ,którzy byli na naszym weselu. Prócz paczek z naszymi perfumami i drobnymi upominkami ,które brali na weselu jak ciepłe bułeczki ,dostaną  jeszcze słowne podziękowania. Razem z Katherine ułożyliśmy tekst. Około ósmej obudził się Shadow, Kate wzięła go na ręce i przewinęła, po czym nakarmiła i dała mi. Razem z Shadow drukowaliśmy podziękowania dla gości ,którzy byli na naszej imprezie. Shadow zaczął lekko gaworzyć jak to małe dzieci. Zaznaczał swoją obecność, gdy byłem pochłonięty drukowaniem. Gdy skończyłem ,pociąłem wszystko na karteczki z podziękowaniami i wrzuciłem do kopert. Zakleiłem je i podpisałem każdą z nich do kogo ma iść. Nakleiłem znaczki, język miałem suchy jak wiór. Ułożyłem Shadow do kołyski i dałem mu kilka grzechotek. Poszedłem na górę do Katie.

- Wszystko spakowane?
- Wydaje mi się ,że tak - kiwnęła głową

Kate jeszcze chwilę coś majstrowała przy komputerze, po czym coś wydrukowała. Wsadziła to w kopertę i wsunęła w szafkę obok swojej strony łóżka.

- Możemy jechać - dodała

Wziąłem jej walizkę i zniosłem do samochodu. Kate wzięła Shadow i pożegnała się z nim. Woleliśmy nie brać go na światło dziennie, zwłaszcza na lotnisko. Gdzie się czają na nas reporterzy,czekający by nam zrobić zdjęcie z dzieckiem. Przyjechała pod nasz dom moja mama, która miała się zająć Shadow.
Przyjechała jakieś dwadzieścia minut później. Pożegnała się z Kate. Nie rozumiem ,jak można tak szybko się pożegnać? Ja bym nie umiał pożegnać się z nią w pięć minut, ani pięć godzin,czy dni. Nigdy nie jestem na to gotowy.  Około dwunastej musieliśmy wyjechać z domu,by Kate mogła zdążyć na odprawę. Tak więc zrobiliśmy.  Wyjechaliśmy przed dwunastą,by zachować dla siebie kilka minut na pożegnanie. Katherine pocałowała Shadow na pożegnanie, i przytuliła moją mamę. Ze swoją pożegnała się wczoraj.  Tak samo słodko jak z synkiem. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy na lotnisko.

KATHERINE


Będąc już na lotnisku, wiedziałam,że zbliża się tydzień samotności. Liczyłam jednak ,że wrócę zdrowa ,mogąc żyć spokojnie z moimi chłopcami. Patrzeć jak Shadow się rozwija, widzieć jego wszystkie pierwsze kroki, pierwsze słowa, ząbkowanie. Śmierć nie byłaby dobra dla mnie ani dla jego wychowania. Około dwunastej ,gdy już oddałam bagaż do prześwietlenia ,musiałam pożegnać się z Justinem. Na samą myśl w kącikach oczu zbierały mi się łzy. Musiałam w końcu dać im upust i rozpłakałam się. Jak małe dziecko. Justin przytulił mnie mocno do siebie i głaskał po plecach uspokajając mnie. Wiedziałam,że jemu samemu jest ciężko.  Mocno się przytuliłam wycierając łzy w jego koszulkę.

- Przepraszam, wypiorę Ci ją jak wrócę - zaśmiałam się
- Poradzę sobie, tydzień. Nie dłużej skarbie.
- Za tydzień o tej samej godzinie już tutaj będę.
- Obiecujesz? - powiedział ze łzami w oczach
- Obiecuje skarbie - musnęłam lekko jego usta

Moja dłoń powędrowała na jego włosy i przeczesałam je. Justin lekko musnął moje usta. Czułam znów jakbyśmy pierwszy raz się całowali. Mimo,że wtedy nie było idealnie.

" Pasażerowie lotu 128 do Szwecji ,proszeni są o pokazanie biletów oraz przejście kontroli. Zapraszamy do barierek, dziękuję "

- Już na mnie czas ,skarbie , to mój lot - wskazałam na tabelę odlotów.
- Nie leć.
- Muszę, to dla zdrowia Justin
- Masz rację, wygłupiłem się.
- Przestań kochanie. Martwisz się. Tak samo jak ja, mam dziwne przeczucie.

Na prawdę miałam, dziwne wrażenie jakby coś miało źle pójść. Mam nadzieję,że to tylko stres przed operacją, oby.

- Kocham Cię - powiedział Justin
- Ja Ciebie też, do zobaczenia.

Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku ,namiętnym tańcu, rozpalającym wszelkie zmysły, wszelkie myśli i wspomnienia.

- Do zobaczenia - dodał Justin ,odrywając się od moich ust



 Z oczu uleciała mi drobna łza,którą otarł. Odwróciłam się i poszłam w kierunku barierek. Sięgnęłam do torebki po bilet ,wyciągnęłam go i pokazałam "kontrolerowi" ,przeszłam dalej. Odwróciłam się i posłałam Justinowi całusa. Uśmiechnął się i wciąż patrzał.  Poszłam do odprawy. Wszystko poszło sprawnie, zostałam sprawdzona, zero szkodliwych rzeczy. Jakżeby inaczej. Godzinę później wpuszczono nas do samolotu. Usiadłam na swoim miejscu i czekałam na odlot, po pół godziny czekania usłyszałam w końcu słowa by zapiąć pasy.  Postanowiłam cały lot przespać. Gdy tylko wznieśliśmy się w górę odpięłam pasy i ułożyłam się wygodnie. Spałam ,chyba długo, dość długo. Po przylocie na miejsce, nawet nie czułam jak stewardessa mnie zapięła w pas, by nic mi się nie stało. Obudził mnie dzwonek informujący ,że wylądowaliśmy. Założyłam na siebie kurtkę i wysiadłam z samolotu. Poszłam odebrać bagaż.
Wzięłam swoją torbę. I poszłam do wyjścia , wsiadłam w taksówkę i pojechałam pod najbliższy klinice hotel pięciogwiazdkowy. Gdy dojechałam,zapłaciłam za przejazd i poszłam się zameldować. Wcześniej wybrałam ten hotel, przecież trzeba się zawsze przygotować. Weszłam do hallu i skierowałam się do recepcji. Zameldowałam się. Dałam dowód, recepcjonista sporządził moją kartę meldunkową i kartę pobytu. Otrzymałam klucz i zawiadomienie o różnych rozrywkach hotelowych. Podziękowałam i wzięłam swoją kartę pobytu i dowód. Poszłam do swojego pokoju znajdującego się na drugim piętrze. Numer pokoju 120 , przyzwoicie. Tym razem. Pokój jest dwuosobowy,ale wielki niczym cały salon u nas w domu.
Rozpakowałam się i wzięłam prysznic. Zrobiłam się głodna, siedząc w ręczniku na łóżku przeglądałam MENU ,pozostawione dla gości na stolikach nocnych. Zamówiłam tradycyjne danie o nazwie Flygande Jakob - czyli pieczony kurczak z bananami ,orzechami i sosem chili. Jedyne przyzwoite danie tradycyjne z tego kraju. Po około dwudziestu minutach kelner zapukał do moich drzwi. Już ubrana w swoją piżamę, było dość późno ,otworzyłam mu drzwi i wzięłam posiłek. Dałam mu napiwek i zamknęłam drzwi.  Danie chociaż nie było opisem za ciekawe, smakowało na prawdę dobrze. Nie są to moje klimaty ,ale kurczak był pyszny. Orzechy i sos także, najmniej mi smakowały banany,ale zjadłam. Wypiłam szklankę soku wiśniowo jabłkowego i wystawiłam wózek przed drzwi jak mi kazano. Wróciłam do pokoju i położyłam się w łóżku. Włączyłam telewizor i zaczęłam przełączać kanały. Spojrzałam na telefon, milczał. Może to i dobrze, nie stresuję się już niczym. Pewnie wszystko w domu w porządku. Sen zmorzył moje powieki, zasnęłam. Obudziłam się około dziewiątej nad ranem,ubrałam się i umyłam zęby, zjadłam śniadanie. Wzięłam swoją torbę do kliniki i wyszłam przed hotel. Chwytając taksówkę,podniosłam z chodnika torbę i wsiadłam do taksówki. Pojechałam pod klinikę ,która była stosunkowo blisko mojego hotelu. Mogłam się przejść,ale po co marznąć. Jestem zbyt wygodna, zdecydowanie ,muszę to zmienić. Dojechałam pod klinikę. Wysiadłam z taksówki płacąc kierowcy. Weszłam do kliniki. Nagle ogarnął mnie strach. Kolory odeszły z mojej twarzy... Pielęgniarka złapała mnie pod rękę widząc mnie bladą.

- Coś się stało? - zapytała troskliwie
- Boję się.
- Panna Gomez?
- Tak. Właściwie nie.
- Gomez - Bieber, wyszłam za mąż.
- Dobrze,Kate. Uspokój się.

Pielęgniarka zaprowadziła mnie do mojego prywatnego pokoju w klinice. Był cały biały jak to w takich budynkach i posadziła mnie na łóżku. Po chwili wróciła ze szklanką wody. Podała mi ją, wypiłam ją jednym duszkiem.  Na salę wszedł mój lekarz, wyjaśnił mi wszystko co do operacji i powiedział,że za trzydzieści minut zaczynamy. Tylko trzydzieści?  Pielęgniarka podała mi strój do operacji. W kieszeni moich spodni zaczął wibrować telefon. Na ekranie wyświetlił się Justin , przesunęłam palcem po nim i odblokowałam telefon,przyłożyłam go do ucha. Nie zdążyłam powiedzieć nic ,a Justin zaczął swoją wypowiedź.

- Hej kochanie, to ja. Dzwonię tylko po to by powiedzieć Ci to ,że Cię kocham bardzo bardzo bardzo mocno. Chcę tylko byś  wiedziała ,że jesteś moją księżniczką. Jesteś warta każdej miłości  na świecie. Jesteś miłością mojego życia. Trzymaj się maleńka.
- Też Cię kocham.

Uśmiechnęłam się do siebie i usłyszałam dźwięk rozłączenia. Przebrałam się w strój i poszłam z pielęgniarką na salę operacyjną. Zdjęłam obrączkę, pierścionek zaręczynowy i wisiorek. Odłożyłam go na tackę. Na salę wkroczył lekarz z całym swoim zespołem ,który pomoże mu mnie operować. Podano mi narkozę.

Obudziłam się dzień później,żywa, cała i zdrowa.

- Kate,Kate - usłyszałam cichy głos i spojrzałam w górę.

Stał tam mój lekarz mówiąc ,że operacja się udała, jestem wśród nich i ,że wszystko na prawdę jest okej. W stu procentach wszystko wycięto. Byłam niezmiernie szczęśliwa. Zdołałam z siebie tylko wykrzesać

- Kiedy mnie wypuścicie?
- Możesz lecieć do domu już jutro rano.

Gdy usłyszałam tą wiadomość ,miałam chęć zadzwonić do Justina i powiedzieć mu,że to już jutro będę w domu.  A moje obawy? Wciąż są, ale co się może teraz wydarzyć? Nic takiego. Byłam spokojniejsza. Uśpiłam swoją czujność.  Następnego dnia ,opuszczałam już klinikę i hotel. Kupiłam bilet na lotnisku, dwie godziny przed odlotem i jakieś trzydzieści minut później byłam na pokładzie. Zdziwiło mnie ,że co następny pasażer to kobieta, w samolocie siedziały same kobiety. Samolot był dziwnie mały, na jakieś trzydzieści osób. Może czterdzieści. Jakieś dwadzieścia minut później zamknięto samolot i powiedziano ,że lot będzie szybciej. Bo już wszyscy jesteśmy. Ucieszyłam się ,że będę wcześniej w domu. Byłam w ogromnym i ciężkim błędzie. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Justina

- Skarbie,jestem w samolocie ,za chwilę ruszamy, będę niebawem w domu.

JUSTIN


Cieszyłem się jak małe dziecko gdy usłyszałem Kate, która oznajmiła mi wiadomość,że będzie niebawem w domu. Chwilę później usłyszałem krzyki, piski, i płacz. Usłyszałem jak Kate upuszcza telefon,a połączenie wciąż trwało.

" Zamknąć ryje tępe szmaty, żadna z Was nie poleci do domu. Żadna z Was już nie zobaczy tego domu. Nie płaczcie ,nie krzyczcie, nic Wam to nie da. Jesteście bystre ,domyślicie się co z Wami zrobimy"

- Justin, w szufladzie obok mojej części łóżka jest coś dla Ciebie w kopercie, otwórz to - powiedziała szeptem

- Ty brunetka! - krzyknął jakiś gość
- Ja? - powiedziała Kate cicho
- Do kogo gadasz?
- Do nikogo, nie mogę przecież, nie mam z kim.
- Chodź do nas. Będziemy Cię mieli przy sobie. Nie wywiniesz nic.

Usłyszałem już tylko jak wyciągają Kate z jej miejsca i zabierają ze sobą. Z tego co słyszałem opierała się. Bardzo, słyszałem  jak krzyczy ,płacze i piszczy. Błagała o pomoc i o to by ją zostawili. Mogłem sobie tylko wyobrazić,jak się wtedy czuła. Sygnał w słuchawce został przerwany. Obiecałem sobie ,że znajdę ją. Mimo wszystko...
Jak kazała poszedłem do góry do pokoju i otworzyłem szufladę przy jej stronie łóżka. Otworzyłem ją i zobaczyłem kopertę z napisem Justin
Otworzyłem ją i wyciągnąłem zdjęcie....


Chwyciłem w dłoń nasze zdjęcie z napisem... W moich oczach pojawiły się łzy.
Przycisnąłem zdjęcie do klatki piersiowej i wybiegłem z domu.




________________________________________________________________________________


I jak kochani podoba Wam się 65 rozdział? Mam nadzieję! <3 
KOMENTUJCIE. TO JUŻ OSTATNI W TEJ CZĘŚCI. 

Pierwszego rozdziału drugiej części opowiadania możecie spodziewać się w przyszłym tygodniu. Szukajcie go tutaj : http://nothingcanmakemefeellikeyoudopart2.blogspot.com


Mam nadzieję,że następną część przejdziemy w tak licznym gronie jak tutaj. 
Z całego serduszka chciałam podziękować Wam,za wspieranie mnie,za podnoszenie na duchu, za dodawanie weny, i  przede wszystkim za pomoc. To dzięki Wam powstaje druga część.
KOCHAM WAS! <3


Natalia



KOCHANE JEŚLI LUBICIE UBRANIA ZAPRASZAM TUTAJ NA MOJE AUKCJE!  http://www.vinted.pl/members/170356-1ststeptoforever













niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 64

KATHERINE


Cały wieczór był doskonały, wróciłam około północy do domu. Nie chciałam siedzieć tam dłużej. Weszłam do swojego starego domu z Vanessą.

- Kate, jesteś zadowolona ,że będzie tylu gości?
- Dlaczego miałabym nie?
- Bo tyle ludzi, tyle prasy, taki splendor ,że szok.
- Ważne ,że są ludzie którzy muszą być. Rodzina jest. Ja pojawiam się tam tylko dla nich.
- I Justina?
- I Justina - powiedziałam twierdząco.

Vanessa umyła zęby i położyła się do łóżka. Cały czas po głowie chodziły mi jej słowa i pytania.  Wzięłam do ręki telefon z nadzieją ,że Justin jeszcze nie śpi. Wybrałam jego numer i zadzwoniłam.

- Halo ,kochanie? - zapytał
- Justin czy tu  wciąż chodzi  o nas?


W telefonie nikt nic nie odpowiedział. Głucha cisza. Może pomyłkowo odebrał. W głowie nachodziły mnie różne myśli. Justin wciąż się nie odzywał...zastanawiałam się tylko dlaczego? Kolejne minuty mijały a w słuchawce cisza. Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na półkę. Czy to jakiś zły znak?  Poszłam do łazienki i chwyciłam swoją szczoteczkę do zębów.  Złapałam miętową pastę do zębów i nałożyłam na szczoteczkę.  Umyłam zęby i przepłukałam usta. Wzięłam do dłoni waciki ,żeby zmyć makijaż i mleczko do demakijażu. Nalałam trochę substancji na wacik i umyłam oczy. Od razu czułam się lepiej. Wyrzuciłam zużyte waciki do śmietnika. Zgasiłam światło i wyszłam z łazienki. Chciało mi się pić, więc zeszłam na dół ,aby nalać sobie szklankę wody. Będąc już w kuchni chwyciłam butelkę z wodą i wlałam do szklanki trochę.  Spojrzałam przez okno i omal nie umarłam na zawał. W oknie wyskoczył mi Justin. Krzyknęłam,ale krótko, po chwili za moimi plecami był już Justin.

- Co Ty tutaj robisz? - powiedziałam szeptem
- Stęskniłem się. Poza tym boję się ,że chcesz wycofać się ze ślubu.
- Oszalałeś?
- To skąd to pytanie : Czy tu  wciąż chodzi o nas?
- Chodzi mi o to ,że mamy tak huczne wesele,że boję się,że już nie będziemy w centrum my, tylko wszyscy inni i to wszystko co nas otacza.
- Kate, tu chodzi o nas. Ja się z Tobą żenię. Więc dla mnie to się liczy. Nie interesuje mnie co się dzieje za moimi plecami. Chodzi o mnie i o Ciebie. Tak? - Justin chwycił mnie za policzki i przysunął do siebie
- Tak skarbie - odpowiedziałam a Justin musnął moje usta

Justin przywarł do mnie ciałem, jego klatka piersiowa była bardzo blisko mojego ciała, a jego dłonie lekko gładziły moje plecy. Moje dłonie zaś lekko wodziły po jego włosach. Gładziłam je i przeczesywałam.

- Obiecujesz ,że się pojawisz przed ołtarzem i zobaczę Cię w sukni?
- Obiecuję.


Justin pocałował mnie w usta namiętnie ,po czym pożegnał się i wyszedł. Byłam spokojniejsza. O wiele spokojniejsza. Poszłam na górę i zasnęłam obok Vanessy.  Jak wcześniej wspomniałam wstałam około szóstej i zeszłam na dół, do kuchni ,żeby cokolwiek zjeść.  Zjadłam dwa tosty i wypiłam szklankę mleka.
Do drzwi ktoś zapukał. Przełykając ostatni kęs ,wstałam i poszłam je otworzyć. W drzwiach stanęła Kim i jej ekipa, oraz Margaret z moją suknią.  Ucieszyłam się ,w końcu będzie już na stale moja. Wpuściłam ich do środka.
- Włosy, makijaż, suknia - rzuciła Kim

Wzięłam prysznic i wróciłam do nich .Cała ekipa się rozstawiła i posadzili mnie na krześle.
Zabrali się  za upiększanie mnie. Podobało mi się to. Czułam się  niczym księżniczka.  Zrobili mi makijaż, fryzurę, manicure, pedicure i w końcu mogłam założyć na siebie moją wymarzoną suknię.
W moich oczach pojawiły się łzy. A w drzwiach pojawiła się mama z moim synkiem w małym garniturze.

- Co się stało córeczko ?
- Nic mamo - powiedziałam ocierając łzę - Po prostu czuję się dobrze ,suknia mi się podoba.
- Wyglądasz przepięknie skarbie - dodała
- Dziękuję,mamo.

Shadow położyliśmy w łóżeczku w salonie. Spał spokojnie. W domu pojawiła się Ashley ,a Vanessa zeszła z góry.  Je również wystylizowali. Vanessa wyglądała pięknie ,podobnie jak i Ashley. 

- Gotowa? - zapytała Kim
- Zdecydowanie tak. Tym razem na milion procent.

Wyszłyśmy przed dom, stało tam już mnóstwo paparazzich. Szepnęłam mamie na ucho
- Mamusiu wyjdź z małym później, jak już nie będzie tyli gazet
- Wiem córciu

 Przebrnęłyśmy przez tłum z dziewczynami i wsiadłyśmy do limuzyny.

JUSTIN


Musiałem to zrobić. Chciałem przed ślubem pobyć jeszcze z Kate jako para. Dziwne? Nie sądzę.
Ubrałem kurtkę i od razu do niej pobiegłem. Niedługo po tym stałem już przed jej oknem. Wiedziałem ,że ją wystraszę, ale bynajmniej tego dnia mi to wybaczyła. Porozmawialiśmy chwilę i wyjaśniliśmy swoje chwile zawahania. Pocałowałem ją, tak zdecydowanie ,cały wieczór mi tego brakowało. I dobrze się stało,że zadzwoniła.  Spędziliśmy jakąś godzinę razem i wróciłem do siebie do domu. Moi kumple już leżeli padnięci na łóżkach. Poszedłem na górę i  umyłem zęby , wciąż czułem w ustach smak whisky. Wziąłem w dłoń szczoteczkę i nałożyłem na nią pastę. Umyłem swoje zęby i poszedłem do swojej sypialni. Położyłem się na łóżko i w mgnieniu oka zasnąłem. Obudziłem się około dziewiątej. Wstałem z łóżka i poszedłem pod prysznic. Wypachniłem się i poszedłem zjeść śniadanie.  Zrobiłem sobie dwa omlety. I zjadłem je w przeciągu dwudziestu minut. Poszedłem na górę i ubrałem  na siebie  czarną koszulę, tak jak wcześniej ustaliłem z Kate, czarne spodnie, czarne buty i czarną marynarkę. Włożyłem w lewą kieszeń na górze białą  chustkę. Założyłem czarną muszkę i ułożyłem włosy. Dobijała już trzynasta. Chwilę później w moim domu pojawiła się moja mama, rodzice Kate, po czym pojawiła się sama księżniczka,moja Kate. Stanęła w progu drzwi ,a wiatr lekko zawiał ,wyglądała niczym nimfa. Podszedłem do niej i ucałowałem delikatnie w usta, nie chcąc zdzierać z jej ust błyszczyka.   Zamknąłem za nią drzwi i stanęliśmy w salonie ,mieliśmy właśnie uklęknąć do błogosławieństwa ,gdy ktoś zapukał do drzwi. Zdenerwowałem się bo pomyślałem ,że to Blaze.

- Zapraszałaś kogoś Kate? - zapytałem
- W pewnym sensie ,tak - uśmiechnęła się

Spojrzałem na nią ciekawym wzrokiem. Kate wstała i poszła do drzwi. Otworzyła je. A moje serce jakby podeszło do góry ,gdy zobaczyłem swoje ojca stojącego w progu.

- Tata ? - zrobiłem krok w przód
- Justin

Widziałem,jak obydwoje jesteśmy skrępowani. Nie byliśmy pewni jak się zachować, aż w końcu zrobiłem pierwszy krok. Podszedłem do ojca i przytuliłem go. Z oczu pociekła mi łza, tak wiem,zachowałem się jak dziecko,ale musiałem dać upust emocjom.

- Jeremy - skomentowała moja mama
- Pattie, tyle lat - dodał

Moja mama tak samo jak i ja przytuliła się do niego.

- Co Ty tu robisz? - zapytała
- Katherine mnie zaprosiła. Chciała Ci Justin zrobić niespodziankę. Powiedziała ,że chcesz spotkania ,ale się boisz zapytać.
- Kate - skomentowałem - Dziękuję.

Podszedłem do niej i pocałowałem ją. Widziałem jak się stresuje ,bo nie wie jak ja zareaguje. Gdy ukończyłem swój pocałunek uśmiechnęła się.

- Nie gniewasz się?  - zapytała
- Nie skarbie. Na Ciebie ,nigdy. Dziękuję Ci ,że to zrobiłaś.
- Czas na błogosławieństwo - skomentowała moja mama.


Kate i ja uklęknęliśmy na poduszkach a nasi rodzice nas pobłogosławili. Obydwoje ucałowaliśmy Shadow i stanęliśmy pod ścianą w ogrodzie specjalnie przygotowaną dla nas. Pełną zielonych liści i białych płócien
Stanęliśmy przed nią,a nasz fotograf zrobił nam pierwsze wspólne ślubne zdjęcie.



Wyszliśmy na nim idealnie. Według mnie. Na drugim także źle nie wyglądaliśmy :
  Wróciliśmy do domu i poszliśmy do swoich samochodów. Wsiadłem do swojego auta i pojechałem pod kościół. Przed nim było mnóstwo ludzi. Pełno gości ,paparazzich, różnych przechodniów i gapiów.
Ochrona mnie przeprowadziła. Poszedłem do małego pomieszczenia czekając aż wszyscy z gości zajmą swoje miejsce. Usłyszałem jak wszyscy siadają. Katherine zajechała pod kościół. Mogłem już wyjść. Do kościoła weszła Vanessa ,Ashley, mama Kate i nasz synek w wózku. Kościół był przystrojony w orchidee i złote płótna. Wyglądało klasycznie ale i bogato. Ławki były przystrojone kwiatami,i złotymi kokardami. Na środku był wyłożony złoty dywan. Mama Katherine pojechała zająć miejsce koło swojego męża. Ustawiliśmy się w rządku,gęsiego. Organy zaczęły grać. Usłyszeliśmy jak wszyscy wstają z miejsc.  Moi drużbowie ,mimo ,że skład niepełny, bo tym razem bez Blaze. Wyszli przede mną i zajęli miejsce obok ołtarza. Po nich wyszedłem ja. Następnie poszły druhny  Panny Młodej. Gdy skończyła się melodia. W drzwiach pojawiła się Katherine. Wzrok wszystkich skupił się na niej. Wszystkie oczy skierowały się na niej i jej sukni.
W tle poleciała kolejna piosenka, grana na organach i śpiewana przez śpiewaczkę operową. Melodia ta prowadziła Katherine do ołtarza. Katie stanęła na przeciwko mnie, uśmiechnęła się. Pastor spojrzał na nas i zaczął czytać słowa Hymnu o Miłości.





Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
 nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
 nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
 Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
 Miłość nigdy nie ustaje 


Nigdy nie ustaje ,kochani - dodał


KATHERINE


Moje serce drżało,dłonie podobnie jak Justina pociły się. Wszystkie oczy były skierowane na nas. Pastor spojrzał na nas i rzekł 
Jeśli ktoś jest przeciwny temu związkowi niech wstanie i powie bądź zamilknie na wieki. 
W kościele zapanowała cisza, nikt nie wstał ,nikt się nie buntował. Uff, nie chciałabym teraz jakichkolwiek nieprzyjemności. Czułam ,że to właściwa chwila. Że to właściwy moment dla życia by stać się żoną, i w pełni matką. Mimo,że mam dopiero naście lat ,to wiem,że go kocham. Całym sercem i całą sobą. 
To jest nie do zaprzeczenia,że powinniśmy być razem.  To niewiarygodne gdy mówiłam,że w nim się nie zakocham. 

- Przeczytajcie swoje wyznania - dodał pastor

- Raz -jesteś jak spełnione marzenie , dwa - po prostu chcę być z Tobą , trzy -  dziewczyno, to wyraźnie widać, że jesteś jedyną dla mnie. Jesteś uśmiechem na mojej twarzy. Jestem tutaj po to by Cię uszczęśliwiać. I ja nigdzie się nie wybieram. Złapię Cię jeśli spadniesz. Kate ,jesteś jedyną o której marzyłem ,o której śniłem, jesteś spełnieniem moich marzeń, i gdy będę już starszy, moja miłość nada będzie rosła, bo jesteś tą jedyną, do której miłość nie ustaje, wiem,wiele między nami było burz i wiele niedopowiedzianych słów. Ale chcę ,żebyś wiedziała tylko tyle,że kocham  Cię. 

W moich oczach pojawiła się łza, ale musiałam być dzielna i przeczytać to co sama przygotowałam. 

- Justin,skarbie - zaczęłam - Moje przemówienie nie będzie tak dobre jak Twoje, bo chcę Ci tylko powiedzieć tyle - przerwałam chwilą ciszy - Kocham Cię ,za to kim jesteś,że jesteś przy mnie,że mnie wspierasz. Przeżyliśmy już tyle razem,mogłabym opowiadać o Tobie dniami,miesiącami. Mamy wspaniałego synka. Jesteś moim słońcem które na co dzień wstaje przy mnie, jesteś jak dar z niebios, mimo,że nigdy w takie rzeczy nie wierzyłam. Kocham Cię każdym dniem i każdą nocą. Trwasz przy mnie w chwilach zawahania i wątpliwości, dziękuję Ci skarbie. Nic nie sprawi ,że poczuję się tak jak przy Tobie. Zawsze ja.. zawsze Ty...
- Zawsze my - dokończył Justin

Widziałam jak w jego oczach pojawiły się lekkie łzy, otarłam je po czym się uśmiechnęłam szeroko. 
Spojrzeliśmy na pastora ,który również miał łzy w oczach. Odkaszlnęłam lekko ,po czym pastor się otrząsnął i powiedział.

- Nałóżcie sobie te obrączki na znak i symbol swojej miłości. 

- Czy Ty Katherine Ann Gomez,bierzesz Justina Drew Biebera za swojego męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz ,że nie opuścisz go ,aż do śmierci?
- Tak,biorę - nałożyłam obrączkę Justinowi zauważając lekką ranę 
- Czy Ty Justinie Drew Bieber ,bierzesz  Katherine Ann Gomez za swoją żonę  i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz ,że nie opuścisz jej aż do śmierci?
- Tak,biorę - nałożyłem obrączkę Katherine
- Możesz pocałować Pannę Młodą

Justin przyległ do mnie lekko i musnął mnie w usta. Wszyscy zebrani w kościele zaczęli nam klaskać. Widziałam jak Shadow przebudził się i zaczął oglądać się i to co dzieje się w okół niego. Razem z Justinem wyszliśmy przed kościół.  Wciąż trzymając się za ręce.  Przy wyjściu Justin mocniej ścisnął moją dłoń,jakby dawał mi sygnał.

- Justin, to boli. Nie rób, będę miała siniaki. 
- Wybacz, to odruchowo.
- Wyjaśnij mi tylko skąd ta rana na Twojej dłoni? Dwa dni temu jej nie było.
- Kate, później.

Cicho westchnęłam i zeszłam ze schodów z Justinem.


JUSTIN

Wszyscy nam gratulowali i składali życzenia. Impreza odbywała się w hotelowym ogrodzie ,pod namiotem. Tak obydwoje z Kate zdecydowaliśmy i tak niech pozostanie. Gdy ścisnąłem mocniej dłoń Kate, zobaczyłem jak Blaze przechodzi przy naszym kościele. Wciąż miałem ochotę mu rozwalić czaszkę... Ale tym razem musiałem się opanować. Czyżby? 



________________________________________________________________________________

I jak Wam podoba się 64 rozdział ? <3

KOMENTUJCIE! <3 

oglądajcie : trailer do 2 części 



















piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 63

KILKA DNI PÓŹNIEJ.


KATHERINE



Obudziłam się około szóstej rano obok Vanessy. Dlaczego tak ? Musiałam się na wieczór panieński rozstać z Justinem. Ja poszłam z koleżankami ,On zaś ze swoimi kumplami. Justin urządził imprezę w naszym domu ,a ja w domku na plaży.  Shadow został z babcią ,więc nie mieliśmy czym się martwić. Zaprosiłam kilka koleżanek tj. Vanessę, Ashley ( obowiązkowo ) , kuzynkę Melody, Jessicę itd. Impreza rozpoczęła się około dziewiętnastej. Wcześniej z Vanessą pojechałyśmy odebrać ojca Justina z lotniska. Postanowiłam jechać z Van pod pretekstem wcześniejszej imprezy. Tak,żeby Justin się nie domyślał o co chodzi.  Około siedemnastej byłyśmy na lotnisku. Samolot Jeremiego lądował dziesięć minut później. Stałyśmy z tabliczką  z jego imieniem.  Około pięć minut po wpół do wyszedł mężczyzna  ubrany w białą koszulę i jeansowe spodnie.

- Dzień dobry Kate, miło poznać synową - zaśmiał się
- Dzień dobry proszę Pana
- Mów mi Jeremy
- W takim razie miło Cię poznać ,Jeremy. To moja przyjaciółka Vanessa. Odwieziemy Cię do hotelu ,a spotkamy się jutro na ślubie.
- Justin wie?
- Nie. Dowie się jutro.
- Niespodzianka?
- Owszem. Jutro także poznasz wnuka
- Mam wnuka?
- Tak. Shadow, chłopiec. Kochane dziecko.
- Chcę go poznać.
- Denerwujesz się?
- Czym ?
- Spotkaniem z Justinem. Nie widzieliście się jeszcze przecież.
- Boję się,że mnie odrzuci.
- Nie martw się, nie odrzuci. Justin wybacza, może nie zapomina ,ale wybacza wiele. I na pewno chcę Cię poznać lepiej.
- Myślisz?
- Uwierz mi ,spędzam z nim dużo czasu i wiem jaki jest.  Wiem co czuje, jak myśli o Tobie , i przede wszystkim co myśli.
- Wybaczy mi?
- Na pewno będzie chciał byś był w jego życiu.  Ty tego chcesz także, prawda? - zapytałam nieśmiało
- Chcę. Wynagrodzę mu to wszystko.

Około trzydziestu minut później byliśmy już w recepcyjnym hallu. Jeremy się zameldował i pożegnał z nami. Wyszłyśmy z budynku i wsiadłyśmy do samochodu. Godzinę później byłyśmy już ze znajomymi.  Bawiłyśmy się i śmiałyśmy.  Podobała mi się taka wersja odpoczynku, raz na jakiś czas bez facetów. Szczególnie płaczliwych.  Takich jak mój synek w nocy.


- Teraz czas na prezenty - oznajmiła Ashley a każda z dziewczyn wyciągnęła pudełko z prezentem.
- Nie trzeba. Po co to wszystko? - zapytałam
- Po to,żebyś się pytała.
- Irytują mnie takie odpowiedzi Vanesso.

Każda z dziewczyn położyła paczuszkę z prezentem na okrągłym stoliku.  Chwyciłam małą srebrną paczkę i wyciągnęłam z niej skąpą bieliznę.

- To na noc poślubną - zaśmiała się Ashley
- Dziękuję - zarumieniłam się lekko

Reszta prezentów była do siebie dość podobna. Wszystko związane z nocą poślubną.
Nawet znalazł się wibrator , różowy, haha. Odłożyłam go do pudełka i schowałam głęboko do szafy.
Wyszłyśmy na taras, pięć minut później do brzegu podpłynęła łódka.

- To zapraszam dziewczyny - skomentowała Vanessa


Wszystkie weszłyśmy na pokład. Dziewczyny zaczęły zdejmować ubrania,aż do stroju kąpielowego. Ja zostałam w sukience w której przyszłam.

- Czemu nie zdejmujesz?
- Nie mam ochoty.
- Kate - powiedziała Ashley i spojrzała na mnie wzrokiem przeszywającym ciało - Co jest ?
- Nic nie jest. Nic mi nie jest, dajcie spokój. Bawmy się dalej.
- Kate ,jesteś wśród najbliższych.
- Na prawdę, nic mi nie jest. Po prostu moja choroba się rozwija dość szybko. W poniedziałek wylatuję.
- Już? - powiedziały wszystkie razem
- Muszę, niestety. Nie chciałabym mieć już tego w sobie ,więc muszę lecieć. '
- Jeśli to dla Twojego zdrowia, to dobrze.


Wymigałam się od pokazywania ciała. Chociaż wiem,że Vanessa i Ashley chciałyby wiedzieć więcej. Wolę ich nie martwić, nie mówić im co się teraz dzieje. Co jest z moim ciałem. Chciałam,żeby to zostało tylko między mną a Justinem. Wiem,że teraz między nami jest ciężki okres, że robię różne rzeczy bez wyjaśnienia. Ale muszę tak,żeby jakkolwiek starać się przetrwać.  Przetrwać... Wiem, brzmi żałośnie. Ale ja teraz prowadzę walkę sama ze sobą. I mogę przegrać.



JUSTIN

Shots! To słowo królowało na moim wieczorze kawalerskim. Siedzieliśmy  u mnie w domu ,oglądaliśmy mecz rugby, piliśmy drinki,piwa, shoty, whisky, każdy alkohol który jest możliwy.
Około dwudziestej do drzwi ktoś zapukał. Blaze poszedł otworzyć.

- Justin! Mamy coś dla Ciebie - krzyknął

Do salonu weszła striptizerka ,ubrana w strój pielęgniarki.

- Chłopaki, miało nie być.
- Haha, myślisz,że byśmy Cię posłuchali ? Tu się jebnij - pokazał na głowę Blaze.
- Nie chciałem striptizerki ,tylko alkohol.
- Jest i to i to. Siadaj , a nie bzdury pierdolisz.

Chłopacy posadzili mnie na krześle w środku salonu , a tancerka zaczęła odprawiać swój taniec erotyczny.
Jej dłonie wodziły po całym moim ciele. A Ona ,powoli zdejmowała każdą z części swojej garderoby. Powoli pozbywała się swoich ubrań,jakby wszystko miało dziać się w zwolnionym tempie. Chciała być seksowna a wyszło żałośnie.  Z każdym spowolnionym jej ruchem coraz bardziej chciało mi się śmiać.
Chłopacy to widzieli i podobnie im się głupawka zaczęła. Dziewczyna się zestresowała i założyła na siebie ponownie to co miała na początku.

- Ej ej! - zaprotestował Blaze - Płaciliśmy za pełny taniec, i nagość.
- Nie z takimi dupkami. Tańczę a wy się śmiejecie.
- Bo robisz to żałośnie - dodałem
- Och tak, sam zatańcz przed dziesięcioma dziewczynami,chcącymi wepchnąć Ci kasę w majtki.
- Taki zawód sobie wybrałaś ,nas nie obwiniaj. My zapłaciliśmy. Tańcz.
- Chyba śnisz. Dziwką nie jestem, nie muszę robić co każesz. Masz - wyjęła pieniądze - wepchnij je sobie w dupę szmaciarzu - rzuciła pieniędzmi w Blaza.
- To  nie ja robię za kurwę.
- Nie jestem kurwą, tylko tancerką erotyczną ,jeśli nie widzisz różnicy ,to znaczy ,że jesteś kiepsko rozwinięty,dzieciaku.
- Lubię ostre.
- Widzisz! Nawet nie potrafisz przeprowadzić porządnej dyskusji - dodała zapinając zamek od swojego stroju.
- Możemy wyjść?
- Zjeżdżaj.
- Nie to nie.

Blaze wstał i chwycił ją pod nogami ,przekładając na swoje ramię. Tancerka zaczęła pięściami okładać jego plecy. Krzyczała ,żeby ją puścił, ale Blaze nie dawał za wygraną. Postawił ją na ziemię dopiero gdy zatrzasnęły się za nimi drzwi od gościnnego pokoju.

- Będzie się działo - skomentował Milo



Wszyscy równo jak w zegarku przytaknęliśmy mu. Po około dwudziestu minutach wysłuchiwania jęków, krzyków, uderzeń jakby klapsów Blaze i tancerka zeszli na dół. Ona jak sarna w popłochu uciekła z domu a Blaze oświadczył nam :

- Zakochałem się.
- Głupi jesteś,a nie się zakochałeś. Seks uprawiałeś i dlatego jesteś taki zadowolony. W końcu zaliczyłeś - zaśmiałem się
- Mogłem mieć każdą, Ona jest inna. Lubię zadziorne kobiety. Ja bynajmniej nie daję się ustawić kobiecie.
- To jest miłość. Co Ty możesz wiedzieć o miłości. Nigdy nie byłeś prawdziwie zakochany.
- A Ty jesteś?  Tak na prawdę zakochany?
- Tak jestem - oświadczyłem pewnie
- To dlaczego tyle było zerwań? Tyle nowych dziewczyn w Twoim życiu. Dlaczego dałeś się Liz?
- Nie wspominaj o Liz, kurwa! Nienawidzę dziwki.
- Dlaczego było tyle zerwań? - brnął dalej w swoje
- Docieraliśmy się po prostu.
- W małżeństwie też jak coś Tobie nie będzie pasować,pójdziesz do sądu o rozwód?
- Małżeństwo to coś innego. Katherine zawsze kochałem i będę kochał. Nasze docieranie się ,już nie będzie miało większego znaczenia.
- Tyle było dziewczyn w Twoim życiu, alkoholu, narkotyków ,dopalaczy.
-To akurat Wasza wina.
- Mogłeś nie brać. Brałeś, chciałeś więcej, czy Ona w ogóle ma pojęcie jaki byłeś zanim ją poznałeś? Ile ćpałeś ,ile piłeś alkoholu? Ile dziewczyn zaliczyłeś ,ile zapłodniłeś, ilu dziewczynom i facetom zajebałeś? Ile pochowałeś do piachu? Wie cokolwiek?
- Wie tyle ile musi.
- Oszukujesz ją. Jesteś kimś kim na prawdę nie chcesz być. Kimś kim nie powinieneś być.
- Mam syna i kobietę,którą kocham.
- Syna z przypadku,a  do Kate może po prostu się przyzwyczaiłeś.
- Blaze, wyjdź.
- Mówię prawdę.
- Wyjdź, kurwa. Jak nie chcesz mieć głowy w kawałkach na ścianie.

Jak kazałem tak Blaze odwrócił się i wyszedł z mojego domu.

Krew w moim organizmie wrzała niczym wrzątek. Czułem ,że muszę się na kimś wyżyć,na czymkolwiek.
Wybiegłem z domu.

- Blaze ,zaczekaj. Nie powiedziałem ostatniego słowa.
- Przepraszam? Kłócisz się z najlepszym kumplem o dziewczynę. Śliczną swoją drogą, rozumiem czemu się zauroczyłeś, ale taka Kate nie jest warta naszej przyjaźni i tylu lat znajomości.
- Czy moja dziewczyna Ci się podoba?
- A komu się nie podoba?
- Jak może Ci się podobać dziewczyna przyjaciela?
- Jak może się nie podobać? Justin ,każdy się za nią ogląda.
- Ale nie najlepszy kumpel. No kurwa, Blaze.
- Myślisz,że gdy się następnym razem pokłócicie ,nie wpadnie w moje ramiona? Zobaczysz jeszcze.
- Co ja Ci takiego zrobiłem?
- Miałeś wszystko czego ja chciałem. Miałeś zawsze wszystko co najlepsze ,a ja ? Nic nie miałem.
- Blaze, masz to na co zasłużyłeś.
- Tak ,ale Ty na tak dobrą dziewczynę nie zasłużyłeś. Nic o Tobie nie wie,ale w każdym bądź razie,może się dowiedzieć.
- Nie od Ciebie - skomentowałem.

Moja pięść wylądowała na nosie Blaze. Z dwóch dziurek zaczęła cieknąć krew. Blaze otarł nos palcami i zobaczył,że ma krew.

- Nie sądziłem ,że to zrobisz najlepszemu kumplowi.
- Już nie. Zbliż się do Kate, a rozjebie Ci łeb.  Nie poleci na takiego kurwiarza.
- To nie kurwa, tylko tancerka erotyczna.

Blaze odwrócił się i poszedł przed siebie. Na kostkach miałem lekkie zadrapanie i krew.  Wróciłem do swojego domu. Reszta moich znajomych siedziała na kanapie. Siedzieli dosłownie jakby na szpilkach.  Spojrzałem na nich ze złością w oczach. Złość przepełniała mnie całego. Miałem ochotę w tym momencie rozjebać mu głowę i wepchnąć do piachu. Przez takie wytrącenia z kontroli ,mogę nie panować nad sobą. To z kolei źle wpłynie na każdego. Skierowałem się do łazienki na zadrapanie nalałem trochę wody utlenionej z apteczki ,szczypało jak cholera. Ale czułem większy ból kiedyś. To szczypanie było niczym w porównaniu z tym co kiedyś było. Zmyłem z rąk ślady krwi i założyłem plaster.
Zszedłem na dół.  Rzuciłem się na kanapę i zacząłem rozmowę.

- Nie musicie siedzieć cicho, już się uspokoiłem - oznajmiłem
- Jak On się czuje? - zapytał Milo
- Wciąż go nienawidzę. Czy jeszcze któremuś z Was podoba się Kate?


Żaden się nie odezwał. Wiedziałem,że któremuś na pewno się jeszcze podoba,ale nie wymuszałem odpowiedzi. W mojej kieszeni około dziesięciu minut po północy zawibrował telefon. Wyciągnąłem go i spojrzałem na ekran. Pojawiła się na nim Kate.  Wstałem z kanapy ,i wyszedłem na taras. Przeciągnąłem palcem po ekranie ,przyłożyłem telefon do ucha

- Halo, kochanie? - zapytałem
- Justin, czy tu wciąż chodzi o nas?


________________________________________________________________________________


I jak kochani podoba Wam się 63 rozdział ? 

KOMENTUJCIE. <3

potrzebuję waszych opinii, bo mam pewien pomysł. Później Wam go zdradzę. Po prostu dawajcie opinie i zapraszajcie znajomych do czytania <3 


































środa, 17 lipca 2013

Rozdział 62

JUSTIN


Tak, boję się dotykać Kate. Nie to ,że nie chcę, bo chcę... bardzo. Ale boje się,że mogę jej coś zrobić. Że zwykłe dotknięcie lub klepnięcie w pośladki skończy się siniakami. Nie chciałem wyjść na takiego co okaże się ,że maltretuje kobiety. Wolałem uniknąć jakichkolwiek komplikacji. Słyszałem  jak płacze. Największa moja porażka, znów płacze... Przeze mnie?  W domu zapanowała cisza. Głucha cisza. Momentami było słychać przelatujące za oknami ptaki... Płacz Kate ucichł. Wyszła z łazienki i położyła się pod pierzyną w naszej sypialni. Spojrzałem na zegarek, dwadzieścia pięć minut po północy. Zauważyłem,że w pokoju Kate wciąż pali się nocna lampka ,która stoi przy naszym łóżku. Uchyliłem lekko drzwi i dostrzegłem spokojnie śpiącą królewnę.  Leżała lekko okryta kocem. Ściągnąłem go z niej i odłożyłem na fotel obok łóżka. Dostrzegłem ciało Kate, dla mnie było piękne ,z kilkoma ranami. Bolała mnie każda z nich tak samo mocno jak ją. Może nawet i mocniej... Pocałowałem ją w bark i okryłem naszą wspólną kołdrą. Uśmiechnęła się jakby wyczuła moją obecność. Podobało mi się to.  Uwielbiałem jej uśmiech, choćby w takiej postaci.  Tylko przez sen,ale zawsze coś.  Pomyślałem ,żeby sprawić jej przyjemność, chciałem ,żeby poczuła się jak księżniczka.  Poszedłem  na dół i odpaliłem laptopa.  Włączyłem stronkę na której dostarczają kwiaty całą dobę  ,siedem dni w tygodniu.  Wybrałem trzysta czerwonych róż i pięćdziesiąt białych.  Chcąc nie chcąc usnąłem kilka minut później na skórzanej kanapie. Obudziło mnie po dwóch godzinach ciche pukanie do drzwi.  Była to moja dostawa róż.  Otworzyłem drzwi i odebrałem kwiaty. Było och mnóstwo.  Ale tak właśnie miało być. Zapłaciłem kurierowi i dałem mu napiwek. Podpisałem odbiór kwiatów i zamknąłem cicho drzwi. Trzysta pięknych krwisto czerwonych róż stało w salonie i przedpokoju.  Piękny widok. Ale nie był to mój ostateczny  zamiar. Wyjąłem róże z wielkich koszy i z setki pourywałem płatki ,podobnie zrobiłem z białymi. Wymieszałem je ze sobą w koszu i wrzuciłem do suchej wanny. Później naleje do niej wody i dodam olejków eterycznych.  Resztę róż wziąłem i poukładałem w domu tak by mogła każdą zebrać. Wielki kosz z setką róż postawiłem przed drzwiami naszej sypialni.  Mam nadzieję,że to ją zadowoli.  Rozsypałem płatki róż po całym domu ,aż do tarasu, gdzie z róż ułożyłem serce , a naokoło świeczki. Stworzyłem romantyczny nastrój. W kuchni upiekłem czekoladową tartę wyłożoną truskawkami , i podałem szampana. Usłyszałem ciche szarpnięcie klamki na górze. Miałem nadzieję,że poczuje zapach tarty.

KATHERINE


Płakałam, rzewnymi łzami. Leciały niczym z wodospadu. Każda łza stawała się coraz cięższa, każdy ruch jakby mi ciążył. Moje ciało odmawiały współpracy ze mną... Podniesienie się z podłogi do pionu było niemalże niemożliwe. Ale po dwudziestu minutach walki udało mi się to. Uff. Jeszcze nie jest tak źle ze mną. Ubrałam się w piżamę i  powędrowałam do sypialni. Wolnym krokiem ,bo wolnym ,ale dostałam się. Pocałowałam synka w głowę i usnęłam. Byłam przemęczona. Jutro rano trzeba wstać na siłownię. Muszę pobiegać i zrobić porządek ze swoim ciałem. Śniło mi się... właściwie, to chyba nic mi się nie śniło.. Nie pamiętam. Wiem,że przebudziłam się zapachem ciasta. Założyłam na siebie luźną bluzę Justina i wyszłam przed pokój. Moim oczom ukazał się gigantyczny kosz pełny czerwonych ,pięknych róż. Było ich ze sto.
Justin się starał, ale skąd wziął  tyle róż ,o tej godzinie? Podobno dla chcącego nic trudnego... A tak było z Justinem. Był nieprzewidywalny. Zaciągnęłam się zapachem róż.. pachniały znakomicie. Podobnie jak ciasto ,którego zapach tkwił w całym domu.  Odsunęłam kwiaty i zeszłam na dół, na każdym kroku widziałam rozsypane płatki róż, podobało mi się to. Wszędzie róże ,które podnosiłam, gdy byłam coraz bliżej celu. Czyli w tym przypadku kuchni. Zebrałam dwa tuziny róż i dotarłam na miejsce.  W kuchni stał oparty o blat przystojny szatyn o czekoladowych oczach z doskonale wyrzeźbionym torsem. Stał w opiętej białej koszulce i czarnych spodenkach, na nogach miał założone supry a na szyi złoty wisior. W dłoni trzymał ciasto.


- Sam to zrobiłeś?
- Wszystko, sam. Cicho jak myszka.
- Zauważyłam.
- Nie chciałem Cię obudzić - uśmiechnął się zawadiacko
- Wiem,że chciałeś. Obudził mnie zapach ciasta.
- To dobrze - uśmiechnął się

Na stół postawił czekoladową tartę. Wyglądała pysznie, jak się okazało była również smaczna. Nie otruł mnie. W momencie gdy Justin pokazał mi wannę i kąpiel jaką dla mnie urządził, poczułam się winna... On był zawsze dla mnie taki dobry,a ja ? Wybuchałam bez powodu. Byłam złą dziewczyną.

- Skarbie, obiecuje ,że ten zły okres się skończy.
- Jaki zły okres?
- Między nami, to moje wybuchanie.
- Nie jesteś wulkanem, nie wybuchasz. Denerwujesz się po prostu przez moje niepotrzebne gesty.
- Justin, każdy pocałunek, muśnięcie ciepłych warg, te wszystkie czułe gesty i słowa ,sprawiają ,że kocham jak nigdy nie kochałam.
- Wiem to skarbie, nie martw się,zniosę to.


Justin musnął mnie w wargi ,jak zawsze to robił. Zaniósł mnie do łazienki na rękach i napuścił wody do wanny, dolał olejki o zapachu leśnych owoców i zapalił świeczki.

- Wejdziesz ze mną?
- Mogę?
- Jeśli chcesz patrzeć na te siniaki, jeśli to zniesiesz, zapraszam.
- Już je widziałem, myślę,że dam radę - ucałował mnie w czoło i zdjął z siebie garderobę.

Wsadził mnie do wanny po czym sam wszedł. Siedziałam między jego nogami. Jak zwykle. Tym razem było przyjemnie. Położyłam głowę na jego tors i wtuliłam się w niego, jego dłonie spoczęły na moim brzuchu. Podobało mi się to, uwielbiałam takie momenty.

- Co jeśli - zaczął Justin - Jeśli coś Ci się tam stanie?
- Justin - uniosłam ton - Nawet tak nie myśl. Nic mi się nie stanie.
- Obiecaj.
- Skarbie - wzdychnęłam - Nic mi się nie stanie, obiecuje.
- Zawsze Ty..
- Zawsze ja, zawsze my . Nie bój się.

Justin ucałował mnie w bark ,woda w wannie zaczęła stygnąć. Obydwoje wstaliśmy z wanny. Justin wyszedł pierwszy i mnie wyciągnął. Cały czas traktował mnie jak księżniczkę. Szczerze? Podobało mi się to.
Założyłam na siebie ręcznik,a Justin pociągnął mnie za rękę.

- Muszę się ubrać.
- Nie musisz.


I tak tym oto sposobem wyszłam w samym ręczniku z łazienki. Podobnie jak Justin. Ręcznik opierał się o jego biodra. Wyglądało to apetycznie. Justin splótł nasze palce i zabrał mnie ze sobą na taras. Było tam ogromne serce zrobione z płatków róży  i czerwonych i białych. W samym środku wielkiego serca stały dwa kieliszki z szampanem, a dookoła były ustawione świeczki. Na dworze panował jeszcze lekki mrok ,więc wyglądało to na prawdę romantycznie. Justin podłączył swój telefon do głośników i puścił piosenkę. Podał mi dłoń i zaprosił do tańca.


- To jest marzenie które goniłem,chcąc tak bardzo by to stało się rzeczywistością. I kiedy trzymasz moją dłoń, wtedy rozumiem, ,że tak ma być. Bo kochanie kiedy jesteś ze mną, to tak jakby anioł przyszedł  i zabrał mnie do nieba.  Jak Ty byś wzięła mnie do nieba. Bo kiedy wpatruję się w Twoje oczy, nie może być lepiej. Więc kochanie,wiem z pewnością,że nie pozwolę Ci odejść - nucił Justin.

Dostałam własny koncert do ucha. Prywatny występ na tarasie.  Uśmiechałam się cały czas , uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Aż do pewnego czasu...


JUSTIN


Miałem w ramionach cały swój świat, tą wyjątkową dziewczynę.  Tą jedyną. Tańczyliśmy, śmialiśmy ,śpiewaliśmy razem. Nagle poczułem jak z Kate uchodzą wszystkie siły i upadła. Poległa na ziemię,zamknęła oczy i w kolejnym momencie upadała na ziemię. Uśmiech zszedł z jej twarzy a kolory z niej odeszły. Była blada ,niczym nieboszczyk. Chłód z jej ciała był podobny do zimnego śniegu. Siniaki na jej ciele zaczęły się zdecydowanie odznaczać. Kontrastowały w tym momencie z bielą jej ciała. Wyczuwałem puls, oddychała, uspokoiłem się. Wziąłem ją na swoje ręce i zaniosłem do łóżka. Widocznie rak zaczął walczyć z jej ciałem i organizmem ,powoli wygrywając? NIE! Nie mogłem na to pozwolić. Około szóstej nad ranem poczułem szturchnięcie na swoim ramieniu.

- Justin - usłyszałem cichy ton mojej księżniczki
- Jestem,jestem skarbie.
 - Boli.
- Co Cię boli?
- Brzuch.

Położyłem dłoń na jej brzuchu i lekko zacząłem masować.

- A teraz?
- Odrobinkę lepiej. Dziękuję.

Z jej oczu wyciekła łza,którą natychmiastowo otarłem. Katherine znów opadła z sił i zasnęła. Boję się,boję się o jej zdrowie, boje się,że może nie wytrwać do operacji. Ale jednocześnie staram się wierzyć,że jest silna i sobie poradzi... Oszukuję siebie?


________________________________________________________________________________

I jak kochani 62 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3



zapraszam także tutaj : http://whatswomenlike.blogspot.com/








niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 61

KATHERINE [ zawiera + 18 ]


- Dlaczego myślisz,że to Twoja wina? Przecież nie miałbyś jak tego zrobić.
- Kate, może Cię za mocno uścisnąłem?
- Nie. To na pewno nie od tego. Pojedziemy do szpitala ,tam się wszystko wyjaśni.
- Jeśli to ja , na prawdę nie chciałem.
- Justin! To nie Ty.

Położyłam dłoń na jego policzku i musnęłam delikatnie usta.

- Zadzwonię po Vanessę,żeby się zajęła Shadow.

Ubrałam na siebie rzeczy ,które miałam w torbie i zadzwoniłam po Vanessę. Zgodziła się przyjechać. Po piętnastu minutach była już u nas. Pożegnałam się z nią. I razem z Justinem wyszliśmy z domu. Justin wyciągnął z kieszeni od spodni kluczyki i otworzył samochód. Wsiedliśmy do niego. Justin wsadził kluczyki do stacyjki i wyjechał z naszego podjazdu. Widziałam jak się zadręcza tym,że to On mógł zrobić. Tylko wciąż nie rozumiem,dlaczego?  Przecież to może być spowodowane czymkolwiek. Mogłam gdzieś się uderzyć, nie poczuć tego, mógł Shadow mnie kopnąć gdy macha nóżkami. Wszystko mogło na to wpłynąć ,więc dlaczego akurat Justin pomyślał,że to On mógł spowodować? Widziałam w jego oczach strach, i żal. Żal ,że mi dzieje się coś takiego. Było mi przykro gdy widziałam jego smutną minę. Bez słowa złapałam go za rękę i splotłam nasze palce. Justin jakby stał się spokojniejszy. Ocierałam kciukiem o jego skórę na dłoniach. Na twarzy Justina wyrysował się uśmiech. Mnie to także uspokoiło.
Aby poznać siebie trzeba by było spojrzeć na siebie przez czyjeś oczy. A ja widziałam siebie w odbiciu Justina czekoladowych tęczówek. Jest dla mnie wszystkim,i nie chcę ,żeby tak myślał, szczególnie kilka dni przed ślubem. Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Justin zaparkował przed szpitalem ,wysiadł jako pierwszy i od razu poleciał aby otworzyć mi drzwi. Wysiadłam i podziękowałam mu całusem. Na co Justin się uśmiechnął.  Złapał mnie za rękę i jednym naciśnięciem guzika zamknął auto. Splotłam nasze palce, na co byliśmy jeszcze bliżej siebie. Weszliśmy do szpitala i od razu skierowaliśmy się do gabinetu mojego lekarza.  Zapukałam ,na co lekarz odpowiedział, proszę. Weszliśmy razem z Justinem do środka i zajęliśmy dwa miejsca przed biurkiem mojego doktora.

- Co Cię ponownie tu sprowadza?
- Lubię szpitale - zaśmiałam się
- Da się zauważyć. A poważnie?
- Poważnie to to - odkryłam bluzkę i wskazałam sine miejsce
- O matko, co Ty robiłaś? Jak to się stało?
- Gdybym wiedziała, nie byłoby mnie tutaj.
- To też fakt, połóż się tam - wskazał na "kozetkę" - Sprawdzimy.

Lekarz wziął do rąk stetoskop i wsunął  do uszu, a słuchawkę przyłożył do mojego brzucha. Była zimna, zimna niczym kostka lodu. Na szczęście po dłuższym przykładaniu zaczęła się ogrzewać ciepłem mojego ciała. Lekarz kazał mi oddychać głośno, tak by sprawdzić czy nie zachodzą żadne zmiany w moim żołądku. Wynik : negatywny. Odetchnęłam z ulgą. Lekarz przyjrzał się z bliska sinemu miejscu.

- Już wiem czym to jest spowodowane.
- Czym?
- Ech, Kate. To po prostu jest tak. Masz osłabiony organizm, i każdy mocniejszy ucisk wywołuje takie zasinienie. Widocznie ktoś Cię przytulał - spojrzał na Justina z wyrzutem - zbyt mocno ,i dlatego zostaje sine miejsce.
- Na pewno nie od przytulania.
- Może się gdzieś uderzyłaś. Po prostu uważaj. Każdy siniak to wylew krwi więc ,uważaj.
- Ta. Dziękuję doktorze.

Wstałam z miejsca i skierowałam się do wyjścia. Justin wciąż siedział na fotelu nic nie mówiąc.

- Kochanie ,idziemy - dodałam

Justin wstał z wielkim oburzeniem,jakby miał wybić wszystkich.  Szarpnął za klamkę i wyszedł przed szpital. Dość szybkim krokiem. Moje krótkie nóżki ledwie zdążyły go dogonić.  Szarpnęłam go za kurtkę i odwróciłam w swoją stronę.

- Justin! O co Ci teraz chodzi?
- Po pierwsze, nie dotykaj mnie w takim stanie ,po drugie , nie dotykaj mnie w takim stanie.
- Jakim stanie?
- Gdy jestem wkurwiony.
- Na co?
- Jak ten typ mógł na mnie spojrzeć z wielkim wyrzutem,przecież nie zrobiłem tego celowo. Gdybym wiedział,nie ściskałbym tak mocno.
- Justin! Kurwa. To tylko lekarz, będziesz się nim przejmował?
- Słyszałaś co powiedział.

Złapałam oba poliki Justina w  swoje dłonie i ścisnęłam je. Z ust Justina powstał dzióbek ,który pocałowałam. Justin zaczął się śmiać.

- Wszystko w porządku?
- Zdecydowanie lepiej.

Justin złapał mnie za rękę, i ścisnął ją ,po czym pociągnął mnie za sobą. Fakt ,zabolało mnie to,ale wolałam milczeć,niż słuchać jak znów obwinia siebie. Wsiedliśmy do samochodu i mieliśmy jechać do domu. Bynajmniej taki był plan.


JUSTIN


Postanowiłem ją gdzieś zabrać. Nigdy tam nie była,wiem, nie zabierałem tam jej jeszcze. Skoro Vanessa zajmuje się naszym maluszkiem,możemy to troszkę wykorzystać? Prawda? Prawda!
Gdy tak jechaliśmy Kate przeczesała dłonią moje włosy. Zapach jej ciała przyciągał niczym magnez.
Wyjechaliśmy poza miasto

- Justin gdzie jedziemy? - zapytała
- Zobaczysz ,nie bój się.
- Łatwo powiedzieć,trudniej zrobić.
- Ufasz mi?
- Ufam.
- W związku kochanie - westchnąłem - Chodzi o to by móc dać się porwać i ufać komuś. Być z kimś w jednym dryfie.
- Być w jednym dryfie...Skoro tak mówisz,to porywaj.

Po ponad godzinie drogi,dojechaliśmy na miejsce, założyłem Kate opaskę na oczy.

- Nie bój się,skarbie.  Ile widzisz palców? - pokazałem trzy
- Pięć?
- Nic nie widzisz?
- Kompletnie nic. Zaczynam się Ciebie bać.
- Nie ma powodów skarbie.

Złapałem ją mocno za dłoń, by się nie wywaliła i prowadziłem.

- Uwaga, trzy stopnie.

Katherine weszła trzy stopnie w górę,ja zaś otworzyłem drzwi.

- Zapraszam.


KATHERINE

Justin mimo wszystko jest niezwykłym dżentelmenem.  Nie pozostawiał mnie samej ani na chwilę. Weszliśmy do jakiegoś domku ,jestem tego pewna. Przeszliśmy przez niego i zeszliśmy schodkami w dół. Pod swoimi stopami poczułam miękkość podłoża. Piaszczysta plaża, szum morza... Justin ściągnął mi opaskę z oczu, tak staliśmy nad morzem.

- Gdzie jesteśmy?
- W naszym domku skarbie, naszym drugim domu.


Mewy spacerowały przy brzegu, a fale obijały się z głośnym pluskiem o brzeg i kamienie niedaleko nas.
Moja głowa spoczęła na ramieniu Justina, a jego dłonie na otoczyły mnie i złożyły się na moim brzuchu. Całkowicie zapomniałam o bólu. Obróciłam się w stronę Justina.

- Jest tu może duże łóżko? Na dwójkę?
- Jak myślisz?
- Pokażesz mi je? - przejechałam ręką po jego torsie


Justin wziął mnie na swoje ręce. Obydwoje wiedzieliśmy czego chcemy w tej sytuacji. Przyszedł oczekiwany dzień, w którym znów mieliśmy złączyć się w jedność. Być jednością, jednym ciałem ,jedną duszą. Być bardzo blisko ze sobą. Rozpuściłam swoje długie włosy ,i stałam się władcza. Położyliśmy się z Justinem na duże łóżko w naszej sypialni. Ściągnęłam z siebie ubrania,podobnie jak i Justin.

JUSTIN


Nie trzeba było długo czekać bym usłyszał cichy piskliwy krzyk, i pojękiwanie Kate. Od kiedy w niej byłem minęło około pięciu minut. Z każdym wsunięciem penisa wydobywała z siebie cichy jęk. Szybkie ruchy bioder doprowadzały ją do błogiego obłędu. Kate nie pozostawała mi ani na chwilę dłużna, poruszała swoim ciałem jak żadna inna. Potrafiła wygiąć się tak,lub ułożyć się w taką pozycję,abym mógł wejść najgłębiej.  Tak też zrobiłem. Po chwili byliśmy w innej pozycji. Uklęknąłem na łóżku a Kate była ułożona niczym kocica, na czworaka. Ponownie wprowadziłem penisa w nią. Zmieniliśmy pozycję jeszcze kilkukrotnie. Tym razem Katherine była na mnie i ujeżdżając mnie wydawała z siebie odgłosy zadowolenia, a razem z nią łóżko. Złapałem ją za biodra, po czym pochyliła się do mnie i nasze usta złączyły się w pocałunku.
Mój język tańczył z nią. Kate po chwili zaczęła coraz głośniej jęczeć, co dodało mi "mocy"  pchałem coraz szybciej i intensywniej. Moje ciało zalała fala dreszczy i zimnego potu. Podobnie miała Kate. Po stosunku opadła zmęczona na mnie. Wciąż będąc niej ,ułożyliśmy się w pozycji embrionalnej. Przywarłem mocno do Kate. Znów byliśmy jednością, jak kiedyś. Tak ,racja. Seks nie jest najważniejszy w związku. Ale jest ważny. Bez niego ległby cały związek. Jeśli para nie dogaduje się w łóżku to co dopiero w życiu?
W łóżku jak i w życiu musimy mieć komunikację prawidłową ze swoim partnerem bądź partnerką. Bez tego się nie obejdzie. Wyszedłem z niej i wtuliłem się w jej rozgrzane ciało. Widziałem to sine miejsce, doskonale. Ale Kate nie narzekała na ból. Wręcz odwrotnie, chciała mocniej, więcej, szybciej.
Katie przymknęła oczy ,a po chwili słyszałem już tylko jej spokojny oddech. Milczała i drzemała w ciszy. Przytuliłem ją do siebie zapewniając spokojny sen. Moje oczy także znużył sen. Po około dwóch godzinach, obudziliśmy się. Spojrzeliśmy na zegarek.

- Kochanie - powiedziała cicho Kate - Musimy jechać do domu, Shadow czeka.
- Vanessa się nim zajmuje.
- Nie możemy jej tak wykorzystać.

Miała rację. Nie mogliśmy być tu aż tak długo... Ale zawsze zabawę można dokończyć w domu. Hyhy.
Ubraliśmy się i opuściliśmy nasz dom. Ponad godzinę jechaliśmy do domu. Ale w końcu dojechaliśmy.
Wchodząc zastaliśmy Vanessę śpiącą na fotelu ,obok łóżeczka Shadow. On tak samo spał.  Wyszliśmy z pokoju dając Vanessie możliwość wyspania się. Na marne, bo troszeczkę zbyt mocno trzasnąłem drzwiami. Trudno.

- O ,wstałaś - zacząłem
- Spałam?
- Nie, wąchałaś poduszkę - zaśmiałem się
- To ja już pójdę.
- Dziękuję skarbie, za opiekę nad Shadow - dodała Kate


KATHERINE


Vanessa przytuliła się do mnie i wyszła. Było dość późno. Weszłam na górę i ucałowałam swoje maleństwo w główkę. Spał sobie smacznie, w ciszy, w pokoju było słychać wyłącznie jego kołysankę,Shadow ssał smoczek i spokojnie oddychał. Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam wziąć prysznic. Zdjęłam z siebie ubrania,i spojrzałam w lustro , na moim ciele pojawiło się kilka nowych siniaków. Kilka na biodrach, na pośladkach, na barkach i łopatkach. Do łazienki cicho wszedł Justin.

- Oo,kochanie, znów gotowa?
- Daj spokój Justin. Nie jestem w stanie.
- Co się stało? - złapał mnie za rękę
- Nie dotykaj mnie. I wyjdź.
- Co się stało?
- Wyjdź, proszę.
- Miało być miło.

Justin odsunął kosmyk włosów zza ucha i pocałował mnie w szyję.

- Wyjdź. Nie żartuję. Jestem cała posiniaczona, nie dam rady więcej.
- Kate, przepraszam.
- Wyjdź. Po prostu wyjdź i zostaw mnie teraz samą.

Justin zrobił jak kazałam, w miarę jak drzwi wolno się zamknęły, upadłam na ziemię i zaczęłam płakać.


_________________________________________________________________________________

I jak kochani 61 rozdział? 
Podoba Wam się? Komentujcie! <3


zapraszam tutaj : http://whatswomenlike.blogspot.com/

ps. Nie zostawiajcie komentarzy typu : zapraszam do mnie,odwiedź mnie, ani nie reklamujcie się,bo usunę komentarz. Plus, na prawdę nie mam czasu na inne blogi, nie czytam. 











piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 60

KATHERINE


Rano obudziłam się wystraszona, nie trzymałam już w swoich dłoniach swojego syna. Odetchnęłam z ulgą zauważając jak słodko śpi w swoim łóżeczku. A ja leżę koło Justina. Mojego mężczyzny. Tak to było oficjalne. Kocham go ponad życie. Miłość jest znalezieniem siebie w innej osobie. Kochać i być kochanym to tak jakby z obu stron grzało nas słońce.  Shadow cicho kwilił, wstałam jako pierwsza, o dziwo przespał spokojnie całą noc, aż dziwne. Wzięłam go na ręce i wyszłam z nim na dół, nakarmiłam go i położyłam na kanapie. Shadow zaczął rozglądać się.

- Tak skarbie, tutaj mieszkasz i tu będziesz rosnąć. Nawet jeśli mamusia odejdzie.


Od kilku dni nachodzi mnie dziwne wrażenie.  Jakby coś miało się stać... Nie wiem czy dobrego czy złego ,ale mam dziwne przeczucie ,że coś się wydarzy. Może jest to po prostu stres związany ze ślubem? Oby.
Bujałam chwilę Shadow ,aż w końcu sen skleił mu ponownie oczka. Uśmiechnęłam się do siebie.
Shadow był moim darem od niebios. Tak, dokładnie. Cieszyłam się ,że jest między nami i ,że będzie świadkiem jak mamusia i tatuś zostają małżeństwem.  Bujałam jeszcze go przez chwilę i odłożyłam do łóżeczka ,które stało w salonie.  Weszłam do kuchni i zrobiłam Justinowi śniadanie, naleśniki z sosem klonowym. Chciałam mu je zanieść do salonu ,ale Justin wyczuł zapach naleśników i zbiegł na dół. Usiadł przy stole i wciągnął zapach nosem.

- Jesteś najlepszą żoną - dodał Justin
- Jeszcze nią nie jestem - zaśmiałam się
- Jesteś najlepszą narzeczoną - uśmiechnął się uroczo
- Oo , żoną będę jeszcze lepszą - zaznaczyłam
- To na pewno.

Justin podszedł do mnie i uniósł mnie , pocałował mnie w dekolt  i odstawił na ziemię ,wciąż trzymając w talii.  Moje spojrzenie padło prosto w jego czekoladowe oczy, mogłabym w nich utonąć.  Jakby dosłownie były z czekolady.

- Dziękuję Ci - dodał
- Za co dziękujesz?
- Za tak pięknego syna, za to ,że mi go urodziłaś i za to ,że jesteś ze mną mimo wszystko.
- Skarbie nie pamiętasz? Zawsze Ty...
- Zawsze ja , zawsze my - dokończył - Pamiętam. Ale boję się
- O co?
- Że się nie pojawisz na ślubie, że Cię mi ktoś odbierze, że zginiesz, boję się każdego dnia o Ciebie. To jest straszne, gdy o tym pomyślę ,wszystko mnie boli. Każda część mojego ciała odmawia ze mną współpracy i przeszywa mnie ból rozchodzący się po całym ciele.
- Justin - położyłam dłoń na jego policzku - Byłam,jestem i będę, zawsze. Nie obawiaj się.
- Nawet wieczność z Tobą wydaje się z Tobą za krótka.
- Dzień w którym Cię poznałam, sprawił ,że zastygłam w bezruchu, wstrzymałam swój oddech, od samego początku.
- Umierałem każdego dnia czekając na Ciebie.
- Kochanie nie bój się, pokochałam Cię na tysiące lat, i będę Cię kochać.
- Czas przyniósł mi Twoje serce.


Justin przytulił mnie mocno i zastygliśmy w bezruchu.  Z moich oczu uleciały łzy i skapnęły na jego białą koszulkę. Otarłam łzy ze swoich oczu dłońmi i odkleiłam się od Justina ,ponownie uśmiechając się.

- Zjedz śniadanie ,skarbie.
- Ty nie zjesz ze mną?
- Nie jestem głodna, nie zjem na śniadanie naleśników na słodko.
- A ja owszem - zaśmiał się

Dzisiaj była moja  ostatnia przymiarka sukni. Musieliśmy teraz od nowa wprowadzać poprawki i szyć od podstaw nową , bo gdy mierzyli na mnie pierwszy raz suknię,był zamiar ,że będę jeszcze w ciąży. Ale cóż, życie przyniosło co innego. I mimo wszystko ,jestem zadowolona.

- Skarbie, jakie masz dzisiaj plany - zaczął Justin
- Idę mierzyć swoją suknię ślubną
- Mogę..
- Nie nie możesz iść ze mną. To przynosi pecha - zaśmiałam się
- Ale
- Nie , nie ma ale ja chcę.
- Kate! Nie dokańczaj za mnie zdań. Skąd wiesz co chcę powiedzieć?
- Znam Cię - uśmiechnęłam się i poszłam na górę

Ściągnęłam z siebie wczorajsze ubranie, i weszłam pod prysznic. Opłukałam ciało wodą i namydliłam się truskawkowym żelem pod prysznic.  Spłukałam się wodą i wyszłam spod prysznica.  Stanęłam na przeciwko lustra widząc swoje ciało. Przyjrzałam się dokładniej i zauważyłam,że mam dziwne sine miejsce na lewych żebrach. Dotknęłam to lekko a moje ciało przeszedł silny ból. Uchyliłam się lekko by się uspokoić. Po dziesięciu minutach zesztywniałej pozy ,wyprostowałam się i ponownie spojrzałam w lustro. Ujrzałam także dodatkowe kilogramy, stwierdziłam,że to dobry pomysł by nie jeść tego śniadania. Po ciąży faktycznie mi się  trochę przytyło, nie miałam czasu by to zauważyć ,ale tego ranka wszystko się zmieniło. Miałam chwilę czasu i muszę zrzucić przed weselem kilka kilogramów. Drobne posiłki ,siłownia, bieganie, basen. Co się da ,byleby zrzucić kilka zbędnych mi kilogramów.  Założyłam na siebie luźniejszą koszulkę i czarne spodnie,by wizualnie wysmuklić swoje nogi.  Włożyłam adidasy i zeszłam na dół.

- Skarbie, jadę przymierzać suknie, zostaniesz z małym ,tak?
- Zostanę, chwila odpoczynku dla Ciebie
- Czy ja wiem,czy to będzie odpoczynek.
- Kobiety lubią suknie, więc będzie - zaśmiał się
- Do zobaczenia później.

Justin pocałował mnie namiętnie w usta ,po czym lekko klepnął w tyłek.

- Leć maleńka.
- Nie rób tak.
- Czemu?
- Po prostu nie rób. Pa.
- Pa - powiedział zdezorientowany


JUSTIN

Kocham Kate, uwielbiam ją, jest moją narzeczoną i przyszłą żoną, za niecały tydzień,ale nigdy nie zrozumiem jej zachowania. Raz jest dobrze, nic jej nie przeszkadza, jest najsłodszą dziewczyną jaką znam,a raz zmienia się w diablice ,która by rozniosła każdego i wszystko co ma dookoła siebie. Nigdy jej nie przeszkadzało klepanie w pośladki, wręcz sprawiało nam to obydwojgu przyjemność. A teraz? Nagle zaczęło jej przeszkadzać, i gdy tylko dotknąłem pośladka swoją dłonią posłała mi wrogie spojrzenie. Nie zrozumiem jej. Jest dla mnie najważniejsza i liczy się tylko Ona,żadna inna. W końcu jest moją księżniczką, i lubię w niej tę diablicę,ale tylko nocami, gdy się tyczy to seksu. Pod żadnym innym pozorem nie drażnić. Grozi zabiciem.
Kate wyszła z domu. Całe szczęście?  Może się uspokoi przez ten cały czas, między kobietami. Podszedłem do kołyski w której spał mały Shadow. Był identyczny jak ja gdy byłem takim maleństwem.  Pogłaskałem go po jego małej główce i zjadłem w kuchni swoje śniadanie. Po naleśnikach na talerzu nie został nawet ślad. Wsadziłem naczynie do zmywarki i  poszedłem do salonu po Shadow. Wziąłem go śpiącego na swoje ręce i zaniosłem na górę, musiałem mieć go całkiem niedaleko gdy będę się kąpał,golił i przebierał.  Na górze wsadziłem go do kołyski i włączyłem kołysankę ,spokojną, przy której nawet dorośli mogliby zasnąć. Lekko rozbujałem kołyskę i z szuflady wyciągnąłem czyste bokserki , z szafy świeżą koszulkę, tak mi się wydaje, ładnie pachniała ,nie moja wina,że mam wszystko szafie porozwalane, ja wiem gdzie co leży. Haha.  Wziąłem z szafy także szare dresy i poszedłem do łazienki. Na szafce niedaleko prysznica położyłem swoje ubrania. Zdjąłem bokserki i wrzuciłem je do kosza na pranie. Wszedłem do kabiny prysznicowej i namoczyłem ciało. Wziąłem żel pod prysznic o zapachu mango , namydliłem się i spłukałem ciepłą wodą. Umyłem całe ciało z dokładnością. Szczególnie niektóre przednie partie ciała. Wyszedłem na zewnątrz i zawinąłem ręcznik na swoich biodrach tak aby się nie osunął. Podszedłem do lustra i wyciągnąłem z szafki maszynkę do golenia. Ogoliłem się na twarzy i nie tylko, hyhy. Opłukałem lekko wodą, aby oczyścić. I założyłem nowe bokserki, po czym koszulkę i dresy. Wysuszyłem włosy ,stawiając je do góry.  I wyszedłem z łazienki. Melodia z kołysanki przestała grać. Podszedłem do kołyski Shadow by ją ponownie nakręcić, i spojrzałem w dół. Shadow już nie spał. Nawet nie zaczął płakać. Wziąłem go na ręce i podszedłem z nim do okna , mając nadzieję,że znów będzie chciał zasnąć.



KATHERINE

Po godzinie znalazłam się w swoim salonie sukien ślubnych. Od progu czekała na mnie mama i  Kim.
Przywitały mnie gorącym buziakiem w polik.

- Długo się nie widziałyśmy,Kate - powiedziała Kim
- To prawda, ale cieszę się,że dopięłaś wszystko na ostatni guzik na ten ślub
- Mam nadzieję,że to będzie ostatni Twój ślub i to taki stresujący ,hm?
- Ostatni. Nie planuję nikogo poza Justinem. Mam nadzieję,że On także nie - uśmiechnęłam się
- Jesteś tutaj z nami dzisiaj, nie uciekłaś jeszcze, więc jest dobrze.
- Nie zamierzam uciec. Nie tym razem
- Prawie jak tradycja. I Ty i Justin uciekacie od zobowiązań.
- Mówię,nie tym razem.
- Innego nie będzie.
- Tradycji nie będzie. Możemy już wejść? - powiedziałam lekko zdenerwowana
- Możemy - dodała moja mama

Pierwsza weszła Kim, później ja a na końcu za mną moja mama.  Zamknęła za nami drzwi i skierowałyśmy się za Kim.

- Przyszłyśmy na poprawki sukni Margaret

Margaret była kierowniczką tego salonu sukni. Była bardzo miłą kobietą, wyrozumiałą,cierpliwą i do bólu szczerą. Mówiła mi za każdym razem co leży źle a co jest idealne. Skrytykowała mnie na wejściu już za moją postawę. Ale wyszło mi to na dobre. Nie będę się już garbić. Margaret przejęła biznes po rodzicach. Mieli najpiękniejsze suknie w mieście ,sami je wytwarzali na swoim zapleczu. Każda dziewczyna ,która wychodziła za mąż dostawała niepowtarzalną suknię ślubną,dzięki czemu mogła poczuć się jak księżniczka.
Każda była jedna i niepowtarzalna, jedyna w swoim wyśmienitym rodzaju. Jedyny znak rozpoznawczy ich sukni to diamentowy kwiat na metce. Prawdziwe diamenty. Dzięki czemu suknia nabierała jeszcze większej wartości. Ja miałam może i zwyczajną białą,opływającą ciało. Ale czułam się w niej wyjątkowo. Nie chciałam żadnych falban, czy wielkich sukni jak było do tej pory. Mały ślub, skromna suknia, wszystko dystyngowanie ,ze smakiem.

Margaret przyniosła moją białą suknię i kazała mi iść do przymierzalni. Tak też zrobiłam. Kim i moja mama rozsiadły się na kanapie przeznaczonej dla druhen , podano im szampana, którego nie raczyły odmówić. Podał im go przystojny "kelner" ,który służył tutaj za wabik takich kobiet jak Kim czy moja mama. Westchnęłam i weszłam do przymierzalni, rozebrałam się do samej bielizny odsłaniając swoje obrzydliwe ciało. Tak bardzo go teraz nienawidziłam. Tak bardzo jak nigdy. Pewnie wiele kobiet ma takie poczucie swojej wartości. Ja zawsze miałam takie,że byłam silna, niezależna, podobałam się sobie. A teraz? Sine żebra, tłuszcz, ciążowe pozostałości w formie kilogramów. Przełamałam się i założyłam swoją suknię. Znów czując się księżniczką. Szczerze? Poczułam się lepiej widząc jak suknia na mnie zwisa. Wymagała teraz wielu poprawek, za dużo materiału na brzuchu. Margaret podeszła i zapięła mi suknię z tyłu. Wzięła do dłoni kilka szpilek i wbiła je w poduszkę znajdującą się na jej lewym  nadgarstku. Pociągnęła suknię z kilku stron i spięła ją w nową ,idealną suknię. Pokazałam się mamie i Kim,którym aż dech w piersiach zabrał mój widok.

- Może być?
- Córciu! Wyglądasz jak księżniczka. Pięknie - skomentowała po czym pocałowała mnie w polik
- Chyba troszkę ten szampan na Ciebie zadziałał ,hm?
- Nie. Co to jedna lampka, wyglądasz przepięknie - upierała się
- Dziękuję. Kim,co Ty sądzisz?
- To samo co Twoja mama. Wyglądasz jak księżniczka. Wszystko idealnie. Jaka suknia taki związek.

Uśmiechnęłam się wdzięcznie i odwróciłam się do lustra. Więc tak się czuja przyszła Pani Bieber?
Katherine Bieber, Justin Drew Bieber, Shadow Justin Drew Bieber , idealnie. Przyłożyłam dłoń do brzucha, lekko po nim przejeżdżając ,niechcący najechałam na swój brzuch, co wywołało ból. Zacisnęłam szczękę i poprosiłam do siebie Margaret.

- Zrób suknię ciut ciaśniejszą.
- Dlaczego, przecież będzie zbytnio przylegała.
- Będzie dobra, proszę.
- Skoro tak uważasz.


Niby wiem,że i tak zrobi po swojemu,łudzę się,że postara się i zrobi moją wersję, mam nadzieję. Schudnę. Do tego czasu zgubię te kilogramy. Tak ,wiem,że je zgubię.

Wyszłam już w normalnych ubraniach a suknię ślubną przekazałam Margaret.

- Dziękuję Margaret - pocałowałam ją w polik - Możemy iść?


Mama i Kim wstały z kanapy. Troszkę zachwiane były po tym szampanie. Ale to nic, odwiozę je do domu. Zawiozłam najpierw swoją mamę a potem Kim na sam koniec Nowego Jorku, tu gdzie mieszkała. Wysiadła i poszła do domu. Ja zaś skierowałam się na siłownię niedaleko mojego domu. Wzięłam z bagażnika strój do ćwiczeń ,który zawsze tak jest. Zamknęłam samochód i poszłam na siłownię. Weszłam do środka i w "recepcji" spotkałam Ashley.


- Hej skarbie - przywitała mnie ciepło
- Hej Ash! Co Ty tu robisz?
- Pracuję, nie zdążyłam się pochwalić?
- Nie było okazji, rzadko się teraz widujemy od  Twojego porodu
- Tak wiem,ale obiecałam już Vanessie ,że poświęcę Wam więcej czasu jak tylko będę miała ten zabieg i ślub. Wtedy będzie normalnie.
- Trzymam Cię za słowo - powiedziała Ashley - Uciekam, klientka czeka na swój trening.
- Miłej pracy.
- Miłych ćwiczeń

Uśmiechnęłam się i odebrałam kluczyk od szatni. Przebrałam się i zamknęłam szafkę. Poszłam na siłownię i od razu skierowałam się na bieżnie. Bieganie zawsze mi najlepiej pomagało zrzucić kilogramy. Podobnie jak pływanie. Ale dzisiaj nie miałam ze sobą stroju, poza tym nie pokazałabym sinych żeber.

Biegałam około trzech godzin. Upociłam się przy tym niezmiernie. Wzięłam butelkę wody i wypiłam ją w dosłownie pięć sekund. Otarłam się ręcznikiem i poszłam do szatni. Ciuchy  w których przyszłam wrzuciłam do torby i wrzuciłam na miejsce pasażerskie. Oddałam kluczyk do szatni w recepcji i podziękowałam. Wyszłam z budynku i postałam chwilę na dworze by się schłodzić i uspokoić puls. Po dziesięciu minutach wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu. Wzięłam swoją torbę i wysiadłam z samochodu ,zamknęłam go i weszłam do domu. Justin spał z Shadow na łóżku w naszej sypialni, pewnie go trzymając. Piękny widok, moi mężczyźni. Uśmiechnęłam się i po cichu wyszłam na palcach z pokoju. Torbę wrzuciłam do łazienki i rozpakowałam ją tam. Wyciągnęłam cichy z torby i położyłam obok prysznica.
Takie treningi będę miała teraz codziennie. Muszę. Weszłam pod prysznic i opłukałam swoje spocone ciało,umyłam je żelem mango i opłukałam ciepłą wodą. Wyszłam spod prysznica i podeszłam do zaparowanego lustra. Otarłam je ręcznikami papierowymi.

- Jezu!- krzyknęłam - Justin, co tu robisz? Myślałam,że śpisz.
- Spałem. Ale usłyszałem puszczanie wody. Nie chciałem Cię wystraszyć.
- Możesz wyjść?
- Kate, co się dzieje? Jesteś nieswoja ostatnio.

Justin podszedł bliżej mnie i przytulił moje nagie ciało. Ścisnął mnie w miejscu ,gdzie było sine. W moich oczach pojawiły się łzy a w ciele pojawił się ból.

- Justin,proszę puść.
- Kate, co to jest?

Justin opuścił mnie z uścisku i odwrócił w swoją stronę, spojrzał na sine miejsce. A jego wzrok nie przestawał ani na chwilę kontrolować mojej reakcji.

- Co to jest? - powtórzył - Kto Ci to zrobił? Ja?


________________________________________________________________________________



I jak kochani 60 rozdział? Podoba się? Mam nadzieję!
Komentujcie <3 


zapraszam tutaj : http://whatswomenlike.blogspot.com/

























środa, 10 lipca 2013

Rozdział 59



KATHERINE


Shadow jest z nami już od dwóch tygodni w domu.  Daje nam się we znaki, szczególnie w nocy. Zwłaszcza w nocy. Sąsiedzi powinni wiedzieć ,że przybył nowy członek rodziny. Shadow cały czas dokazuje. Jak na takie małe dziecko śpi tyle co nic. Jest bardzo spokojny ,jak na takiego malucha, który powinien płakać,większość czasu. W dzień leży,bawi się ze swoim tatusiem. Justin lekko nim buja, robi "samolot", tuli go, pokazuje co się dzieje za oknem w wielkim świecie.  Shadow bacznie się przysłuchuje temu co mówi Justin,jakby rozumiał i przetwarzał co do niego tata mówi. Dwa dni po porodzie wyszłam ze szpitala. Czułam się już dobrze, a nawet świetnie. Justin od początku zajmował się mną i synem. Był i jest dalej bardzo opiekuńczy od razu pokochał Shadow tak samo jak i ja. Dzisiaj postanowiliśmy wyjść na świeże powietrze z nim. By zaczerpnął odrobinkę świeżości i czystego tlenu. Nie kierujemy się daleko. Bo gdy pokażemy światku dziecko, nigdy nie będzie miał spokoju. Z resztą ani On ani my.  Nigdy go nie mieliśmy. Wyszliśmy najpierw do naszego ogródka oddalonego od tego całego wielkiego świata i splendoru ulic. Shadow otworzył oczka i przyglądał się jakby z zaciekawieniem całemu otoczeniu. Wyciągnęłam go z wózka i pokazałam nasz piękny rozłożysty ogródek w którym będzie dorastał. Justin i ja w tym samym momencie po raz pierwszy zobaczyliśmy jego szczery uśmiech, zadowolone oczka i uśmiech od ucha do ucha.
Ucałowałam go w główkę i włożyłam z powrotem do wózka. Justin rozłożył nam  w ogrodzie kocyki i ponownie wyciągnął małego z wózka. Justin ułożył Shadow na swoich dłoniach. Usiedli razem na kocu ,Justin znów zachowywał się jak ten facet ,którego poznałam na samym początku i z którym się związałam. I chcę związać na całe swoje życie.

Nigdy nie wiesz jak Twoje życie się zmieni. W jednym momencie siedzisz ze znajomymi na plaży,śmiejecie się, gracie na gitarach i śpiewacie, opowiadacie historyjki i pieczecie pianki, a w drugiej chwili trzymasz małe dziecko na rękach, Twój skarb, jest Ono Twoim światem.  Nie widzisz nic prócz dziecka i tego ,żeby mu dobrze się życie wiodło.  Tak było z nami. Ze mną i Justinem. W jednej chwili żyliśmy tak beztrosko. Spacerowaliśmy po plaży objęci, wyjeżdżaliśmy bez zmartwień w co i jak się spakować, było nam wszystko jedno, aby się wyspać, wychodziliśmy wieczorami do klubów czy też mieliśmy romantyczne wieczory we dwoje , a teraz ?  Teraz mamy dziecko, ślub za tydzień, i całe życie  przed sobą,we troje.  Nigdy  na pewno, nie będę żałowała nocy w którą powstał Shadow. Nigdy nie pożałuję ,że mam syna takiego jakiego mam i ,że w takim czasie się urodził. Zdecydowanie nie pożałuję,że pozwoliłam Justinowi być we mnie bez zabezpieczenia,że zrobiliśmy to tak niemądrze, tak nierozsądnie. I ,że w takich okolicznościach. Na pewno nie pożałuję tego co kiedyś robiłam, jaka byłam i z kim byłam i z jakich powodów. Nie żyję ani w przeszłości ,ani w przyszłości. Liczy się teraźniejszość i to co mamy teraz, co się z nami dzieje i co jest w danym momencie. Reszta to historia. Cieszę się z tego co los mi dał, że mam swoich mężczyzn przy sobie. Nie zamieniłabym tego co mam na nic innego w świecie.

- Kate? - zapytał nieśmiało Justin tym samym przerywając mi moje rozmyślanie
- Tak?
- Kochasz Ty mnie jeszcze?
- Co to za pytanie ? Oczywiście ,że kocham. Całym sercem i całą duszą, całym ciałem. Nigdy nie sądziłam,że mogę kogoś pokochać tak mocno jak Ciebie.
- Też Cię kocham skarbie, Was kocham. '
- A buzi dostanę? - zapytałam nieśmiało

Justin udowodnił mi to,że mnie kocha , pochylając się do mnie i muskając mnie w usta. Po czym lekko wsunął swój język. Nasze języki pieściły naprzemiennie swoje podniebienia. Uwielbiałam w nas to. Potrafiliśmy jeszcze wzbudzać w sobie to co na początku. Całą sielankę i pocałunek przerwała nam Vanessa, która zastukała w szybę od tarasu,po czym na niego weszła.

- A Wy co się nie zakluczacie? Ktoś może się włamać - zaśmiała się wskazując palcem na siebie
-  Po co? Wszystko co potrzebujemy jest tutaj.
- Oo - wyciągnęła - Przeszkadzam Wam w takim razie?
- Nie, pewnie ,że nie. Chodź do nas,siadaj.

Vanessa podeszła do nas i ułożyła swoją torebkę obok koca, zdjęła buty i uklęknęła. Po czym obaliła się i usiadła na kocu. Pocałowała małego w głowę i skierowała się do mnie.

- Rozstałam się z Nicholasem.
- Kim?
- Moim byłym chłopakiem - dodała
- Myślałam ,że byłaś z Lucasem?
- Owszem, byłam. Trzech chłopaków wcześniej.
- Jezu! - podniosłam ton - Tak długo nie było mnie przy Tobie? Czemu nic nie mówiłaś?
- Mówiłam, starałam się. Niestety. Myślałam,że nie stawiasz facetów przed przyjaciół. A szczególnie mnie.
- Nigdy tego nie robiłam. Zawsze byłam sama dla siebie. Albo dla siebie i Was.  Starałam się bynajmniej.
- Myślałaś,że to się nie zmieni ? W związku z Justinem czy dzieckiem?
- Tak. Nawet nie zauważyłam jak Shadow i Justin stanęli przed Wami. Oczywiście są ważni ,bo to moi chłopcy w końcu. Ale obiecuję ,że to się zmieni.
- Kiedy?
- Jak tylko weźmiemy ślub i zrobię ten zabieg. Wszystko wróci do normy.  Tak myślę, postaram się ,żeby było tak jak dawniej. Tak jak kiedyś.
- Nie chcę żebyś rezygnowała z dotychczasowego życia.
- Nie zrezygnuję. Ale też nie rzucę wszystkiego dla Ciebie. Mam nadzieję,że rozumiesz.
- Rozumiem. Znam Cię wystarczająco długo,by wiedzieć,że staniesz choćby na rzęsach,a się nie zawiodę na Tobie.


Vanessa przytuliła się do mnie, a mały zaczął cicho kwilić.  Wyciągnęłam ręce w kierunku Justina. Na co ten pokazał,że nie da mi go.

- Ja się nim zajmę - dodał Justin - Musicie pewnie sobie wyjaśnić jeszcze kilka rzeczy.
- Dziękuję skarbie - ucałował mnie w głowę i wszedł do domu.


- Powiedzieliście już może komuś o nim? O waszym synu?
- Nie. Znaczy tylko Tobie, Ashley i moim rodzicom.
- Czemu? Trzymacie go w tajemnicy? Dlaczego?
- Nie chcemy ,żeby miał zepsute dzieciństwo i wieczne ukrywanie się. Ciągłą walkę z paparazzimi ,my wystarczająco dużo straciliśmy przez nich. Kto ma wiedzieć,ten wie.  Na weselu za tydzień dowiedzą się goście. A propo wesele, pomożesz mi coś załatwić do końca?
- Pewnie. Jestem VH  Master -  gestykulowała
- Nie rób tak więcej - zaśmiałam się
- W czym Ci pomóc?
- Chcę Justinowi zrobić niespodziankę.
- Jakaś bielizna?  Hmm?
- Nie! To ma na co dzień. Chcę sprowadzić na ślub jego ojca.
- Po co? Przecież mówił Ci,że nie chce.
- Mówił,że chce. On chce, po prostu się go boi.
- Boi?
- Boi się spotkania z nim, spotkania z przeszłością. Boi się o to,że jego tata nie chce go lepiej poznać. A jest w wielkim błędzie. Jego tata tak samo się boi jak i On. Ktoś mu to załatwić. Napisałam już do niego.
- I?
- Zgodził się. Musisz go w takim razie w piątek odebrać z lotniska. Zgoda?
- Tak ,o której?
- Jego ojciec będzie dzień wcześniej przed ślubem około osiemnastej.  Zawieziesz go do hotelu , tu masz adres - dałam  jej karteczkę z adresem - Tak ,żeby Justin nic nie wiedział. Okej?
- Tak ,zgoda.


Siedziałam z Vanessą pół godziny  i domawiałyśmy szczegóły.

- Skarbie? - powiedział Justin
- Tak?
- Mały jest głodny, nakarmiłabyś go?
- Pewnie, już.
- To ja już pójdę - dodała Van.

Wstałyśmy z ziemi i skierowałyśmy się do domu.

- To do zobaczenia na weselu - powiedziała
- Pa słońce

Wróciłam do Justina i wzięłam Shadow na ręce.
- Chodź maluszku, mamusia Cię nakarmi.


Shadow zaczął się śmiać, i na mojej buzi pojawił się uśmiech. Poszłam z nim na górę i zaczął ziewać. Zmieniłam mu pieluchę i założyłam czyste śpioszki. Usiadłam z nim na fotelu. Trzymając go na rękach przystawiłam go do piersi i zaczęłam karmić. Shadow zamknął oczy i usnął. Ja zaś trzymając go mocno zbliżonego do siebie, również zasnęłam.

JUSTIN


Uwielbiam naszego maluszka. Nigdy nie spotkałem tak spokojnego a zarazem żywego dziecka. Potrafił spać tylko trzy lub cztery godziny w dzień. Potrafił spędzić cały dzień z otwartymi oczami ,leżąc na kanapie lub będąc zabawianym przez swoich rodziców. Wiedziałem,że podąży moimi śladami. I będzie taki jak tata. Miałem nadzieję. Shadow jest naszym szczęściem, nigdy nie pożałuję dnia w którym powstał. I to w jakich okolicznościach to się stało. Kochamy i będziemy go kochać ,zawsze. Około północy poszedłem zajrzeć do naszej sypialni ,w której stało łóżeczko i obok bujany fotel dla matki z dzieckiem. Siedziała na nim Kate trzymając małego w swoich ramionach. Podszedłem do nich bezszelestnie, na palcach. Wziąłem Shadow z rąk Katherine i ułożyłem go w łóżeczku. Okryłem kołdrą i podszedłem do Kate. Wziąłem ją na ręce i ułożyłem na naszym wielkim łóżku. Okryłem ją kołdrą i wtuliłem się w nią śpiąc obok.


________________________________________________________________________________


I jak kochani 59 rozdział ? :)

komentujcie! <3 


WCHODŹCIE TU : http://whatswomenlike.blogspot.com/
 :)