KILKA DNI PÓŹNIEJ.
KATHERINE
Obudziłam się około szóstej rano obok Vanessy. Dlaczego tak ? Musiałam się na wieczór panieński rozstać z Justinem. Ja poszłam z koleżankami ,On zaś ze swoimi kumplami. Justin urządził imprezę w naszym domu ,a ja w domku na plaży. Shadow został z babcią ,więc nie mieliśmy czym się martwić. Zaprosiłam kilka koleżanek tj. Vanessę, Ashley ( obowiązkowo ) , kuzynkę Melody, Jessicę itd. Impreza rozpoczęła się około dziewiętnastej. Wcześniej z Vanessą pojechałyśmy odebrać ojca Justina z lotniska. Postanowiłam jechać z Van pod pretekstem wcześniejszej imprezy. Tak,żeby Justin się nie domyślał o co chodzi. Około siedemnastej byłyśmy na lotnisku. Samolot Jeremiego lądował dziesięć minut później. Stałyśmy z tabliczką z jego imieniem. Około pięć minut po wpół do wyszedł mężczyzna ubrany w białą koszulę i jeansowe spodnie.
- Dzień dobry Kate, miło poznać synową - zaśmiał się
- Dzień dobry proszę Pana
- Mów mi Jeremy
- W takim razie miło Cię poznać ,Jeremy. To moja przyjaciółka Vanessa. Odwieziemy Cię do hotelu ,a spotkamy się jutro na ślubie.
- Justin wie?
- Nie. Dowie się jutro.
- Niespodzianka?
- Owszem. Jutro także poznasz wnuka
- Mam wnuka?
- Tak. Shadow, chłopiec. Kochane dziecko.
- Chcę go poznać.
- Denerwujesz się?
- Czym ?
- Spotkaniem z Justinem. Nie widzieliście się jeszcze przecież.
- Boję się,że mnie odrzuci.
- Nie martw się, nie odrzuci. Justin wybacza, może nie zapomina ,ale wybacza wiele. I na pewno chcę Cię poznać lepiej.
- Myślisz?
- Uwierz mi ,spędzam z nim dużo czasu i wiem jaki jest. Wiem co czuje, jak myśli o Tobie , i przede wszystkim co myśli.
- Wybaczy mi?
- Na pewno będzie chciał byś był w jego życiu. Ty tego chcesz także, prawda? - zapytałam nieśmiało
- Chcę. Wynagrodzę mu to wszystko.
Około trzydziestu minut później byliśmy już w recepcyjnym hallu. Jeremy się zameldował i pożegnał z nami. Wyszłyśmy z budynku i wsiadłyśmy do samochodu. Godzinę później byłyśmy już ze znajomymi. Bawiłyśmy się i śmiałyśmy. Podobała mi się taka wersja odpoczynku, raz na jakiś czas bez facetów. Szczególnie płaczliwych. Takich jak mój synek w nocy.
- Teraz czas na prezenty - oznajmiła Ashley a każda z dziewczyn wyciągnęła pudełko z prezentem.
- Nie trzeba. Po co to wszystko? - zapytałam
- Po to,żebyś się pytała.
- Irytują mnie takie odpowiedzi Vanesso.
Każda z dziewczyn położyła paczuszkę z prezentem na okrągłym stoliku. Chwyciłam małą srebrną paczkę i wyciągnęłam z niej skąpą bieliznę.
- To na noc poślubną - zaśmiała się Ashley
- Dziękuję - zarumieniłam się lekko
Reszta prezentów była do siebie dość podobna. Wszystko związane z nocą poślubną.
Nawet znalazł się wibrator , różowy, haha. Odłożyłam go do pudełka i schowałam głęboko do szafy.
Wyszłyśmy na taras, pięć minut później do brzegu podpłynęła łódka.
- To zapraszam dziewczyny - skomentowała Vanessa
Wszystkie weszłyśmy na pokład. Dziewczyny zaczęły zdejmować ubrania,aż do stroju kąpielowego. Ja zostałam w sukience w której przyszłam.
- Czemu nie zdejmujesz?
- Nie mam ochoty.
- Kate - powiedziała Ashley i spojrzała na mnie wzrokiem przeszywającym ciało - Co jest ?
- Nic nie jest. Nic mi nie jest, dajcie spokój. Bawmy się dalej.
- Kate ,jesteś wśród najbliższych.
- Na prawdę, nic mi nie jest. Po prostu moja choroba się rozwija dość szybko. W poniedziałek wylatuję.
- Już? - powiedziały wszystkie razem
- Muszę, niestety. Nie chciałabym mieć już tego w sobie ,więc muszę lecieć. '
- Jeśli to dla Twojego zdrowia, to dobrze.
Wymigałam się od pokazywania ciała. Chociaż wiem,że Vanessa i Ashley chciałyby wiedzieć więcej. Wolę ich nie martwić, nie mówić im co się teraz dzieje. Co jest z moim ciałem. Chciałam,żeby to zostało tylko między mną a Justinem. Wiem,że teraz między nami jest ciężki okres, że robię różne rzeczy bez wyjaśnienia. Ale muszę tak,żeby jakkolwiek starać się przetrwać. Przetrwać... Wiem, brzmi żałośnie. Ale ja teraz prowadzę walkę sama ze sobą. I mogę przegrać.
JUSTIN
Shots! To słowo królowało na moim wieczorze kawalerskim. Siedzieliśmy u mnie w domu ,oglądaliśmy mecz rugby, piliśmy drinki,piwa, shoty, whisky, każdy alkohol który jest możliwy.
Około dwudziestej do drzwi ktoś zapukał. Blaze poszedł otworzyć.
- Justin! Mamy coś dla Ciebie - krzyknął
Do salonu weszła striptizerka ,ubrana w strój pielęgniarki.
- Chłopaki, miało nie być.
- Haha, myślisz,że byśmy Cię posłuchali ? Tu się jebnij - pokazał na głowę Blaze.
- Nie chciałem striptizerki ,tylko alkohol.
- Jest i to i to. Siadaj , a nie bzdury pierdolisz.
Chłopacy posadzili mnie na krześle w środku salonu , a tancerka zaczęła odprawiać swój taniec erotyczny.
Jej dłonie wodziły po całym moim ciele. A Ona ,powoli zdejmowała każdą z części swojej garderoby. Powoli pozbywała się swoich ubrań,jakby wszystko miało dziać się w zwolnionym tempie. Chciała być seksowna a wyszło żałośnie. Z każdym spowolnionym jej ruchem coraz bardziej chciało mi się śmiać.
Chłopacy to widzieli i podobnie im się głupawka zaczęła. Dziewczyna się zestresowała i założyła na siebie ponownie to co miała na początku.
- Ej ej! - zaprotestował Blaze - Płaciliśmy za pełny taniec, i nagość.
- Nie z takimi dupkami. Tańczę a wy się śmiejecie.
- Bo robisz to żałośnie - dodałem
- Och tak, sam zatańcz przed dziesięcioma dziewczynami,chcącymi wepchnąć Ci kasę w majtki.
- Taki zawód sobie wybrałaś ,nas nie obwiniaj. My zapłaciliśmy. Tańcz.
- Chyba śnisz. Dziwką nie jestem, nie muszę robić co każesz. Masz - wyjęła pieniądze - wepchnij je sobie w dupę szmaciarzu - rzuciła pieniędzmi w Blaza.
- To nie ja robię za kurwę.
- Nie jestem kurwą, tylko tancerką erotyczną ,jeśli nie widzisz różnicy ,to znaczy ,że jesteś kiepsko rozwinięty,dzieciaku.
- Lubię ostre.
- Widzisz! Nawet nie potrafisz przeprowadzić porządnej dyskusji - dodała zapinając zamek od swojego stroju.
- Możemy wyjść?
- Zjeżdżaj.
- Nie to nie.
Blaze wstał i chwycił ją pod nogami ,przekładając na swoje ramię. Tancerka zaczęła pięściami okładać jego plecy. Krzyczała ,żeby ją puścił, ale Blaze nie dawał za wygraną. Postawił ją na ziemię dopiero gdy zatrzasnęły się za nimi drzwi od gościnnego pokoju.
- Będzie się działo - skomentował Milo
Wszyscy równo jak w zegarku przytaknęliśmy mu. Po około dwudziestu minutach wysłuchiwania jęków, krzyków, uderzeń jakby klapsów Blaze i tancerka zeszli na dół. Ona jak sarna w popłochu uciekła z domu a Blaze oświadczył nam :
- Zakochałem się.
- Głupi jesteś,a nie się zakochałeś. Seks uprawiałeś i dlatego jesteś taki zadowolony. W końcu zaliczyłeś - zaśmiałem się
- Mogłem mieć każdą, Ona jest inna. Lubię zadziorne kobiety. Ja bynajmniej nie daję się ustawić kobiecie.
- To jest miłość. Co Ty możesz wiedzieć o miłości. Nigdy nie byłeś prawdziwie zakochany.
- A Ty jesteś? Tak na prawdę zakochany?
- Tak jestem - oświadczyłem pewnie
- To dlaczego tyle było zerwań? Tyle nowych dziewczyn w Twoim życiu. Dlaczego dałeś się Liz?
- Nie wspominaj o Liz, kurwa! Nienawidzę dziwki.
- Dlaczego było tyle zerwań? - brnął dalej w swoje
- Docieraliśmy się po prostu.
- W małżeństwie też jak coś Tobie nie będzie pasować,pójdziesz do sądu o rozwód?
- Małżeństwo to coś innego. Katherine zawsze kochałem i będę kochał. Nasze docieranie się ,już nie będzie miało większego znaczenia.
- Tyle było dziewczyn w Twoim życiu, alkoholu, narkotyków ,dopalaczy.
-To akurat Wasza wina.
- Mogłeś nie brać. Brałeś, chciałeś więcej, czy Ona w ogóle ma pojęcie jaki byłeś zanim ją poznałeś? Ile ćpałeś ,ile piłeś alkoholu? Ile dziewczyn zaliczyłeś ,ile zapłodniłeś, ilu dziewczynom i facetom zajebałeś? Ile pochowałeś do piachu? Wie cokolwiek?
- Wie tyle ile musi.
- Oszukujesz ją. Jesteś kimś kim na prawdę nie chcesz być. Kimś kim nie powinieneś być.
- Mam syna i kobietę,którą kocham.
- Syna z przypadku,a do Kate może po prostu się przyzwyczaiłeś.
- Blaze, wyjdź.
- Mówię prawdę.
- Wyjdź, kurwa. Jak nie chcesz mieć głowy w kawałkach na ścianie.
Jak kazałem tak Blaze odwrócił się i wyszedł z mojego domu.
Krew w moim organizmie wrzała niczym wrzątek. Czułem ,że muszę się na kimś wyżyć,na czymkolwiek.
Wybiegłem z domu.
- Blaze ,zaczekaj. Nie powiedziałem ostatniego słowa.
- Przepraszam? Kłócisz się z najlepszym kumplem o dziewczynę. Śliczną swoją drogą, rozumiem czemu się zauroczyłeś, ale taka Kate nie jest warta naszej przyjaźni i tylu lat znajomości.
- Czy moja dziewczyna Ci się podoba?
- A komu się nie podoba?
- Jak może Ci się podobać dziewczyna przyjaciela?
- Jak może się nie podobać? Justin ,każdy się za nią ogląda.
- Ale nie najlepszy kumpel. No kurwa, Blaze.
- Myślisz,że gdy się następnym razem pokłócicie ,nie wpadnie w moje ramiona? Zobaczysz jeszcze.
- Co ja Ci takiego zrobiłem?
- Miałeś wszystko czego ja chciałem. Miałeś zawsze wszystko co najlepsze ,a ja ? Nic nie miałem.
- Blaze, masz to na co zasłużyłeś.
- Tak ,ale Ty na tak dobrą dziewczynę nie zasłużyłeś. Nic o Tobie nie wie,ale w każdym bądź razie,może się dowiedzieć.
- Nie od Ciebie - skomentowałem.
Moja pięść wylądowała na nosie Blaze. Z dwóch dziurek zaczęła cieknąć krew. Blaze otarł nos palcami i zobaczył,że ma krew.
- Nie sądziłem ,że to zrobisz najlepszemu kumplowi.
- Już nie. Zbliż się do Kate, a rozjebie Ci łeb. Nie poleci na takiego kurwiarza.
- To nie kurwa, tylko tancerka erotyczna.
Blaze odwrócił się i poszedł przed siebie. Na kostkach miałem lekkie zadrapanie i krew. Wróciłem do swojego domu. Reszta moich znajomych siedziała na kanapie. Siedzieli dosłownie jakby na szpilkach. Spojrzałem na nich ze złością w oczach. Złość przepełniała mnie całego. Miałem ochotę w tym momencie rozjebać mu głowę i wepchnąć do piachu. Przez takie wytrącenia z kontroli ,mogę nie panować nad sobą. To z kolei źle wpłynie na każdego. Skierowałem się do łazienki na zadrapanie nalałem trochę wody utlenionej z apteczki ,szczypało jak cholera. Ale czułem większy ból kiedyś. To szczypanie było niczym w porównaniu z tym co kiedyś było. Zmyłem z rąk ślady krwi i założyłem plaster.
Zszedłem na dół. Rzuciłem się na kanapę i zacząłem rozmowę.
- Nie musicie siedzieć cicho, już się uspokoiłem - oznajmiłem
- Jak On się czuje? - zapytał Milo
- Wciąż go nienawidzę. Czy jeszcze któremuś z Was podoba się Kate?
Żaden się nie odezwał. Wiedziałem,że któremuś na pewno się jeszcze podoba,ale nie wymuszałem odpowiedzi. W mojej kieszeni około dziesięciu minut po północy zawibrował telefon. Wyciągnąłem go i spojrzałem na ekran. Pojawiła się na nim Kate. Wstałem z kanapy ,i wyszedłem na taras. Przeciągnąłem palcem po ekranie ,przyłożyłem telefon do ucha
- Halo, kochanie? - zapytałem
- Justin, czy tu wciąż chodzi o nas?
________________________________________________________________________________
I jak kochani podoba Wam się 63 rozdział ?
KOMENTUJCIE. <3
potrzebuję waszych opinii, bo mam pewien pomysł. Później Wam go zdradzę. Po prostu dawajcie opinie i zapraszajcie znajomych do czytania <3
SCM MUSIC PLAYER
piątek, 19 lipca 2013
środa, 17 lipca 2013
Rozdział 62
JUSTIN
Tak, boję się dotykać Kate. Nie to ,że nie chcę, bo chcę... bardzo. Ale boje się,że mogę jej coś zrobić. Że zwykłe dotknięcie lub klepnięcie w pośladki skończy się siniakami. Nie chciałem wyjść na takiego co okaże się ,że maltretuje kobiety. Wolałem uniknąć jakichkolwiek komplikacji. Słyszałem jak płacze. Największa moja porażka, znów płacze... Przeze mnie? W domu zapanowała cisza. Głucha cisza. Momentami było słychać przelatujące za oknami ptaki... Płacz Kate ucichł. Wyszła z łazienki i położyła się pod pierzyną w naszej sypialni. Spojrzałem na zegarek, dwadzieścia pięć minut po północy. Zauważyłem,że w pokoju Kate wciąż pali się nocna lampka ,która stoi przy naszym łóżku. Uchyliłem lekko drzwi i dostrzegłem spokojnie śpiącą królewnę. Leżała lekko okryta kocem. Ściągnąłem go z niej i odłożyłem na fotel obok łóżka. Dostrzegłem ciało Kate, dla mnie było piękne ,z kilkoma ranami. Bolała mnie każda z nich tak samo mocno jak ją. Może nawet i mocniej... Pocałowałem ją w bark i okryłem naszą wspólną kołdrą. Uśmiechnęła się jakby wyczuła moją obecność. Podobało mi się to. Uwielbiałem jej uśmiech, choćby w takiej postaci. Tylko przez sen,ale zawsze coś. Pomyślałem ,żeby sprawić jej przyjemność, chciałem ,żeby poczuła się jak księżniczka. Poszedłem na dół i odpaliłem laptopa. Włączyłem stronkę na której dostarczają kwiaty całą dobę ,siedem dni w tygodniu. Wybrałem trzysta czerwonych róż i pięćdziesiąt białych. Chcąc nie chcąc usnąłem kilka minut później na skórzanej kanapie. Obudziło mnie po dwóch godzinach ciche pukanie do drzwi. Była to moja dostawa róż. Otworzyłem drzwi i odebrałem kwiaty. Było och mnóstwo. Ale tak właśnie miało być. Zapłaciłem kurierowi i dałem mu napiwek. Podpisałem odbiór kwiatów i zamknąłem cicho drzwi. Trzysta pięknych krwisto czerwonych róż stało w salonie i przedpokoju. Piękny widok. Ale nie był to mój ostateczny zamiar. Wyjąłem róże z wielkich koszy i z setki pourywałem płatki ,podobnie zrobiłem z białymi. Wymieszałem je ze sobą w koszu i wrzuciłem do suchej wanny. Później naleje do niej wody i dodam olejków eterycznych. Resztę róż wziąłem i poukładałem w domu tak by mogła każdą zebrać. Wielki kosz z setką róż postawiłem przed drzwiami naszej sypialni. Mam nadzieję,że to ją zadowoli. Rozsypałem płatki róż po całym domu ,aż do tarasu, gdzie z róż ułożyłem serce , a naokoło świeczki. Stworzyłem romantyczny nastrój. W kuchni upiekłem czekoladową tartę wyłożoną truskawkami , i podałem szampana. Usłyszałem ciche szarpnięcie klamki na górze. Miałem nadzieję,że poczuje zapach tarty.
KATHERINE
Płakałam, rzewnymi łzami. Leciały niczym z wodospadu. Każda łza stawała się coraz cięższa, każdy ruch jakby mi ciążył. Moje ciało odmawiały współpracy ze mną... Podniesienie się z podłogi do pionu było niemalże niemożliwe. Ale po dwudziestu minutach walki udało mi się to. Uff. Jeszcze nie jest tak źle ze mną. Ubrałam się w piżamę i powędrowałam do sypialni. Wolnym krokiem ,bo wolnym ,ale dostałam się. Pocałowałam synka w głowę i usnęłam. Byłam przemęczona. Jutro rano trzeba wstać na siłownię. Muszę pobiegać i zrobić porządek ze swoim ciałem. Śniło mi się... właściwie, to chyba nic mi się nie śniło.. Nie pamiętam. Wiem,że przebudziłam się zapachem ciasta. Założyłam na siebie luźną bluzę Justina i wyszłam przed pokój. Moim oczom ukazał się gigantyczny kosz pełny czerwonych ,pięknych róż. Było ich ze sto.
Justin się starał, ale skąd wziął tyle róż ,o tej godzinie? Podobno dla chcącego nic trudnego... A tak było z Justinem. Był nieprzewidywalny. Zaciągnęłam się zapachem róż.. pachniały znakomicie. Podobnie jak ciasto ,którego zapach tkwił w całym domu. Odsunęłam kwiaty i zeszłam na dół, na każdym kroku widziałam rozsypane płatki róż, podobało mi się to. Wszędzie róże ,które podnosiłam, gdy byłam coraz bliżej celu. Czyli w tym przypadku kuchni. Zebrałam dwa tuziny róż i dotarłam na miejsce. W kuchni stał oparty o blat przystojny szatyn o czekoladowych oczach z doskonale wyrzeźbionym torsem. Stał w opiętej białej koszulce i czarnych spodenkach, na nogach miał założone supry a na szyi złoty wisior. W dłoni trzymał ciasto.
- Sam to zrobiłeś?
- Wszystko, sam. Cicho jak myszka.
- Zauważyłam.
- Nie chciałem Cię obudzić - uśmiechnął się zawadiacko
- Wiem,że chciałeś. Obudził mnie zapach ciasta.
- To dobrze - uśmiechnął się
Na stół postawił czekoladową tartę. Wyglądała pysznie, jak się okazało była również smaczna. Nie otruł mnie. W momencie gdy Justin pokazał mi wannę i kąpiel jaką dla mnie urządził, poczułam się winna... On był zawsze dla mnie taki dobry,a ja ? Wybuchałam bez powodu. Byłam złą dziewczyną.
- Skarbie, obiecuje ,że ten zły okres się skończy.
- Jaki zły okres?
- Między nami, to moje wybuchanie.
- Nie jesteś wulkanem, nie wybuchasz. Denerwujesz się po prostu przez moje niepotrzebne gesty.
- Justin, każdy pocałunek, muśnięcie ciepłych warg, te wszystkie czułe gesty i słowa ,sprawiają ,że kocham jak nigdy nie kochałam.
- Wiem to skarbie, nie martw się,zniosę to.
Justin musnął mnie w wargi ,jak zawsze to robił. Zaniósł mnie do łazienki na rękach i napuścił wody do wanny, dolał olejki o zapachu leśnych owoców i zapalił świeczki.
- Wejdziesz ze mną?
- Mogę?
- Jeśli chcesz patrzeć na te siniaki, jeśli to zniesiesz, zapraszam.
- Już je widziałem, myślę,że dam radę - ucałował mnie w czoło i zdjął z siebie garderobę.
Wsadził mnie do wanny po czym sam wszedł. Siedziałam między jego nogami. Jak zwykle. Tym razem było przyjemnie. Położyłam głowę na jego tors i wtuliłam się w niego, jego dłonie spoczęły na moim brzuchu. Podobało mi się to, uwielbiałam takie momenty.
- Co jeśli - zaczął Justin - Jeśli coś Ci się tam stanie?
- Justin - uniosłam ton - Nawet tak nie myśl. Nic mi się nie stanie.
- Obiecaj.
- Skarbie - wzdychnęłam - Nic mi się nie stanie, obiecuje.
- Zawsze Ty..
- Zawsze ja, zawsze my . Nie bój się.
Justin ucałował mnie w bark ,woda w wannie zaczęła stygnąć. Obydwoje wstaliśmy z wanny. Justin wyszedł pierwszy i mnie wyciągnął. Cały czas traktował mnie jak księżniczkę. Szczerze? Podobało mi się to.
Założyłam na siebie ręcznik,a Justin pociągnął mnie za rękę.
- Muszę się ubrać.
- Nie musisz.
I tak tym oto sposobem wyszłam w samym ręczniku z łazienki. Podobnie jak Justin. Ręcznik opierał się o jego biodra. Wyglądało to apetycznie. Justin splótł nasze palce i zabrał mnie ze sobą na taras. Było tam ogromne serce zrobione z płatków róży i czerwonych i białych. W samym środku wielkiego serca stały dwa kieliszki z szampanem, a dookoła były ustawione świeczki. Na dworze panował jeszcze lekki mrok ,więc wyglądało to na prawdę romantycznie. Justin podłączył swój telefon do głośników i puścił piosenkę. Podał mi dłoń i zaprosił do tańca.
- To jest marzenie które goniłem,chcąc tak bardzo by to stało się rzeczywistością. I kiedy trzymasz moją dłoń, wtedy rozumiem, ,że tak ma być. Bo kochanie kiedy jesteś ze mną, to tak jakby anioł przyszedł i zabrał mnie do nieba. Jak Ty byś wzięła mnie do nieba. Bo kiedy wpatruję się w Twoje oczy, nie może być lepiej. Więc kochanie,wiem z pewnością,że nie pozwolę Ci odejść - nucił Justin.
Dostałam własny koncert do ucha. Prywatny występ na tarasie. Uśmiechałam się cały czas , uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Aż do pewnego czasu...
JUSTIN
Miałem w ramionach cały swój świat, tą wyjątkową dziewczynę. Tą jedyną. Tańczyliśmy, śmialiśmy ,śpiewaliśmy razem. Nagle poczułem jak z Kate uchodzą wszystkie siły i upadła. Poległa na ziemię,zamknęła oczy i w kolejnym momencie upadała na ziemię. Uśmiech zszedł z jej twarzy a kolory z niej odeszły. Była blada ,niczym nieboszczyk. Chłód z jej ciała był podobny do zimnego śniegu. Siniaki na jej ciele zaczęły się zdecydowanie odznaczać. Kontrastowały w tym momencie z bielą jej ciała. Wyczuwałem puls, oddychała, uspokoiłem się. Wziąłem ją na swoje ręce i zaniosłem do łóżka. Widocznie rak zaczął walczyć z jej ciałem i organizmem ,powoli wygrywając? NIE! Nie mogłem na to pozwolić. Około szóstej nad ranem poczułem szturchnięcie na swoim ramieniu.
- Justin - usłyszałem cichy ton mojej księżniczki
- Jestem,jestem skarbie.
- Boli.
- Co Cię boli?
- Brzuch.
Położyłem dłoń na jej brzuchu i lekko zacząłem masować.
- A teraz?
- Odrobinkę lepiej. Dziękuję.
Z jej oczu wyciekła łza,którą natychmiastowo otarłem. Katherine znów opadła z sił i zasnęła. Boję się,boję się o jej zdrowie, boje się,że może nie wytrwać do operacji. Ale jednocześnie staram się wierzyć,że jest silna i sobie poradzi... Oszukuję siebie?
________________________________________________________________________________
I jak kochani 62 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3
zapraszam także tutaj : http://whatswomenlike.blogspot.com/
Tak, boję się dotykać Kate. Nie to ,że nie chcę, bo chcę... bardzo. Ale boje się,że mogę jej coś zrobić. Że zwykłe dotknięcie lub klepnięcie w pośladki skończy się siniakami. Nie chciałem wyjść na takiego co okaże się ,że maltretuje kobiety. Wolałem uniknąć jakichkolwiek komplikacji. Słyszałem jak płacze. Największa moja porażka, znów płacze... Przeze mnie? W domu zapanowała cisza. Głucha cisza. Momentami było słychać przelatujące za oknami ptaki... Płacz Kate ucichł. Wyszła z łazienki i położyła się pod pierzyną w naszej sypialni. Spojrzałem na zegarek, dwadzieścia pięć minut po północy. Zauważyłem,że w pokoju Kate wciąż pali się nocna lampka ,która stoi przy naszym łóżku. Uchyliłem lekko drzwi i dostrzegłem spokojnie śpiącą królewnę. Leżała lekko okryta kocem. Ściągnąłem go z niej i odłożyłem na fotel obok łóżka. Dostrzegłem ciało Kate, dla mnie było piękne ,z kilkoma ranami. Bolała mnie każda z nich tak samo mocno jak ją. Może nawet i mocniej... Pocałowałem ją w bark i okryłem naszą wspólną kołdrą. Uśmiechnęła się jakby wyczuła moją obecność. Podobało mi się to. Uwielbiałem jej uśmiech, choćby w takiej postaci. Tylko przez sen,ale zawsze coś. Pomyślałem ,żeby sprawić jej przyjemność, chciałem ,żeby poczuła się jak księżniczka. Poszedłem na dół i odpaliłem laptopa. Włączyłem stronkę na której dostarczają kwiaty całą dobę ,siedem dni w tygodniu. Wybrałem trzysta czerwonych róż i pięćdziesiąt białych. Chcąc nie chcąc usnąłem kilka minut później na skórzanej kanapie. Obudziło mnie po dwóch godzinach ciche pukanie do drzwi. Była to moja dostawa róż. Otworzyłem drzwi i odebrałem kwiaty. Było och mnóstwo. Ale tak właśnie miało być. Zapłaciłem kurierowi i dałem mu napiwek. Podpisałem odbiór kwiatów i zamknąłem cicho drzwi. Trzysta pięknych krwisto czerwonych róż stało w salonie i przedpokoju. Piękny widok. Ale nie był to mój ostateczny zamiar. Wyjąłem róże z wielkich koszy i z setki pourywałem płatki ,podobnie zrobiłem z białymi. Wymieszałem je ze sobą w koszu i wrzuciłem do suchej wanny. Później naleje do niej wody i dodam olejków eterycznych. Resztę róż wziąłem i poukładałem w domu tak by mogła każdą zebrać. Wielki kosz z setką róż postawiłem przed drzwiami naszej sypialni. Mam nadzieję,że to ją zadowoli. Rozsypałem płatki róż po całym domu ,aż do tarasu, gdzie z róż ułożyłem serce , a naokoło świeczki. Stworzyłem romantyczny nastrój. W kuchni upiekłem czekoladową tartę wyłożoną truskawkami , i podałem szampana. Usłyszałem ciche szarpnięcie klamki na górze. Miałem nadzieję,że poczuje zapach tarty.
KATHERINE
Płakałam, rzewnymi łzami. Leciały niczym z wodospadu. Każda łza stawała się coraz cięższa, każdy ruch jakby mi ciążył. Moje ciało odmawiały współpracy ze mną... Podniesienie się z podłogi do pionu było niemalże niemożliwe. Ale po dwudziestu minutach walki udało mi się to. Uff. Jeszcze nie jest tak źle ze mną. Ubrałam się w piżamę i powędrowałam do sypialni. Wolnym krokiem ,bo wolnym ,ale dostałam się. Pocałowałam synka w głowę i usnęłam. Byłam przemęczona. Jutro rano trzeba wstać na siłownię. Muszę pobiegać i zrobić porządek ze swoim ciałem. Śniło mi się... właściwie, to chyba nic mi się nie śniło.. Nie pamiętam. Wiem,że przebudziłam się zapachem ciasta. Założyłam na siebie luźną bluzę Justina i wyszłam przed pokój. Moim oczom ukazał się gigantyczny kosz pełny czerwonych ,pięknych róż. Było ich ze sto.
Justin się starał, ale skąd wziął tyle róż ,o tej godzinie? Podobno dla chcącego nic trudnego... A tak było z Justinem. Był nieprzewidywalny. Zaciągnęłam się zapachem róż.. pachniały znakomicie. Podobnie jak ciasto ,którego zapach tkwił w całym domu. Odsunęłam kwiaty i zeszłam na dół, na każdym kroku widziałam rozsypane płatki róż, podobało mi się to. Wszędzie róże ,które podnosiłam, gdy byłam coraz bliżej celu. Czyli w tym przypadku kuchni. Zebrałam dwa tuziny róż i dotarłam na miejsce. W kuchni stał oparty o blat przystojny szatyn o czekoladowych oczach z doskonale wyrzeźbionym torsem. Stał w opiętej białej koszulce i czarnych spodenkach, na nogach miał założone supry a na szyi złoty wisior. W dłoni trzymał ciasto.
- Sam to zrobiłeś?
- Wszystko, sam. Cicho jak myszka.
- Zauważyłam.
- Nie chciałem Cię obudzić - uśmiechnął się zawadiacko
- Wiem,że chciałeś. Obudził mnie zapach ciasta.
- To dobrze - uśmiechnął się
Na stół postawił czekoladową tartę. Wyglądała pysznie, jak się okazało była również smaczna. Nie otruł mnie. W momencie gdy Justin pokazał mi wannę i kąpiel jaką dla mnie urządził, poczułam się winna... On był zawsze dla mnie taki dobry,a ja ? Wybuchałam bez powodu. Byłam złą dziewczyną.
- Skarbie, obiecuje ,że ten zły okres się skończy.
- Jaki zły okres?
- Między nami, to moje wybuchanie.
- Nie jesteś wulkanem, nie wybuchasz. Denerwujesz się po prostu przez moje niepotrzebne gesty.
- Justin, każdy pocałunek, muśnięcie ciepłych warg, te wszystkie czułe gesty i słowa ,sprawiają ,że kocham jak nigdy nie kochałam.
- Wiem to skarbie, nie martw się,zniosę to.
Justin musnął mnie w wargi ,jak zawsze to robił. Zaniósł mnie do łazienki na rękach i napuścił wody do wanny, dolał olejki o zapachu leśnych owoców i zapalił świeczki.
- Wejdziesz ze mną?
- Mogę?
- Jeśli chcesz patrzeć na te siniaki, jeśli to zniesiesz, zapraszam.
- Już je widziałem, myślę,że dam radę - ucałował mnie w czoło i zdjął z siebie garderobę.
Wsadził mnie do wanny po czym sam wszedł. Siedziałam między jego nogami. Jak zwykle. Tym razem było przyjemnie. Położyłam głowę na jego tors i wtuliłam się w niego, jego dłonie spoczęły na moim brzuchu. Podobało mi się to, uwielbiałam takie momenty.
- Co jeśli - zaczął Justin - Jeśli coś Ci się tam stanie?
- Justin - uniosłam ton - Nawet tak nie myśl. Nic mi się nie stanie.
- Obiecaj.
- Skarbie - wzdychnęłam - Nic mi się nie stanie, obiecuje.
- Zawsze Ty..
- Zawsze ja, zawsze my . Nie bój się.
Justin ucałował mnie w bark ,woda w wannie zaczęła stygnąć. Obydwoje wstaliśmy z wanny. Justin wyszedł pierwszy i mnie wyciągnął. Cały czas traktował mnie jak księżniczkę. Szczerze? Podobało mi się to.
Założyłam na siebie ręcznik,a Justin pociągnął mnie za rękę.
- Muszę się ubrać.
- Nie musisz.
I tak tym oto sposobem wyszłam w samym ręczniku z łazienki. Podobnie jak Justin. Ręcznik opierał się o jego biodra. Wyglądało to apetycznie. Justin splótł nasze palce i zabrał mnie ze sobą na taras. Było tam ogromne serce zrobione z płatków róży i czerwonych i białych. W samym środku wielkiego serca stały dwa kieliszki z szampanem, a dookoła były ustawione świeczki. Na dworze panował jeszcze lekki mrok ,więc wyglądało to na prawdę romantycznie. Justin podłączył swój telefon do głośników i puścił piosenkę. Podał mi dłoń i zaprosił do tańca.
- To jest marzenie które goniłem,chcąc tak bardzo by to stało się rzeczywistością. I kiedy trzymasz moją dłoń, wtedy rozumiem, ,że tak ma być. Bo kochanie kiedy jesteś ze mną, to tak jakby anioł przyszedł i zabrał mnie do nieba. Jak Ty byś wzięła mnie do nieba. Bo kiedy wpatruję się w Twoje oczy, nie może być lepiej. Więc kochanie,wiem z pewnością,że nie pozwolę Ci odejść - nucił Justin.
Dostałam własny koncert do ucha. Prywatny występ na tarasie. Uśmiechałam się cały czas , uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Aż do pewnego czasu...
JUSTIN
Miałem w ramionach cały swój świat, tą wyjątkową dziewczynę. Tą jedyną. Tańczyliśmy, śmialiśmy ,śpiewaliśmy razem. Nagle poczułem jak z Kate uchodzą wszystkie siły i upadła. Poległa na ziemię,zamknęła oczy i w kolejnym momencie upadała na ziemię. Uśmiech zszedł z jej twarzy a kolory z niej odeszły. Była blada ,niczym nieboszczyk. Chłód z jej ciała był podobny do zimnego śniegu. Siniaki na jej ciele zaczęły się zdecydowanie odznaczać. Kontrastowały w tym momencie z bielą jej ciała. Wyczuwałem puls, oddychała, uspokoiłem się. Wziąłem ją na swoje ręce i zaniosłem do łóżka. Widocznie rak zaczął walczyć z jej ciałem i organizmem ,powoli wygrywając? NIE! Nie mogłem na to pozwolić. Około szóstej nad ranem poczułem szturchnięcie na swoim ramieniu.
- Justin - usłyszałem cichy ton mojej księżniczki
- Jestem,jestem skarbie.
- Boli.
- Co Cię boli?
- Brzuch.
Położyłem dłoń na jej brzuchu i lekko zacząłem masować.
- A teraz?
- Odrobinkę lepiej. Dziękuję.
Z jej oczu wyciekła łza,którą natychmiastowo otarłem. Katherine znów opadła z sił i zasnęła. Boję się,boję się o jej zdrowie, boje się,że może nie wytrwać do operacji. Ale jednocześnie staram się wierzyć,że jest silna i sobie poradzi... Oszukuję siebie?
________________________________________________________________________________
I jak kochani 62 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3
zapraszam także tutaj : http://whatswomenlike.blogspot.com/
niedziela, 14 lipca 2013
Rozdział 61
KATHERINE [ zawiera + 18 ]
- Dlaczego myślisz,że to Twoja wina? Przecież nie miałbyś jak tego zrobić.
- Kate, może Cię za mocno uścisnąłem?
- Nie. To na pewno nie od tego. Pojedziemy do szpitala ,tam się wszystko wyjaśni.
- Jeśli to ja , na prawdę nie chciałem.
- Justin! To nie Ty.
Położyłam dłoń na jego policzku i musnęłam delikatnie usta.
- Zadzwonię po Vanessę,żeby się zajęła Shadow.
Ubrałam na siebie rzeczy ,które miałam w torbie i zadzwoniłam po Vanessę. Zgodziła się przyjechać. Po piętnastu minutach była już u nas. Pożegnałam się z nią. I razem z Justinem wyszliśmy z domu. Justin wyciągnął z kieszeni od spodni kluczyki i otworzył samochód. Wsiedliśmy do niego. Justin wsadził kluczyki do stacyjki i wyjechał z naszego podjazdu. Widziałam jak się zadręcza tym,że to On mógł zrobić. Tylko wciąż nie rozumiem,dlaczego? Przecież to może być spowodowane czymkolwiek. Mogłam gdzieś się uderzyć, nie poczuć tego, mógł Shadow mnie kopnąć gdy macha nóżkami. Wszystko mogło na to wpłynąć ,więc dlaczego akurat Justin pomyślał,że to On mógł spowodować? Widziałam w jego oczach strach, i żal. Żal ,że mi dzieje się coś takiego. Było mi przykro gdy widziałam jego smutną minę. Bez słowa złapałam go za rękę i splotłam nasze palce. Justin jakby stał się spokojniejszy. Ocierałam kciukiem o jego skórę na dłoniach. Na twarzy Justina wyrysował się uśmiech. Mnie to także uspokoiło.
Aby poznać siebie trzeba by było spojrzeć na siebie przez czyjeś oczy. A ja widziałam siebie w odbiciu Justina czekoladowych tęczówek. Jest dla mnie wszystkim,i nie chcę ,żeby tak myślał, szczególnie kilka dni przed ślubem. Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Justin zaparkował przed szpitalem ,wysiadł jako pierwszy i od razu poleciał aby otworzyć mi drzwi. Wysiadłam i podziękowałam mu całusem. Na co Justin się uśmiechnął. Złapał mnie za rękę i jednym naciśnięciem guzika zamknął auto. Splotłam nasze palce, na co byliśmy jeszcze bliżej siebie. Weszliśmy do szpitala i od razu skierowaliśmy się do gabinetu mojego lekarza. Zapukałam ,na co lekarz odpowiedział, proszę. Weszliśmy razem z Justinem do środka i zajęliśmy dwa miejsca przed biurkiem mojego doktora.
- Co Cię ponownie tu sprowadza?
- Lubię szpitale - zaśmiałam się
- Da się zauważyć. A poważnie?
- Poważnie to to - odkryłam bluzkę i wskazałam sine miejsce
- O matko, co Ty robiłaś? Jak to się stało?
- Gdybym wiedziała, nie byłoby mnie tutaj.
- To też fakt, połóż się tam - wskazał na "kozetkę" - Sprawdzimy.
Lekarz wziął do rąk stetoskop i wsunął do uszu, a słuchawkę przyłożył do mojego brzucha. Była zimna, zimna niczym kostka lodu. Na szczęście po dłuższym przykładaniu zaczęła się ogrzewać ciepłem mojego ciała. Lekarz kazał mi oddychać głośno, tak by sprawdzić czy nie zachodzą żadne zmiany w moim żołądku. Wynik : negatywny. Odetchnęłam z ulgą. Lekarz przyjrzał się z bliska sinemu miejscu.
- Już wiem czym to jest spowodowane.
- Czym?
- Ech, Kate. To po prostu jest tak. Masz osłabiony organizm, i każdy mocniejszy ucisk wywołuje takie zasinienie. Widocznie ktoś Cię przytulał - spojrzał na Justina z wyrzutem - zbyt mocno ,i dlatego zostaje sine miejsce.
- Na pewno nie od przytulania.
- Może się gdzieś uderzyłaś. Po prostu uważaj. Każdy siniak to wylew krwi więc ,uważaj.
- Ta. Dziękuję doktorze.
Wstałam z miejsca i skierowałam się do wyjścia. Justin wciąż siedział na fotelu nic nie mówiąc.
- Kochanie ,idziemy - dodałam
Justin wstał z wielkim oburzeniem,jakby miał wybić wszystkich. Szarpnął za klamkę i wyszedł przed szpital. Dość szybkim krokiem. Moje krótkie nóżki ledwie zdążyły go dogonić. Szarpnęłam go za kurtkę i odwróciłam w swoją stronę.
- Justin! O co Ci teraz chodzi?
- Po pierwsze, nie dotykaj mnie w takim stanie ,po drugie , nie dotykaj mnie w takim stanie.
- Jakim stanie?
- Gdy jestem wkurwiony.
- Na co?
- Jak ten typ mógł na mnie spojrzeć z wielkim wyrzutem,przecież nie zrobiłem tego celowo. Gdybym wiedział,nie ściskałbym tak mocno.
- Justin! Kurwa. To tylko lekarz, będziesz się nim przejmował?
- Słyszałaś co powiedział.
Złapałam oba poliki Justina w swoje dłonie i ścisnęłam je. Z ust Justina powstał dzióbek ,który pocałowałam. Justin zaczął się śmiać.
- Wszystko w porządku?
- Zdecydowanie lepiej.
Justin złapał mnie za rękę, i ścisnął ją ,po czym pociągnął mnie za sobą. Fakt ,zabolało mnie to,ale wolałam milczeć,niż słuchać jak znów obwinia siebie. Wsiedliśmy do samochodu i mieliśmy jechać do domu. Bynajmniej taki był plan.
JUSTIN
Postanowiłem ją gdzieś zabrać. Nigdy tam nie była,wiem, nie zabierałem tam jej jeszcze. Skoro Vanessa zajmuje się naszym maluszkiem,możemy to troszkę wykorzystać? Prawda? Prawda!
Gdy tak jechaliśmy Kate przeczesała dłonią moje włosy. Zapach jej ciała przyciągał niczym magnez.
Wyjechaliśmy poza miasto
- Justin gdzie jedziemy? - zapytała
- Zobaczysz ,nie bój się.
- Łatwo powiedzieć,trudniej zrobić.
- Ufasz mi?
- Ufam.
- W związku kochanie - westchnąłem - Chodzi o to by móc dać się porwać i ufać komuś. Być z kimś w jednym dryfie.
- Być w jednym dryfie...Skoro tak mówisz,to porywaj.
Po ponad godzinie drogi,dojechaliśmy na miejsce, założyłem Kate opaskę na oczy.
- Nie bój się,skarbie. Ile widzisz palców? - pokazałem trzy
- Pięć?
- Nic nie widzisz?
- Kompletnie nic. Zaczynam się Ciebie bać.
- Nie ma powodów skarbie.
Złapałem ją mocno za dłoń, by się nie wywaliła i prowadziłem.
- Uwaga, trzy stopnie.
Katherine weszła trzy stopnie w górę,ja zaś otworzyłem drzwi.
- Zapraszam.
KATHERINE
Justin mimo wszystko jest niezwykłym dżentelmenem. Nie pozostawiał mnie samej ani na chwilę. Weszliśmy do jakiegoś domku ,jestem tego pewna. Przeszliśmy przez niego i zeszliśmy schodkami w dół. Pod swoimi stopami poczułam miękkość podłoża. Piaszczysta plaża, szum morza... Justin ściągnął mi opaskę z oczu, tak staliśmy nad morzem.
- Gdzie jesteśmy?
- W naszym domku skarbie, naszym drugim domu.
Mewy spacerowały przy brzegu, a fale obijały się z głośnym pluskiem o brzeg i kamienie niedaleko nas.
Moja głowa spoczęła na ramieniu Justina, a jego dłonie na otoczyły mnie i złożyły się na moim brzuchu. Całkowicie zapomniałam o bólu. Obróciłam się w stronę Justina.
- Jest tu może duże łóżko? Na dwójkę?
- Jak myślisz?
- Pokażesz mi je? - przejechałam ręką po jego torsie
Justin wziął mnie na swoje ręce. Obydwoje wiedzieliśmy czego chcemy w tej sytuacji. Przyszedł oczekiwany dzień, w którym znów mieliśmy złączyć się w jedność. Być jednością, jednym ciałem ,jedną duszą. Być bardzo blisko ze sobą. Rozpuściłam swoje długie włosy ,i stałam się władcza. Położyliśmy się z Justinem na duże łóżko w naszej sypialni. Ściągnęłam z siebie ubrania,podobnie jak i Justin.
JUSTIN
Nie trzeba było długo czekać bym usłyszał cichy piskliwy krzyk, i pojękiwanie Kate. Od kiedy w niej byłem minęło około pięciu minut. Z każdym wsunięciem penisa wydobywała z siebie cichy jęk. Szybkie ruchy bioder doprowadzały ją do błogiego obłędu. Kate nie pozostawała mi ani na chwilę dłużna, poruszała swoim ciałem jak żadna inna. Potrafiła wygiąć się tak,lub ułożyć się w taką pozycję,abym mógł wejść najgłębiej. Tak też zrobiłem. Po chwili byliśmy w innej pozycji. Uklęknąłem na łóżku a Kate była ułożona niczym kocica, na czworaka. Ponownie wprowadziłem penisa w nią. Zmieniliśmy pozycję jeszcze kilkukrotnie. Tym razem Katherine była na mnie i ujeżdżając mnie wydawała z siebie odgłosy zadowolenia, a razem z nią łóżko. Złapałem ją za biodra, po czym pochyliła się do mnie i nasze usta złączyły się w pocałunku.
Mój język tańczył z nią. Kate po chwili zaczęła coraz głośniej jęczeć, co dodało mi "mocy" pchałem coraz szybciej i intensywniej. Moje ciało zalała fala dreszczy i zimnego potu. Podobnie miała Kate. Po stosunku opadła zmęczona na mnie. Wciąż będąc niej ,ułożyliśmy się w pozycji embrionalnej. Przywarłem mocno do Kate. Znów byliśmy jednością, jak kiedyś. Tak ,racja. Seks nie jest najważniejszy w związku. Ale jest ważny. Bez niego ległby cały związek. Jeśli para nie dogaduje się w łóżku to co dopiero w życiu?
W łóżku jak i w życiu musimy mieć komunikację prawidłową ze swoim partnerem bądź partnerką. Bez tego się nie obejdzie. Wyszedłem z niej i wtuliłem się w jej rozgrzane ciało. Widziałem to sine miejsce, doskonale. Ale Kate nie narzekała na ból. Wręcz odwrotnie, chciała mocniej, więcej, szybciej.
Katie przymknęła oczy ,a po chwili słyszałem już tylko jej spokojny oddech. Milczała i drzemała w ciszy. Przytuliłem ją do siebie zapewniając spokojny sen. Moje oczy także znużył sen. Po około dwóch godzinach, obudziliśmy się. Spojrzeliśmy na zegarek.
- Kochanie - powiedziała cicho Kate - Musimy jechać do domu, Shadow czeka.
- Vanessa się nim zajmuje.
- Nie możemy jej tak wykorzystać.
Miała rację. Nie mogliśmy być tu aż tak długo... Ale zawsze zabawę można dokończyć w domu. Hyhy.
Ubraliśmy się i opuściliśmy nasz dom. Ponad godzinę jechaliśmy do domu. Ale w końcu dojechaliśmy.
Wchodząc zastaliśmy Vanessę śpiącą na fotelu ,obok łóżeczka Shadow. On tak samo spał. Wyszliśmy z pokoju dając Vanessie możliwość wyspania się. Na marne, bo troszeczkę zbyt mocno trzasnąłem drzwiami. Trudno.
- O ,wstałaś - zacząłem
- Spałam?
- Nie, wąchałaś poduszkę - zaśmiałem się
- To ja już pójdę.
- Dziękuję skarbie, za opiekę nad Shadow - dodała Kate
KATHERINE
Vanessa przytuliła się do mnie i wyszła. Było dość późno. Weszłam na górę i ucałowałam swoje maleństwo w główkę. Spał sobie smacznie, w ciszy, w pokoju było słychać wyłącznie jego kołysankę,Shadow ssał smoczek i spokojnie oddychał. Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam wziąć prysznic. Zdjęłam z siebie ubrania,i spojrzałam w lustro , na moim ciele pojawiło się kilka nowych siniaków. Kilka na biodrach, na pośladkach, na barkach i łopatkach. Do łazienki cicho wszedł Justin.
- Oo,kochanie, znów gotowa?
- Daj spokój Justin. Nie jestem w stanie.
- Co się stało? - złapał mnie za rękę
- Nie dotykaj mnie. I wyjdź.
- Co się stało?
- Wyjdź, proszę.
- Miało być miło.
Justin odsunął kosmyk włosów zza ucha i pocałował mnie w szyję.
- Wyjdź. Nie żartuję. Jestem cała posiniaczona, nie dam rady więcej.
- Kate, przepraszam.
- Wyjdź. Po prostu wyjdź i zostaw mnie teraz samą.
Justin zrobił jak kazałam, w miarę jak drzwi wolno się zamknęły, upadłam na ziemię i zaczęłam płakać.
_________________________________________________________________________________
I jak kochani 61 rozdział?
Podoba Wam się? Komentujcie! <3
zapraszam tutaj : http://whatswomenlike.blogspot.com/
ps. Nie zostawiajcie komentarzy typu : zapraszam do mnie,odwiedź mnie, ani nie reklamujcie się,bo usunę komentarz. Plus, na prawdę nie mam czasu na inne blogi, nie czytam.
- Dlaczego myślisz,że to Twoja wina? Przecież nie miałbyś jak tego zrobić.
- Kate, może Cię za mocno uścisnąłem?
- Nie. To na pewno nie od tego. Pojedziemy do szpitala ,tam się wszystko wyjaśni.
- Jeśli to ja , na prawdę nie chciałem.
- Justin! To nie Ty.
Położyłam dłoń na jego policzku i musnęłam delikatnie usta.
- Zadzwonię po Vanessę,żeby się zajęła Shadow.
Ubrałam na siebie rzeczy ,które miałam w torbie i zadzwoniłam po Vanessę. Zgodziła się przyjechać. Po piętnastu minutach była już u nas. Pożegnałam się z nią. I razem z Justinem wyszliśmy z domu. Justin wyciągnął z kieszeni od spodni kluczyki i otworzył samochód. Wsiedliśmy do niego. Justin wsadził kluczyki do stacyjki i wyjechał z naszego podjazdu. Widziałam jak się zadręcza tym,że to On mógł zrobić. Tylko wciąż nie rozumiem,dlaczego? Przecież to może być spowodowane czymkolwiek. Mogłam gdzieś się uderzyć, nie poczuć tego, mógł Shadow mnie kopnąć gdy macha nóżkami. Wszystko mogło na to wpłynąć ,więc dlaczego akurat Justin pomyślał,że to On mógł spowodować? Widziałam w jego oczach strach, i żal. Żal ,że mi dzieje się coś takiego. Było mi przykro gdy widziałam jego smutną minę. Bez słowa złapałam go za rękę i splotłam nasze palce. Justin jakby stał się spokojniejszy. Ocierałam kciukiem o jego skórę na dłoniach. Na twarzy Justina wyrysował się uśmiech. Mnie to także uspokoiło.
Aby poznać siebie trzeba by było spojrzeć na siebie przez czyjeś oczy. A ja widziałam siebie w odbiciu Justina czekoladowych tęczówek. Jest dla mnie wszystkim,i nie chcę ,żeby tak myślał, szczególnie kilka dni przed ślubem. Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Justin zaparkował przed szpitalem ,wysiadł jako pierwszy i od razu poleciał aby otworzyć mi drzwi. Wysiadłam i podziękowałam mu całusem. Na co Justin się uśmiechnął. Złapał mnie za rękę i jednym naciśnięciem guzika zamknął auto. Splotłam nasze palce, na co byliśmy jeszcze bliżej siebie. Weszliśmy do szpitala i od razu skierowaliśmy się do gabinetu mojego lekarza. Zapukałam ,na co lekarz odpowiedział, proszę. Weszliśmy razem z Justinem do środka i zajęliśmy dwa miejsca przed biurkiem mojego doktora.
- Co Cię ponownie tu sprowadza?
- Lubię szpitale - zaśmiałam się
- Da się zauważyć. A poważnie?
- Poważnie to to - odkryłam bluzkę i wskazałam sine miejsce
- O matko, co Ty robiłaś? Jak to się stało?
- Gdybym wiedziała, nie byłoby mnie tutaj.
- To też fakt, połóż się tam - wskazał na "kozetkę" - Sprawdzimy.
Lekarz wziął do rąk stetoskop i wsunął do uszu, a słuchawkę przyłożył do mojego brzucha. Była zimna, zimna niczym kostka lodu. Na szczęście po dłuższym przykładaniu zaczęła się ogrzewać ciepłem mojego ciała. Lekarz kazał mi oddychać głośno, tak by sprawdzić czy nie zachodzą żadne zmiany w moim żołądku. Wynik : negatywny. Odetchnęłam z ulgą. Lekarz przyjrzał się z bliska sinemu miejscu.
- Już wiem czym to jest spowodowane.
- Czym?
- Ech, Kate. To po prostu jest tak. Masz osłabiony organizm, i każdy mocniejszy ucisk wywołuje takie zasinienie. Widocznie ktoś Cię przytulał - spojrzał na Justina z wyrzutem - zbyt mocno ,i dlatego zostaje sine miejsce.
- Na pewno nie od przytulania.
- Może się gdzieś uderzyłaś. Po prostu uważaj. Każdy siniak to wylew krwi więc ,uważaj.
- Ta. Dziękuję doktorze.
Wstałam z miejsca i skierowałam się do wyjścia. Justin wciąż siedział na fotelu nic nie mówiąc.
- Kochanie ,idziemy - dodałam
Justin wstał z wielkim oburzeniem,jakby miał wybić wszystkich. Szarpnął za klamkę i wyszedł przed szpital. Dość szybkim krokiem. Moje krótkie nóżki ledwie zdążyły go dogonić. Szarpnęłam go za kurtkę i odwróciłam w swoją stronę.
- Justin! O co Ci teraz chodzi?
- Po pierwsze, nie dotykaj mnie w takim stanie ,po drugie , nie dotykaj mnie w takim stanie.
- Jakim stanie?
- Gdy jestem wkurwiony.
- Na co?
- Jak ten typ mógł na mnie spojrzeć z wielkim wyrzutem,przecież nie zrobiłem tego celowo. Gdybym wiedział,nie ściskałbym tak mocno.
- Justin! Kurwa. To tylko lekarz, będziesz się nim przejmował?
- Słyszałaś co powiedział.
Złapałam oba poliki Justina w swoje dłonie i ścisnęłam je. Z ust Justina powstał dzióbek ,który pocałowałam. Justin zaczął się śmiać.
- Wszystko w porządku?
- Zdecydowanie lepiej.
Justin złapał mnie za rękę, i ścisnął ją ,po czym pociągnął mnie za sobą. Fakt ,zabolało mnie to,ale wolałam milczeć,niż słuchać jak znów obwinia siebie. Wsiedliśmy do samochodu i mieliśmy jechać do domu. Bynajmniej taki był plan.
JUSTIN
Postanowiłem ją gdzieś zabrać. Nigdy tam nie była,wiem, nie zabierałem tam jej jeszcze. Skoro Vanessa zajmuje się naszym maluszkiem,możemy to troszkę wykorzystać? Prawda? Prawda!
Gdy tak jechaliśmy Kate przeczesała dłonią moje włosy. Zapach jej ciała przyciągał niczym magnez.
Wyjechaliśmy poza miasto
- Justin gdzie jedziemy? - zapytała
- Zobaczysz ,nie bój się.
- Łatwo powiedzieć,trudniej zrobić.
- Ufasz mi?
- Ufam.
- W związku kochanie - westchnąłem - Chodzi o to by móc dać się porwać i ufać komuś. Być z kimś w jednym dryfie.
- Być w jednym dryfie...Skoro tak mówisz,to porywaj.
Po ponad godzinie drogi,dojechaliśmy na miejsce, założyłem Kate opaskę na oczy.
- Nie bój się,skarbie. Ile widzisz palców? - pokazałem trzy
- Pięć?
- Nic nie widzisz?
- Kompletnie nic. Zaczynam się Ciebie bać.
- Nie ma powodów skarbie.
Złapałem ją mocno za dłoń, by się nie wywaliła i prowadziłem.
- Uwaga, trzy stopnie.
Katherine weszła trzy stopnie w górę,ja zaś otworzyłem drzwi.
- Zapraszam.
KATHERINE
Justin mimo wszystko jest niezwykłym dżentelmenem. Nie pozostawiał mnie samej ani na chwilę. Weszliśmy do jakiegoś domku ,jestem tego pewna. Przeszliśmy przez niego i zeszliśmy schodkami w dół. Pod swoimi stopami poczułam miękkość podłoża. Piaszczysta plaża, szum morza... Justin ściągnął mi opaskę z oczu, tak staliśmy nad morzem.
- Gdzie jesteśmy?
- W naszym domku skarbie, naszym drugim domu.
Mewy spacerowały przy brzegu, a fale obijały się z głośnym pluskiem o brzeg i kamienie niedaleko nas.
Moja głowa spoczęła na ramieniu Justina, a jego dłonie na otoczyły mnie i złożyły się na moim brzuchu. Całkowicie zapomniałam o bólu. Obróciłam się w stronę Justina.
- Jest tu może duże łóżko? Na dwójkę?
- Jak myślisz?
- Pokażesz mi je? - przejechałam ręką po jego torsie
Justin wziął mnie na swoje ręce. Obydwoje wiedzieliśmy czego chcemy w tej sytuacji. Przyszedł oczekiwany dzień, w którym znów mieliśmy złączyć się w jedność. Być jednością, jednym ciałem ,jedną duszą. Być bardzo blisko ze sobą. Rozpuściłam swoje długie włosy ,i stałam się władcza. Położyliśmy się z Justinem na duże łóżko w naszej sypialni. Ściągnęłam z siebie ubrania,podobnie jak i Justin.
JUSTIN
Nie trzeba było długo czekać bym usłyszał cichy piskliwy krzyk, i pojękiwanie Kate. Od kiedy w niej byłem minęło około pięciu minut. Z każdym wsunięciem penisa wydobywała z siebie cichy jęk. Szybkie ruchy bioder doprowadzały ją do błogiego obłędu. Kate nie pozostawała mi ani na chwilę dłużna, poruszała swoim ciałem jak żadna inna. Potrafiła wygiąć się tak,lub ułożyć się w taką pozycję,abym mógł wejść najgłębiej. Tak też zrobiłem. Po chwili byliśmy w innej pozycji. Uklęknąłem na łóżku a Kate była ułożona niczym kocica, na czworaka. Ponownie wprowadziłem penisa w nią. Zmieniliśmy pozycję jeszcze kilkukrotnie. Tym razem Katherine była na mnie i ujeżdżając mnie wydawała z siebie odgłosy zadowolenia, a razem z nią łóżko. Złapałem ją za biodra, po czym pochyliła się do mnie i nasze usta złączyły się w pocałunku.
Mój język tańczył z nią. Kate po chwili zaczęła coraz głośniej jęczeć, co dodało mi "mocy" pchałem coraz szybciej i intensywniej. Moje ciało zalała fala dreszczy i zimnego potu. Podobnie miała Kate. Po stosunku opadła zmęczona na mnie. Wciąż będąc niej ,ułożyliśmy się w pozycji embrionalnej. Przywarłem mocno do Kate. Znów byliśmy jednością, jak kiedyś. Tak ,racja. Seks nie jest najważniejszy w związku. Ale jest ważny. Bez niego ległby cały związek. Jeśli para nie dogaduje się w łóżku to co dopiero w życiu?
W łóżku jak i w życiu musimy mieć komunikację prawidłową ze swoim partnerem bądź partnerką. Bez tego się nie obejdzie. Wyszedłem z niej i wtuliłem się w jej rozgrzane ciało. Widziałem to sine miejsce, doskonale. Ale Kate nie narzekała na ból. Wręcz odwrotnie, chciała mocniej, więcej, szybciej.
Katie przymknęła oczy ,a po chwili słyszałem już tylko jej spokojny oddech. Milczała i drzemała w ciszy. Przytuliłem ją do siebie zapewniając spokojny sen. Moje oczy także znużył sen. Po około dwóch godzinach, obudziliśmy się. Spojrzeliśmy na zegarek.
- Kochanie - powiedziała cicho Kate - Musimy jechać do domu, Shadow czeka.
- Vanessa się nim zajmuje.
- Nie możemy jej tak wykorzystać.
Miała rację. Nie mogliśmy być tu aż tak długo... Ale zawsze zabawę można dokończyć w domu. Hyhy.
Ubraliśmy się i opuściliśmy nasz dom. Ponad godzinę jechaliśmy do domu. Ale w końcu dojechaliśmy.
Wchodząc zastaliśmy Vanessę śpiącą na fotelu ,obok łóżeczka Shadow. On tak samo spał. Wyszliśmy z pokoju dając Vanessie możliwość wyspania się. Na marne, bo troszeczkę zbyt mocno trzasnąłem drzwiami. Trudno.
- O ,wstałaś - zacząłem
- Spałam?
- Nie, wąchałaś poduszkę - zaśmiałem się
- To ja już pójdę.
- Dziękuję skarbie, za opiekę nad Shadow - dodała Kate
KATHERINE
Vanessa przytuliła się do mnie i wyszła. Było dość późno. Weszłam na górę i ucałowałam swoje maleństwo w główkę. Spał sobie smacznie, w ciszy, w pokoju było słychać wyłącznie jego kołysankę,Shadow ssał smoczek i spokojnie oddychał. Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam wziąć prysznic. Zdjęłam z siebie ubrania,i spojrzałam w lustro , na moim ciele pojawiło się kilka nowych siniaków. Kilka na biodrach, na pośladkach, na barkach i łopatkach. Do łazienki cicho wszedł Justin.
- Oo,kochanie, znów gotowa?
- Daj spokój Justin. Nie jestem w stanie.
- Co się stało? - złapał mnie za rękę
- Nie dotykaj mnie. I wyjdź.
- Co się stało?
- Wyjdź, proszę.
- Miało być miło.
Justin odsunął kosmyk włosów zza ucha i pocałował mnie w szyję.
- Wyjdź. Nie żartuję. Jestem cała posiniaczona, nie dam rady więcej.
- Kate, przepraszam.
- Wyjdź. Po prostu wyjdź i zostaw mnie teraz samą.
Justin zrobił jak kazałam, w miarę jak drzwi wolno się zamknęły, upadłam na ziemię i zaczęłam płakać.
_________________________________________________________________________________
I jak kochani 61 rozdział?
Podoba Wam się? Komentujcie! <3
zapraszam tutaj : http://whatswomenlike.blogspot.com/
ps. Nie zostawiajcie komentarzy typu : zapraszam do mnie,odwiedź mnie, ani nie reklamujcie się,bo usunę komentarz. Plus, na prawdę nie mam czasu na inne blogi, nie czytam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)