Justin cały czas wydawał się rozdrażniony, i pobudzony. Cały czas chodził zamyślony i roztargniony,jakby był w innym świecie. Miałam wrażenie jakby cały czas był obecny gdzie indziej.
- Skarbie,co się dzieje? - zapytałam cicho gdy Justin trzymał mnie w pasie podczas pierwszego tańca - Jesteś jakiś nieobecny, coś Ci nie pasuje? Coś się stało?
- Wszystko gra skarbie
- "Gryzie" Cię coś ? - wtrąciłam
- Kate, nic mi się nie stało. Po prostu ten dzień, jest stresujący.
- Kochanie, już po wszystkim,możesz się rozluźnić, teraz tylko pora na zabawę.
- Masz rację - potwierdził Justin
W tym momencie okręcił mną i pocałował przy sali pełnej gości, chodzili Oni w okół nas. Jak to zazwyczaj na weselach i nam klaskali, krzyczeli gorzko, mało, mało. Ona temu winna, On jest temu winien, pocałować ją powinien. Początek pierwszego tańca tańczyliśmy do All About Us , wszystkim się podobało. Aż nadszedł moment którego nikt się nie spodziewał. Przerwano muzykę i puszczono kawałki z różnych piosenek takich jak : YMCA , Rack City , I Like Big Butts , MilkShake, Yeah i tym podobne. Wszyscy byli bardzo zdziwieni, ale podobało im sę, przy ostatniej piosence i wykonaniu tego tańca dostaliśmy owacje na stojąco. Jakby się nie spodziewali ,że coś takiego wymyślimy. Obydwoje z Justinem w drodze do hotelu przebraliśmy buty w limuzynie na białe Conversy, więc każdy musiał się spodziewać. A może i nie? W każdym razie, moja sukienka okazała być się idealną na cały wieczór, mogłam się w niej swobodnie ruszać. I z tego co widać zrzuciłam kilka kilogramów. Justinowi też nie brakowało klasy. Po pierwszym tańcu, zespól zagrał kilka utworów do których mogliśmy wszyscy swobodnie tańczyć. Po dwudziestu minutach intensywnego tańczenia ,kelnerzy podali obiad. Był homar, kurczak, ryby, wszystko czego dusza zapragnie.
Usiedliśmy z Justinem na swoich miejscach. I obserwowaliśmy ludzi znajdujących się na sali. Położyłam głowę na ramieniu Justina i splotłam nasze palce,znów widząc jego ranę.
- Wyjaśnisz?
- Co takiego kochanie? - zapytał
- Tą ranę, co się stało?
- Nic ,skarbie. Mówiłem nie przejmuj się tym.
- Justin - powiedziałam stanowczo - Powiedz mi ,od czego to.
- Zwykłe zadrapanie.
- Yhm,yhm. I co jeszcze?
- Kate ,proszę Cię ,nie dramatyzuj,hm?
- Nie dramatyzuję. Powiedz mi po prostu od czego to jest.
- Kur..de, Kate, wczoraj na wieczorze kawalerskim był Blaze, byłem ja. Był alkohol, no i po prostu się posprzeczaliśmy. I poszturchaliśmy.
- O co tym razem poszło?
- O Ciebie.
- O mnie? Jak to?
- Kate,musisz wszystko wiedzieć?
- Tak muszę.
- Jezu, spodobałaś mu się, chciał mi Cię zabrać. Musiałem walczyć o swoje. Dlatego dzisiaj miał spuchnięty nos i zamiast pogratulować Ci uściskiem dłoni czy przytuleniem, pstryknął wyłącznie palcami i odszedł.
- Justin, przecież to Twój przyjaciel. Poza tym nie dałabym mu siebie.'
- Bałem się po prostu.
- Skarbie, jesteś i przystojniejszy, bardziej kochany, inteligentniejszy ,i uroczy. Jak On kiedykolwiek mógłby z Tobą konkurować? Przegrywa na samym starcie. Chcąc startować do narzeczonej swojego przyjaciela, sam spala się na starcie.
- Wiem,tak nie powinno być, ale emocje wzięły górę. I tak ostatnio wyalienowaliśmy się między sobą. Ta przyjaźń musiała dobiec końca.
- Przyjaźń nigdy nie dobiega końca.
- To widocznie nie była w takim razie taka przyjaźń jak sobie wyobrażasz - skomentował cicho - Więcej jest przyjaciół mojej fortuny niż moich samych.
- Jeśli znajdziesz przyjaciela, znajdziesz skarb , wiedziałeś o tym?
- Ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką, więc moim największym skarbem także.
Justin mocno złapał mnie za dłoń ,jakbym miała gdzieś mu uciec. Jednak tak nie było, chciałam teraz spędzić z nim każdą możliwą chwilę. Musnął moje usta, a wszyscy zebrani na sali zaczęli znów nam klaskać.
JUSTIN
Już Wam wyjaśniam sytuację z Blaze. Przechodził obok naszego kościoła. Chciałem się wyrwać do przodu i móc mu rozwalić głowę, ale miałem za sobą całą rodzinę,w dodatku trzymałem za rękę Kate. Nie mogłem od tak pobiec i mu przywalić. Mimo,że nachodziła mnie wielka ochota. Blaze zniknął na chwilę z horyzontu , po czym znów się pojawił z kwiatami. Podszedł do nas i złożył życzenia. Kate niczego nie świadoma, jakby tej wczorajszej sytuacji nie było ,podziękowała i wyciągnęła dłoń. Blaze spojrzał się na mnie. Wciąż pewnie pamiętał słowa o rozwaleniu czaszki. Wzdrygnął lekko i pstryknął palcami. Kate, wzięła od niego kwiaty i zdezorientowana czekała aż następny gość do niej podejdzie. Blaze podszedł do mnie i podał mi kopertę.
- Wiesz doskonale,że nic od Ciebie nie chce.
- Weź to. To nie pieniądze.
- Więc co?
- Weź ,i zobacz w domu. Później.
Odwrócił się na pięcie i odszedł. My tymczasem pojechaliśmy na swoją sale weselną i odtańczyliśmy nietypowy pierwszy taniec. Zjedliśmy obiad, porozmawiałem otwarcie z Kate, czułem wtedy jakbyśmy znów byli sami. I wciąż chodziło o nas. Wieczór był bardzo udany. Zatańczyłem ze swoją mamą, z mamą Kate, z kuzynkami, koleżankami Kate zaproszonymi na wesele w tym Vanessa i Ashley.
Zaś Kate tańczyła z moim tatą,ze swoim ojcem , z kuzynami, z moimi kolegami, tak wiedziałem ,że im to się podoba. Ale oddaliłem ten temat już na dzisiaj. Pokroiliśmy tort, całowaliśmy się, tańczyliśmy razem. Było idealnie. Niemalże idealnie, około drugiej nad ranem ,na salę wkroczyła Liz z Timem. Obydwoje z Katherine nie spodziewaliśmy się wizyty takich gości. Kate przerwała taniec ze swoim tatą a ja ze swoją mamą, podeszła do mnie i złapała mnie za rękę jakby się bała. Goście niewzruszeni nowymi osobami kontynuowali zabawę.
- Co Wy tu robicie? - zapytałem
- Przyszliśmy życzyć szczęścia, chyba wolno? - zapytał Tim
- Od kłamców, oszustów i sukinsynów nie chcemy.
- Nieładnie Justin, nieładnie , pożałujesz jeszcze ,że nas tak nazwałeś - skomentowała Liz.
- Mam się bać? - powiedziałem ironicznie
- A nie?
- Nigdy. Ja się nie boję, szczególnie takich miernot. Zioniecie alkoholem.. - stwierdziłem
- Pff - dodała Liz
- Możecie już wyjść. Jesteśmy zajęci. Jak widać, u nas doszło do ślubu, Tim - dodałem z uśmiechem na twarzy
Tim i Elizabeth wycofali się i wyszli z budynku ,jak widać było zdenerwowani. Liz złapała Tima pod rękę i wyszła chwiejnym krokiem.
- Chyba obydwoje są lekko wstawieni - zaśmialiśmy się z Kate
Wróciliśmy do gości. Impreza skończyła się około piątej nad ranem. Razem z Katherine ucałowaliśmy Shadow i poszliśmy do hotelu.
KATHERINE
Justin objął mnie w pasie i pożegnał się z gośćmi. Wyszliśmy z namiotu i skierowaliśmy się do naszego pokoju. W recepcji odebraliśmy nasz klucz do pokoju. Numer 969 , przypadek? Nie sądzę. Justin wziął go w dłoń i skierowaliśmy się do windy. Weszliśmy do niej i wcisnęliśmy dziesiąte piętro. Zajechanie na nasz poziom zajęło około pięciu minut. Lepsze to niż schody. Wyszliśmy z windy i skierowaliśmy się do pokoju. Justin otworzył drzwi i wziął mnie na ręce. Wniósł mnie do pokoju i zaniósł prosto na nasze łóżko zamykając za sobą drzwi. Justin zdjął moją suknię z ramion,a satyna sama spłynęła z mojego ciała.
Ja zdjęłam z Justina kamizelkę i muszkę. Dziwnie podniecające. Zdjęłam swoje białe szpilki,a Justin pozbył się swoich butów.Odpięłam jego koszulę odsłaniając umięśniony tors,lekka opalenizna uwydatniała go.
Justin pozbył się mojej bielizny , ściągnął swoje spodnie i bokserki ,po czym poległ na mnie.
- Zrób to skarbie, ten ostatni raz nim wyjadę.
- Jesteś pewna?
- Tak - cicho wysapałam
Justin nie czekał dłużej, tylko lekko przejechał kilka razy dłonią po mojej kobiecości, bym się bardziej podnieciła,aby miał lepszy dostęp. I tak też się stało. Gdy już byłam mocniej rozpalona, Justin wszedł we mnie w impetem. Jęknęłam cicho wbijając z całych sił w Justina swoje paznokcie,na co On lekko syknął zagryzając zęby.
- Przepraszam
- W porządku ,to było jeszcze dobre - uśmiechnął się uroczo
Justin zaczął coraz szybciej i intensywniej swoim penisem we mnie.
- Tak skarbie - jęczałam
Justin skubnął lekko mój język po czym zaczął całować mnie namiętnie ,co wywoływało dreszcz na moim ciele. Justin przejechał swoją dłonią po moim udzie,delikatnie z czułością,całował mój brzuch. Wywoływało u mnie to coraz szybszy oddech i chwilowe ciche pojękiwanie i stękanie. Justin przyłożył swoje usta do moich sterczących sutków, i zaczął je lekko całować, co jeszcze bardziej mnie podniecało. Moje dłonie wciąż złożone na jego plecach, łopatkach i barkach drapały go. Co rusz Justin całował mnie dbając o każdy szczegół, czy jest mi wygodnie, dobrze, czy nic mnie nie boli. Wszystko było w porządku, tę noc chciałam zapamiętać na zawsze.
Po godzinie namiętnego seksu obydwoje z Justinem poczuliśmy jak nasze ciała zaczyna ogarniać szaleństwo i przechodzi nas dreszcz podniecenia ,po czym obydwoje doszliśmy. Tak,to był najlepszy orgazm jaki miałam. Kiedykolwiek.
Justin trwając jeszcze chwile we mnie przywarł do mnie nagim ciałem. Około dziesięciu minut później wyszedł ze mnie i wstał z łóżka,podając mi dłoń.
- Prysznic skarbie? - zaproponował
- Chętnie
Uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka,podając dłoń Justinowi. Poszliśmy pod prysznic gdzie wspólnie wykąpaliśmy się truskawkowym żelem pod prysznic. Zmyliśmy z siebie ciężar dzisiejszego dnia. Po czym wyszliśmy i wytarliśmy się. Justin jak zwykle założył ręcznik na biodra, ja natomiast założyłam ręcznik na biust , wytarłam się i założyłam na siebie satynową koszulę nocną. Nie cierpię tego materiału jako piżama, ale musiałam się poświęcić by wciąż wyglądać seksownie. Justin założył swoje bokserki i to starczyło by wyglądał pociągająco. Położyliśmy się do łóżka już jako małżeństwo. Wtuliłam się w Justina.
Jus nachylił się do mnie i szepnął do ucha Kocham Cię,skarbie. Na co odpowiedziałam mu tym samym i musnęłam jego delikatne różowe wargi. Ułożyłam się wygodnie ,podobnie jak i Justin i zasnęliśmy przytuleni do siebie. Tak,czułam się bezpiecznie, otulona męskimi ,silnymi ramionami. Było przyjemnie.
DZIEŃ PÓŹNIEJ ,LOTNISKO W NOWYM JORKU , GODZINA 14.00
JUSTIN
Muszę się pożegnać ze swoją wybranką. Ale tylko na tydzień, aż tydzień? Zostaję sam ze swoim synkiem. Nie jest w gruncie rzeczy źle. Cały wczorajszy dzień Katherine chodziła roztrzęsiona, bała się ,że czegoś zapomni. A potrzebuje wyłącznie dwóch zestawów ubrań, i piżamy. I tak cały tydzień będzie w niej po zabiegu chodziła. Więc potrzebuje tylko czegoś na wylot i przylot. To wszystko. Nie widziałem powodu dla którego się stresowała. Około siódmej wstaliśmy , by powysyłać podziękowania dla wszystkich ,którzy byli na naszym weselu. Prócz paczek z naszymi perfumami i drobnymi upominkami ,które brali na weselu jak ciepłe bułeczki ,dostaną jeszcze słowne podziękowania. Razem z Katherine ułożyliśmy tekst. Około ósmej obudził się Shadow, Kate wzięła go na ręce i przewinęła, po czym nakarmiła i dała mi. Razem z Shadow drukowaliśmy podziękowania dla gości ,którzy byli na naszej imprezie. Shadow zaczął lekko gaworzyć jak to małe dzieci. Zaznaczał swoją obecność, gdy byłem pochłonięty drukowaniem. Gdy skończyłem ,pociąłem wszystko na karteczki z podziękowaniami i wrzuciłem do kopert. Zakleiłem je i podpisałem każdą z nich do kogo ma iść. Nakleiłem znaczki, język miałem suchy jak wiór. Ułożyłem Shadow do kołyski i dałem mu kilka grzechotek. Poszedłem na górę do Katie.
- Wszystko spakowane?
- Wydaje mi się ,że tak - kiwnęła głową
Kate jeszcze chwilę coś majstrowała przy komputerze, po czym coś wydrukowała. Wsadziła to w kopertę i wsunęła w szafkę obok swojej strony łóżka.
- Możemy jechać - dodała
Wziąłem jej walizkę i zniosłem do samochodu. Kate wzięła Shadow i pożegnała się z nim. Woleliśmy nie brać go na światło dziennie, zwłaszcza na lotnisko. Gdzie się czają na nas reporterzy,czekający by nam zrobić zdjęcie z dzieckiem. Przyjechała pod nasz dom moja mama, która miała się zająć Shadow.
Przyjechała jakieś dwadzieścia minut później. Pożegnała się z Kate. Nie rozumiem ,jak można tak szybko się pożegnać? Ja bym nie umiał pożegnać się z nią w pięć minut, ani pięć godzin,czy dni. Nigdy nie jestem na to gotowy. Około dwunastej musieliśmy wyjechać z domu,by Kate mogła zdążyć na odprawę. Tak więc zrobiliśmy. Wyjechaliśmy przed dwunastą,by zachować dla siebie kilka minut na pożegnanie. Katherine pocałowała Shadow na pożegnanie, i przytuliła moją mamę. Ze swoją pożegnała się wczoraj. Tak samo słodko jak z synkiem. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy na lotnisko.
KATHERINE
Będąc już na lotnisku, wiedziałam,że zbliża się tydzień samotności. Liczyłam jednak ,że wrócę zdrowa ,mogąc żyć spokojnie z moimi chłopcami. Patrzeć jak Shadow się rozwija, widzieć jego wszystkie pierwsze kroki, pierwsze słowa, ząbkowanie. Śmierć nie byłaby dobra dla mnie ani dla jego wychowania. Około dwunastej ,gdy już oddałam bagaż do prześwietlenia ,musiałam pożegnać się z Justinem. Na samą myśl w kącikach oczu zbierały mi się łzy. Musiałam w końcu dać im upust i rozpłakałam się. Jak małe dziecko. Justin przytulił mnie mocno do siebie i głaskał po plecach uspokajając mnie. Wiedziałam,że jemu samemu jest ciężko. Mocno się przytuliłam wycierając łzy w jego koszulkę.
- Przepraszam, wypiorę Ci ją jak wrócę - zaśmiałam się
- Poradzę sobie, tydzień. Nie dłużej skarbie.
- Za tydzień o tej samej godzinie już tutaj będę.
- Obiecujesz? - powiedział ze łzami w oczach
- Obiecuje skarbie - musnęłam lekko jego usta
Moja dłoń powędrowała na jego włosy i przeczesałam je. Justin lekko musnął moje usta. Czułam znów jakbyśmy pierwszy raz się całowali. Mimo,że wtedy nie było idealnie.
" Pasażerowie lotu 128 do Szwecji ,proszeni są o pokazanie biletów oraz przejście kontroli. Zapraszamy do barierek, dziękuję "
- Już na mnie czas ,skarbie , to mój lot - wskazałam na tabelę odlotów.
- Nie leć.
- Muszę, to dla zdrowia Justin
- Masz rację, wygłupiłem się.
- Przestań kochanie. Martwisz się. Tak samo jak ja, mam dziwne przeczucie.
Na prawdę miałam, dziwne wrażenie jakby coś miało źle pójść. Mam nadzieję,że to tylko stres przed operacją, oby.
- Kocham Cię - powiedział Justin
- Ja Ciebie też, do zobaczenia.
Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku ,namiętnym tańcu, rozpalającym wszelkie zmysły, wszelkie myśli i wspomnienia.
- Do zobaczenia - dodał Justin ,odrywając się od moich ust
Z oczu uleciała mi drobna łza,którą otarł. Odwróciłam się i poszłam w kierunku barierek. Sięgnęłam do torebki po bilet ,wyciągnęłam go i pokazałam "kontrolerowi" ,przeszłam dalej. Odwróciłam się i posłałam Justinowi całusa. Uśmiechnął się i wciąż patrzał. Poszłam do odprawy. Wszystko poszło sprawnie, zostałam sprawdzona, zero szkodliwych rzeczy. Jakżeby inaczej. Godzinę później wpuszczono nas do samolotu. Usiadłam na swoim miejscu i czekałam na odlot, po pół godziny czekania usłyszałam w końcu słowa by zapiąć pasy. Postanowiłam cały lot przespać. Gdy tylko wznieśliśmy się w górę odpięłam pasy i ułożyłam się wygodnie. Spałam ,chyba długo, dość długo. Po przylocie na miejsce, nawet nie czułam jak stewardessa mnie zapięła w pas, by nic mi się nie stało. Obudził mnie dzwonek informujący ,że wylądowaliśmy. Założyłam na siebie kurtkę i wysiadłam z samolotu. Poszłam odebrać bagaż.
Wzięłam swoją torbę. I poszłam do wyjścia , wsiadłam w taksówkę i pojechałam pod najbliższy klinice hotel pięciogwiazdkowy. Gdy dojechałam,zapłaciłam za przejazd i poszłam się zameldować. Wcześniej wybrałam ten hotel, przecież trzeba się zawsze przygotować. Weszłam do hallu i skierowałam się do recepcji. Zameldowałam się. Dałam dowód, recepcjonista sporządził moją kartę meldunkową i kartę pobytu. Otrzymałam klucz i zawiadomienie o różnych rozrywkach hotelowych. Podziękowałam i wzięłam swoją kartę pobytu i dowód. Poszłam do swojego pokoju znajdującego się na drugim piętrze. Numer pokoju 120 , przyzwoicie. Tym razem. Pokój jest dwuosobowy,ale wielki niczym cały salon u nas w domu.
Rozpakowałam się i wzięłam prysznic. Zrobiłam się głodna, siedząc w ręczniku na łóżku przeglądałam MENU ,pozostawione dla gości na stolikach nocnych. Zamówiłam tradycyjne danie o nazwie Flygande Jakob - czyli pieczony kurczak z bananami ,orzechami i sosem chili. Jedyne przyzwoite danie tradycyjne z tego kraju. Po około dwudziestu minutach kelner zapukał do moich drzwi. Już ubrana w swoją piżamę, było dość późno ,otworzyłam mu drzwi i wzięłam posiłek. Dałam mu napiwek i zamknęłam drzwi. Danie chociaż nie było opisem za ciekawe, smakowało na prawdę dobrze. Nie są to moje klimaty ,ale kurczak był pyszny. Orzechy i sos także, najmniej mi smakowały banany,ale zjadłam. Wypiłam szklankę soku wiśniowo jabłkowego i wystawiłam wózek przed drzwi jak mi kazano. Wróciłam do pokoju i położyłam się w łóżku. Włączyłam telewizor i zaczęłam przełączać kanały. Spojrzałam na telefon, milczał. Może to i dobrze, nie stresuję się już niczym. Pewnie wszystko w domu w porządku. Sen zmorzył moje powieki, zasnęłam. Obudziłam się około dziewiątej nad ranem,ubrałam się i umyłam zęby, zjadłam śniadanie. Wzięłam swoją torbę do kliniki i wyszłam przed hotel. Chwytając taksówkę,podniosłam z chodnika torbę i wsiadłam do taksówki. Pojechałam pod klinikę ,która była stosunkowo blisko mojego hotelu. Mogłam się przejść,ale po co marznąć. Jestem zbyt wygodna, zdecydowanie ,muszę to zmienić. Dojechałam pod klinikę. Wysiadłam z taksówki płacąc kierowcy. Weszłam do kliniki. Nagle ogarnął mnie strach. Kolory odeszły z mojej twarzy... Pielęgniarka złapała mnie pod rękę widząc mnie bladą.
- Coś się stało? - zapytała troskliwie
- Boję się.
- Panna Gomez?
- Tak. Właściwie nie.
- Gomez - Bieber, wyszłam za mąż.
- Dobrze,Kate. Uspokój się.
Pielęgniarka zaprowadziła mnie do mojego prywatnego pokoju w klinice. Był cały biały jak to w takich budynkach i posadziła mnie na łóżku. Po chwili wróciła ze szklanką wody. Podała mi ją, wypiłam ją jednym duszkiem. Na salę wszedł mój lekarz, wyjaśnił mi wszystko co do operacji i powiedział,że za trzydzieści minut zaczynamy. Tylko trzydzieści? Pielęgniarka podała mi strój do operacji. W kieszeni moich spodni zaczął wibrować telefon. Na ekranie wyświetlił się Justin , przesunęłam palcem po nim i odblokowałam telefon,przyłożyłam go do ucha. Nie zdążyłam powiedzieć nic ,a Justin zaczął swoją wypowiedź.
- Hej kochanie, to ja. Dzwonię tylko po to by powiedzieć Ci to ,że Cię kocham bardzo bardzo bardzo mocno. Chcę tylko byś wiedziała ,że jesteś moją księżniczką. Jesteś warta każdej miłości na świecie. Jesteś miłością mojego życia. Trzymaj się maleńka.
- Też Cię kocham.
Uśmiechnęłam się do siebie i usłyszałam dźwięk rozłączenia. Przebrałam się w strój i poszłam z pielęgniarką na salę operacyjną. Zdjęłam obrączkę, pierścionek zaręczynowy i wisiorek. Odłożyłam go na tackę. Na salę wkroczył lekarz z całym swoim zespołem ,który pomoże mu mnie operować. Podano mi narkozę.
Obudziłam się dzień później,żywa, cała i zdrowa.
- Kate,Kate - usłyszałam cichy głos i spojrzałam w górę.
Stał tam mój lekarz mówiąc ,że operacja się udała, jestem wśród nich i ,że wszystko na prawdę jest okej. W stu procentach wszystko wycięto. Byłam niezmiernie szczęśliwa. Zdołałam z siebie tylko wykrzesać
- Kiedy mnie wypuścicie?
- Możesz lecieć do domu już jutro rano.
Gdy usłyszałam tą wiadomość ,miałam chęć zadzwonić do Justina i powiedzieć mu,że to już jutro będę w domu. A moje obawy? Wciąż są, ale co się może teraz wydarzyć? Nic takiego. Byłam spokojniejsza. Uśpiłam swoją czujność. Następnego dnia ,opuszczałam już klinikę i hotel. Kupiłam bilet na lotnisku, dwie godziny przed odlotem i jakieś trzydzieści minut później byłam na pokładzie. Zdziwiło mnie ,że co następny pasażer to kobieta, w samolocie siedziały same kobiety. Samolot był dziwnie mały, na jakieś trzydzieści osób. Może czterdzieści. Jakieś dwadzieścia minut później zamknięto samolot i powiedziano ,że lot będzie szybciej. Bo już wszyscy jesteśmy. Ucieszyłam się ,że będę wcześniej w domu. Byłam w ogromnym i ciężkim błędzie. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Justina
- Skarbie,jestem w samolocie ,za chwilę ruszamy, będę niebawem w domu.
JUSTIN
Cieszyłem się jak małe dziecko gdy usłyszałem Kate, która oznajmiła mi wiadomość,że będzie niebawem w domu. Chwilę później usłyszałem krzyki, piski, i płacz. Usłyszałem jak Kate upuszcza telefon,a połączenie wciąż trwało.
" Zamknąć ryje tępe szmaty, żadna z Was nie poleci do domu. Żadna z Was już nie zobaczy tego domu. Nie płaczcie ,nie krzyczcie, nic Wam to nie da. Jesteście bystre ,domyślicie się co z Wami zrobimy"
- Justin, w szufladzie obok mojej części łóżka jest coś dla Ciebie w kopercie, otwórz to - powiedziała szeptem
- Ty brunetka! - krzyknął jakiś gość
- Ja? - powiedziała Kate cicho
- Do kogo gadasz?
- Do nikogo, nie mogę przecież, nie mam z kim.
- Chodź do nas. Będziemy Cię mieli przy sobie. Nie wywiniesz nic.
Usłyszałem już tylko jak wyciągają Kate z jej miejsca i zabierają ze sobą. Z tego co słyszałem opierała się. Bardzo, słyszałem jak krzyczy ,płacze i piszczy. Błagała o pomoc i o to by ją zostawili. Mogłem sobie tylko wyobrazić,jak się wtedy czuła. Sygnał w słuchawce został przerwany. Obiecałem sobie ,że znajdę ją. Mimo wszystko...
Jak kazała poszedłem do góry do pokoju i otworzyłem szufladę przy jej stronie łóżka. Otworzyłem ją i zobaczyłem kopertę z napisem Justin
Otworzyłem ją i wyciągnąłem zdjęcie....
Chwyciłem w dłoń nasze zdjęcie z napisem... W moich oczach pojawiły się łzy.
Przycisnąłem zdjęcie do klatki piersiowej i wybiegłem z domu.
________________________________________________________________________________
I jak kochani podoba Wam się 65 rozdział? Mam nadzieję! <3
KOMENTUJCIE. TO JUŻ OSTATNI W TEJ CZĘŚCI.
Pierwszego rozdziału drugiej części opowiadania możecie spodziewać się w przyszłym tygodniu. Szukajcie go tutaj : http://nothingcanmakemefeellikeyoudopart2.blogspot.com
Mam nadzieję,że następną część przejdziemy w tak licznym gronie jak tutaj.
Z całego serduszka chciałam podziękować Wam,za wspieranie mnie,za podnoszenie na duchu, za dodawanie weny, i przede wszystkim za pomoc. To dzięki Wam powstaje druga część.
KOCHAM WAS! <3
Natalia
KOCHANE JEŚLI LUBICIE UBRANIA ZAPRASZAM TUTAJ NA MOJE AUKCJE! http://www.vinted.pl/members/ 170356-1ststeptoforever