SCM MUSIC PLAYER

sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 54

JUSTIN


Prawie całą noc spędziłem sam. Wtulony w poduszkę czekałem tylko by poczuć jej zapach. Zimną ,drżącą skórę. Czekałem na nią ,aż w końcu usnąłem około trzeciej nad ranem. Tuż po moim zaśnięciu poczułem jej dotyk na swoim ciele.  Przebudziłem się i spojrzałem na nią z lekko zapłakanymi oczyma.

- Przepraszam ,Kate, wybacz mi - powiedziałem zaspanym głosem.
- Już dobrze skarbie.
- Mała ,ja chcę scałować Twoje wszystkie łzy, chcę zabrać Twój ból. Ja chcę czuć ,to co czujesz Ty. Jesteś tak delikatna jak niespokojne sny. Posłuchaj, mówię Ci! Ja chcę być tam gdzie Ty . Tam gdzie niebo lekko dotyka wody. Usunę kłody spod nóg. Pokonam przeszkody. Będziemy tylko Ty i ja.
- Kocham Cię !
- Ja Ciebie też, skarbie.
- Nie słuchaj co mówią inni, ważne jest to co czujemy. Wiem,że wszyscy by się cieszyli gdybyśmy się rozstali ,że Twoja fanki mnie nienawidzą, że chciałyby żebym zginęła. Ale ja się nigdzie nie wybieram. Zawsze Ty ,zawsze ja ,zawsze my.
- Ciesze się ,że Ciebie mam ,skarbie. One Cię nie nienawidzą , tylko po prostu martwią się o mnie.
- Doskonale wiesz,że nie zamierzam Cię skrzywdzić. Zamierzam być tylko z Tobą, całe życie - wzniosła dłoń ku górze ,pokazując pierścionek

Uśmiechnąłem się i wtuleni w siebie zasnęliśmy. Uwielbiałem czuć ją przy sobie,wtedy czułem ,że mam cały świat w swoich objęciach. Czułem ,że z  nią chcę spędzić całe swoje życie. Czas który spędziliśmy osobno sprawy ,że nasza miłość będzie silniejsza. Chcę z Tobą się zestarzeć. Chcę umierać w Twoich ramionach. Chcę się z Tobą starzeć ,chcę patrzeć w Twoje oczy. Chcę być dla Ciebie, podzielać wszystko co robisz. Wszystko może przychodzić i odchodzić, kochanie wierzę, coś się spala pomiędzy nami ,to dla mnie jasne.


 Wstaliśmy około ósmej rano .

- Kochanie idziesz ze mną na badania?
- Tak, pójdę. Muszę zobaczyć naszego maluszka.

Kate puściła mi oczko i zniknęła za drzwiami łazienki. Poszedłem się ubrać. I zrobiłem nam omlety na śniadanie. Kate zeszła do mnie  i zjedliśmy razem śniadanie. Mieliśmy zamiar wyjść ,gdy nagle ktoś zapukał do naszych drzwi z impetem. Kate poszła otworzyć drzwi ,gdy ja kończyłem swój posiłek. Usłyszałem tylko krzyk Kate i kłótnię. Od razu rzuciłem swój posiłek w kąt i wybiegłem z kuchni. Zauważyłem starszą kobietę około 45 lat.  Podbiegłem do Kate i odciągnąłem ją od kobiety. Kate zaczęła lekko wymachiwać nogami ,by uderzyć kobietę. Nie rozumiałem nic z tej sytuacji.

- Kate! Uspokój się. Kto to jest ?
- Matka Tima. Przyszła znów na mnie naskakiwać.
- Ty szmato! Nie oskarżaj mnie. To Ty zostawiłaś Tima przed ołtarzem, teraz jest w dołku.
- Nie jest dzieckiem poradzi sobie, proszę stąd wyjść - wskazałem kierunek wyjścia
- Nigdzie nie idę. Mam z tą zdzirą do pogadania.
- Nie nazywaj jej tak. Jesteś żałosna, gdyby ziemia składała się z takiego szajsu jak Ty,żaden kosmita nawet by nie chciał na nią nasrać.
- Wyrażaj się. Jestem starsza.
- Przecież widzę - odrzekłem z ironią w głosie
- Gówniarzu! Wątpię ,żebyś umiał zająć się kobietą w dobry sposób.
- Nie znasz mnie, a teraz wyjdź!

Złapałem ją za ramie i wypchnąłem przed drzwi.  Kate rzuciła się w moje ramiona, a ja lekko gładząc dłońmi po jej plecach uspokajałem ją. Kate lekko rozpłakała się na moim ramieniu ,po czym pocałowała mnie w szyję i stanęła prosto całkowicie spokojna.

- Już lepiej kochanie?
- Zdecydowanie, dziękuję.  Możemy iść ?
- Pewnie

Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta. Odpaliłem silnik a Kate chwyciła mnie za dłoń. Czułem ,że Ona teraz potrzebowała bliskości. I mojej obecności. Cieszyłem się,że ostatnie dni zbliżyły nas do siebie.


KATHERINE



Uwielbiałam poranki przy Justinie,cieszyłam się ,że mam go przy sobie. Czułam jego gorącą klatkę piersiową, jego silną dłoń na sobie. Niech stanie w miejscu czas, zawsze niech już będzie tak jak dziś. Przez to ,że mnie wspierał byłam pewna swojej decyzji i tego ,że powiedziałam tak .  Czułam,że jest tym jedynym, z którym pragnę być. Nikt nie patrzy na mnie tak jak On.  Nikt nie sprawi ,że poczuję się tak jak przy nim. Cieszyłam się każdą chwilą z nim ,uwielbiałam zapach jego ciała, każdy gest, każde słowo, był dla mnie jakby darem.  Żałuję tylko,że tak późno go odnalazłam.  Mogliśmy być już dawno szczęśliwi.
Zawsze mówiłam, nie odkładaj mnie na później, bo później mnie już nie będzie...
Gdy tak rozmyślałam trzymając dłoń Justina, dojechaliśmy do mojego lekarza. Bałam się,szczerze mówiąc tego co mi powie. Czy coś z dzieckiem nie tak? Czy mój rak się rozwinął?
Nie chciałam wyjść z samochodu. Najbardziej mnie przerażał ,mój strach. Mój strach był moim największym wrogiem. Strach przed imieniem wzmaga strach przed samą rzeczą. To dziwne, ale kiedy człowiek się czegoś boi  i oddałby wszystko by tylko spowolnić płynięcie czasu, czas ma okropny zwyczaj przyspieszania swego biegu. Nienawidziłam strachu, pożerał wszystko. Justin uścisnął moją dłoń i posłał mi spojrzenie ,które uwielbiałam. Pomagało mi i wzmacniało mnie.  Kojące spojrzenie Justina to było coś czego potrzebowałam. Wysiadłam z samochodu i pod rękę z Justinem ruszyłam do gabinetu swojego lekarza. Czekał już na mnie z przyszykowanym USG. Usiadłam na fotelu,a lekarz nalał żel na mój okrągły brzuszek.  I  zaczął badać. Obydwoje  z Justinem się wzruszyliśmy gdy usłyszeliśmy bicie serduszka naszego maleństwa. Justin wsłuchiwał się w każde uderzenie. Wiedziałam wtedy już ,że będzie dobrym ojcem. Żaden się tak nie angażował ,jak On. Gdy lekarz wytarł żel z mojego brzucha ,poprosił Justina o wyjście. Zgodził się i pocałował mnie w czubek głowy. Lekarz wskazał mi miejsce przy swoim biurku , zaciągnęłam koszulkę na brzuch i zajęłam miejsce przed jego tabliczką z imieniem. Usiadłam wygodnie a lekarz zamknął drzwi od gabinetu.

- Więc Panno Gomez - zaczął niepewnie
- Mówi Pan śmiało. Przestałam się już bać.
- Skoro tak, to nie będę owijał w bawełnę. Rak wciąż w Pani siedzi i dopiero go usuniemy po porodzie, ale
- Ale? - zapytałam.
- Żeby usunąć musisz podpisać papieru i wtedy umówimy Cię na zabieg,ale On odbędzie  się dopiero w Szwajcarii i po porodzie, przede wszystkim. Więc musisz wyrazić zgodę.
- Zgadzam się. Zrobię wszystko ,żeby zostać ze swoją rodziną. A co z dzieckiem?
- Rośnie zdrowe. Nie przejęło żadnego złego genu, bez obaw.
- Uff - odetchnęłam z ulgą - Wyzdrowieje?
- Naszym zadaniem jest to ,żeby Panią uzdrowić.
- Niczym zbawcy  - zaśmiałam się - Dziękuję. Ale czemu Justin musiał wyjść?
- Bo to wszystko to poufne informacje.
- I tak mu powiem.
- Ale moim obowiązkiem było powiedzieć to pacjentce w cztery oczy. To co dalej zrobisz z tą informacją to już Pani sprawa.
- Dobrze ,dziękuję. Do widzenia doktorze.
- Do zobaczenia przy porodzie.

Wstałam z krzesła ,lekarz zrobił to samo, uścisnął moją dłoń. Wyszłam z gabinetu. Lekko trzasnęłam drzwiami, na co Justin podskoczył. Przeszkodziłam mu oglądanie zdjęcia naszego maluszka. Wzruszył mnie ten widok. Justin obrócił się w moją stronę i wstał. Spojrzał na mnie  i zaczął

- I jak skarbie?
- To gówno wciąż we mnie siedzi.
- A co z naszym dzieckiem?
- Nic mu nie jest, nie przejął nic złego od mamusi. Ale po porodzie będę musiała wyjechać.
- Jak to? Po co?
- Na operację ,żeby pozbyć się tego ze mnie.
- Jesteś pewna ,że to pomoże?
- Musi skarbie. Bądźmy dobrej myśli, w końcu chodzi o moje zdrowie.
- Jesteś silna, na pewno sobie poradzisz. Ja wierzę w Ciebie. Kim bym był ,gdybym nie wierzył?
- Mam nadzieję.

Wyszliśmy z Justinem ze szpitala ,przed którym stało mnóstwo jego fanek . Wszystkie piszczały i wykrzykiwały jego imię. Gdy tylko przy jego boku zjawiłam się ja, usłyszałam wiele gróźb i niemiłych słów.

"Zginiesz" " Puść go szmato" 
" Tylko go wykorzystujesz" " Kasę mu zabierasz "
" Chcesz jego pieniędzy " " Umrzyj zdziro "
" Co mu zrobiłaś? Po szpitalach go wozisz " " Zapłacisz za swoje "

Przeszliśmy z Justinem do naszego samochodu i zamknęliśmy drzwi. W moich oczach pojawiły się łzy. Nie chciałam źle,a znów wyszło inaczej. Tego samego wieczora  w naszym domu postanowiłam z Justinem nagrać krótki filmik . Chciałam wszystkim wyjaśnić i udowodnić ,że to o jest między mną a Justinem, między nami ,jest prawdziwe. Że to nie jest zwykłe  show, pokazówka.  Chciałam też wyjaśnić co się ze mną dzieje,nie z Justinem. Więc tak zamierzałam zrobić. Postawiłam laptop na stół.

- Na pewno chcesz to zrobić? - spytał się mnie Justin
- Tak. Mam dość tego ,że mi się obrywa za nasz związek.
- Nie przesadzaj.
- Nie sądzę,że TY byś chciał być zwyzywany za każdym razem gdy gdzieś się razem pojawiamy.  Gdybyś szedł ze mną ,a tu nagle ktoś Cię wyzywa. Wątpię,żeby Ci się to podobało.
- No nie.
- Wiesz jak ja się wtedy czuje?
- Jak ?
- Jak zwykła dziwka. A nie chcę tak. Nawet mnie nie obroniłeś. Co zabolało mnie jeszcze bardziej.
- A co ja poradzę na miliony?
- Te miliony wielbią Ciebie. Uwielbiają Cię. Na pewno Cię posłuchają.
- Kate...
- Justin! - powiedziałam stanowczym głosem.

Justin spuścił wzrok i otworzył laptopa.

- Na pewno? Mogę Ci coś przed tym powiedzieć ?
-  O czym?
- O Liz.

Spojrzałam na niego z wyrzutem.

________________________________________________________________________________


I jak kochani nowy rozdział ? :)
Podoba się Wam?  Komentujcie. <3 














środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 53



KATHERINE

Justin podszedł do mnie a jego wzrok skierował się na te same osoby co mój. Justin podobnie jak ja był zamurowany, widziałam jak jego szczęka dolna opada ze zdziwienia.

- Justin czy to jest ?
- Jake ,tak to On.

Moja dłoń mocno ścisnęła dłoń Justina. Poczułam jak kolory odchodzą z mojej twarzy ,a ja robię się bledsza
i słabsza. Dreszcz przeszedł moje ciało. Nie wiedziałam czy źle widzę czy to moja wyobraźnia.

- Justin,trzymaj mnie,i nie puszczaj.
- Nigdy skarbie.

Przywarłam mocno do Justina, obydwoje staliśmy w miejscu,jakbyśmy mieli nogi ważące ponad tonę i nie mogliśmy się ruszyć.  Odwróciłam wzrok jeszcze raz i spojrzałam ,że Jack patrzy na mnie.
Z oka wypłynęła mi łza i wtopiła się w Justina koszulkę. Wyrwaliśmy się z naszego małego świata  i skierowaliśmy w jego stronę. Byłam nieśmiała ,jakbym pierwszy raz widziała coś takiego. Podobnie było z moją mamą,ale to już przesada. Dlaczego ja mam takie pojebane życie?

- Kate - usłyszałam cichy znany mi głos
- Tak?
- Pozwól. To ja Jake
- Jake nie żyje.
- To chcę wyjaśnić.
- Nie mamy chyba sobie nic do wyjaśniania. Tyle czasu udawałeś martwego.
- Musiałem. Ludzie Twojego taty zagrozili mi,że jeśli nie usunę się z Twojego życia ,sam mnie zniszczy. Wolał ,żebyś była z kimś z Twojego kręgu, kto pracuje tam.
- Mój tata nigdy by tego nie zrobił ,wiedząc ,że byłam szczęśliwa.
- A teraz jesteś?
- Bez Ciebie, owszem. Przebolałam to. A ja winiłam siebie za tą śmierć. Żałosne Jake, żałosne,jak mogłeś się posunąć do takiego kłamstwa?!
- Przepraszam.
- Przepraszam tu nie starczy. Choćbyś ściągnął mi księżyc z nieba, przyniósł gwiazdkę, zrobił co bym kiedykolwiek chciała. Nie wystarczy, nigdy tego nie naprawisz. Więc lepiej,żebyś zniknął. Na prawdę. Wiesz co Twoja mama przeżyła? Ile razy wypłakiwałyśmy się sobie w ramiona , zdałeś sobie z tego sprawę?
- Kate ,ja po prostu bałem się. Rozumiesz?
- Nie mów już do mnie. Milcz, na zawsze. Przeklinam dzień w którym się urodziłeś!
- Ja chcę wrócić. Do Ciebie.
- Ha,ha - wyśmiałam go - Nie przeginaj.  Mam narzeczonego, dziecko w drodze. Myślisz,że rzucę wszystko dla Ciebie, i wskoczę Ci w ramiona ? To nie jest bajka. Nie rzucę wszystkiego dla Ciebie i nie zostawię Justina. - wskazałam go
- Kate, nie rób tego. Byliśmy szczęśliwi.
- Nie zrozumiałeś co znaczy nie?! Ja jebie ,Jake! Nie ma nas, to co było kiedyś ,zniknęło, prysnęło jak bańka mydlana, tak jak Ty.
- Tego chcesz ?
- Chcę być z Justinem i stworzyć dom, dla naszego dziecka.
- Kate, pomyśl nad tym. Byliśmy szczęśliwi, dobrze nam było.
- Było. Czas przeszły, zastanów się.  O tym co jest prawdziwe,a co nie, każdy musi decydować we własnym sercu i serce każdemu podpowie. Żegnaj.

Justin podszedł do mnie lekko zmieszany i złapał mnie przez ramię. Udaliśmy się do kasy i zapłaciliśmy za zakupy. Nie było mi ani trochę żal ,że go tam zostawiłam. Nie chciałam już z nim być, to nie było to co kiedyś. Bo nie żyję ani w przeszłości, ani w przyszłości. Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie  nic więcej. Jeśli kiedykolwiek uda Ci się trwać w teraźniejszości, staniesz się szczęśliwym człowiekiem. I ja właśnie byłam szczęśliwa, nie patrzałam na przód, ani w tył, liczyło się to co jest teraz.
Zapakowaliśmy zakupy do samochodu i odjechaliśmy. Całą drogę do domu żadne z nas się nie odzywało. Woleliśmy przemilczeć tą sytuację,która zaszła w sklepie. Tak wydaje mi się ,że będzie lepiej.  Justin zdecydowanie mocno ściskał kierownice, jakby chciał kogoś udusić. Widać,że czuł się zagrożony. Boi się ,że jego pozycja w naszym związku może się zmienić. Nigdy! Złapałam Justina za dłoń, którą trzymał na drążku i splotłam nasze palce. Spojrzałam na niego spokojnym wzrokiem,po czym zauważyłam,ze jego uścisk na kierownicy się rozluźnia. Dojechaliśmy do domu i wysiedliśmy z samochodu.
Justin wziął wszystko z bagażnika i  zaniósł do przyszłego pokoju Shadow. Weszłam tuż za nim zamykając samochód. Zamknęłam nasze drzwi od domu i rozebrałam się z płaszczyka i butów. Poszłam do kuchni i nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki. Usiadłam przed TV i mimowolnie zaczęłam w głowie przetwarzać słowa jakie Jake powiedział w sklepie. Jakim cudem udało mu się upozorować,aż taki wypadek? Chyba nie wiedział co bliscy przeżywali. Bliscy, wtedy jeszcze ja.  Po kilku miesiącach chyba uznał ,że można wrócić bezpiecznie. Żałosne. Ale mimo wszystko cieszę się ,że żyje.  Ale mam nadzieję,że nie liczy ,że to coś zmieni, że wróci do mojego życia. Co to, to nie. Nie pora na to i nie ten czas. Kilka miesięcy temu,gdym wiedziała,może. Ale teraz jestem pewna ,że mam tego jedynego. Czyżby ?
Justin jakieś dwadzieścia minut później przyszedł do mnie i poległ na moich kolanach.

JUSTIN


Bałem się, bałem,że ją stracę,że wybierze go zamiast mnie. Byłem zadowolony  z tego co mamy. Że mamy siebie i dziecko w drodze, że jest jak dawniej , nie kłócimy się ( ha,ha ) ,okazujemy sobie więcej uczuć. Po prostu jesteśmy ze sobą bliżej. A tu nagle Jake, i co ja sobie miałem pomyśleć. Przecież byłem po nim, ni sądzę by Katie wyzbyła się już uczuć do niego. Miałem cichą nadzieję,że jednak tak. Że nie czuje już nic do niego, że wszystko przeminęło. Fakt, liczyłem na to ,że dziecko zatrzyma ją przy mnie.  Ale w samochodzie udowodniła mi ,że jestem tylko ja. Odetchnąłem z ulgą i zajechaliśmy do domu. Zaniosłem wszystko dla dziecka na górę i przebrałem się w luźne dresy i czarny podkoszulek. Zszedłem na dół i położyłem się na nogi Kate, jej uda były najlepszą poduszką jaką moja głowa mogła sobie wyobrazić.  Ułożyłem się na nich wygodnie i zacząłem temat ślubu, który miał się odbyć jeszcze przed porodem.

- A zaproszenia ?
- W drukarni - uśmiechnęła się
- A suknia ?
- Wybrana
- Zespół ?
- Jest - dodała
- Aa...
- Jest, jest ,jest. Wszystko Justin już jest. Nie martw się, wszystko będzie dopięte na ostatni guzik.
- A miejsce?
- Mała kapliczka niedaleko nas. A później impreza w hotelowym ogrodzie.
- Będzie szampan?
- Wódka, szampan, piwo, wino, whisky. Czego dusza zapragnie - zaśmiała się
-  Whisky.. mm - oblizałem usta ,po czym pocałowałem Kate

Jej  dłoń jeździła po moim ramieniu lekko je drapiąc. Tak przyjemnie.

- Nie upij się skarbie.
- Nigdy, nie w takim dniu. Ilu gości ?
- Setka.
- Aż ?
- Tylko - oznajmiła - Tylko setka, pozbyłam się z czterdziestu gości z Twojej listy i mojej.
- Jak chcesz.
- Justin - zaczęła cicho
- Tak?
- A Twój tata? Ma uczestniczyć w tym dniu?
- Nie! Po co? Dlaczego? Pisałaś już do niego ? Kate, ughh.
- Uspokój się, nie pisałam. Mimo,że chciałam. Powinien być uczestnikiem tak szczęśliwego dnia. Powinien widzieć jak jego syn dorasta.
- On ma własną rodzinę i nie sądzę by chciał powiększyć ją o mnie.
- Nie chodzi o powiększenie rodziny. Tylko ,Justin to Twój ojciec, nie będziecie się wiecznie przed sobą chowali. Może być chyba w takim dniu z Tobą, kilka męskich rad? Może zbliżycie się do siebie? - uśmiechnęła się
- Może nie, Liz słuchaj - zaciąłem się - Kate, przepraszam
- Jak mnie nazwałeś? - zmrużyła lekko oczy i spojrzała na mnie jakby chciała mnie zabić - Nie wypowiadaj tego imienia, w tym domu. Już i tak działo się tu za dużo. Spaliłeś wszystko czego dotykała?
- Nie.
- Bo Cię o to nie prosiłam. Na tyle dobra jestem. A Ty jeszcze do mnie Liz powiesz. Nie jestem Elizabeth tylko Katherine. Twoja narzeczona, powinieneś wiedzieć.
- Ja ... niechcący - powiedziałem ściszony

Kate, wstała gwałtownie z kanapy,upuszczając moją głowę na kanapę. Pobiegła do drzwi  i zakładając buty wybiegła z domu.

- Kate! Kate! Czekaj.
- Nie - zagroziła  mi palcem - Nie idź za mną!
- Nie chciałem Cię nazwać Liz.
- Nie waż się wypowiadać tego imienia przy mnie.

Trzasnęła drzwiami i wyszła. Zdjęcia idealnych wspomnień ,rozrzucone po całej podłodze. Sięgam po telefon, bo nie mogę z tym dłużej walczyć, i zastanawiam się,czy przeszedłem Ci przez myśl. Mi zdarza się to cały czas.  Jest kwadrans po pierwszej i potrzebuję Cię teraz. Ja po prostu potrzebuję Cię teraz. Kolejna dawka whisky ,nie mogę przestać patrzeć na drzwi, mając nadzieję, że przyjdziesz zamaszyście jak kiedyś. Jestem tutaj bez Ciebie, kochanie . Lecz wciąż tkwisz w moim umyśle.  Dziś wieczorem powinniśmy być tylko my kochanie. Ty i ja. Kochaj mnie tak jak potrafisz. Trzymaj mnie mocno i nie opuszczaj. Co mam zrobić? Gdy kochasz mnie tak jak potrafisz. Kochanie ,naucz mnie, pokaż mi, drogę do swojego serca. Och kochanie , błagam ślicznotko, doprowadź mnie do środka, tam gdzie mam początek.
Lubię jak Twoje oczy kompletują się z włosami. Sposób w jaki te jeansy pasują, nie mogę odwrócić od nich wzroku. Obiecuję ,że będę tu ,na zawsze. Naszych ciał dotykanie ,gdy kochasz mnie tak jak potrafisz. Kiedy płaczesz, nie mów ani słowa. Nie mów nic kochanie, ja jestem cały Twój. Kochaj mnie tak jak potrafisz, ale pozwól mi zacząć, posłuchaj tych słów tutaj, kochaj mnie jak coś  nowego, kochaj jakby nic nie było do stracenia. Zaniosę Cię do łóżka jeśli będziesz chciała się zdrzemnąć.  Jeśli miałabyś wybór, wiem co byś wybrała . To bym był ja, prawda?


KATHERINE


Latam z gwiazdami na niebie, nie próbuję już dłużej przetrwać. Wierzę ,że życie jest nagrodą, ale żyć nie znaczy ,że Ty jesteś żywy. Nie martw się o mnie i o tego z kim jestem. Dostaję to czego pragnę,to moje cesarstwo. I tak,ja tu rozkazuję,ja jestem sędzią, zakrapiam wampiry wodą święconą. W tym właśnie momencie jestem królową, odejdę z koroną i odejdę z pierścieniem ,tak. Nie ,nie jestem szczęściarą ,jestem błogosławiona. Ta noc po prostu przypomina mi, wszystkiego czego mnie pozbawili. Wspaniałością jest to co zrobiliśmy na skraju... Chciałabym ,żeby ten moment trwał całe życie. Bo w tym momencie czuję się po prostu tak żywa. Mogę być egoistką, tak jestem niecierpliwa. Czasami czuję się jak Marilyn Monroe , jestem niepewna, tak popełniam błędy. Czasami czuję się jakby to był koniec. Mogę upaść nisko, nie wiem jak się z tego wydostać. Tak , mogę być na szczycie, tak jakbym już nie miała upaść. Możesz nazwać to klątwą, albo po prostu nazwij mnie błogosławioną, jeśli nie możesz mnie znieść, gdy jestem najgorsza. Nie zasługujesz na mnie gdy jestem najlepsza. Nagle wszystko co dobre rozpada się, rozpada jak domek z kart. Prawda jest taka,że poplątaliśmy wszystko, dopóki tego nie odkręciliśmy. Nie chcę skończyć z raną w mej duszy. Weź mnie ,albo mnie zostaw. Nigdy nie będę idealna, uwierz mi jestem tego warta,więc weź mnie lub zostaw. Myślałam,że uciekniemy ,pięknego letniego dnia. Pamiętam jak mówiłeś  Będzie okej, chodź ze mną. Uwierzyłam. Nigdy nie myślałam,że mogłeś tak postąpić, zabrałeś wszystko , co we mnie istniało. Widziałam Twoją sylwetkę przy wejściu, zanim odeszłam. Myślałam ,że mogliśmy się połączyć. Byłabym Twoją żoną, w przyszłym życiu... Będę obok, Ty będziesz obok,uronię łzę, pomimo,że mnie to nie obchodzi. Zatrzymany w czasie, zawsze będziesz mój. Zawsze Ty, zawsze ja, zawsze my. Nikt nie sprawi ,że poczuję się jak przy Tobie. 



________________________________________________________________________________

I jak 53 rozdział ? :) 

komentujcie. <3 


czyżby koniec  ? 
czy będzie druga część ? :o










poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 52

JUSTIN 

Tak bardzo się cieszyłem ,że ją mam, tak bardzo cieszyłem się ,że jestem blisko. Tak,że nikt i nic nie zdoła nas rozdzielić. Miałem rację, Ona i ja, na zawsze.
Nie chciałem być tym który zapomni. Myślałem o wszystkim czego nigdy nie będę żałował. Trochę czasu z Tobą  jest wszystkim, co mógłbym dostać. Ucieknijmy z tym ,bo to wszystko co możemy wziąć. Jedna rzecz ,której nie będę widział , ta sama droga wkoło. Nie wierzę temu i to ślizga się z ziemi. Chcąc wziąć Cię do miejsca niedaleko pośpiechu. Ale nikt nie daje nam więcej czasu. Złożyłaś propozycję a potem uciekłaś. Mam w głowie obraz nas,całujących się. I wszystko co słyszę to ostatnia rzecz ,jaką powiedziałaś. I nigdy już nie będziemy sami, bo to nie zdarza się codziennie. Trochę liczyłem na Ciebie ,będąc moją przyjaciółką, trochę zrezygnowałem z dawania. Teraz myślę o tym co chciałem powiedzieć. Ale nigdy nie wiem tak na prawdę dokąd pójść. Zostałem pozostawiony sam sobie. Minęło wiele dni, a nic nie pokazywały. A ściany nie przestawały się walić. W mieście, które kochaliśmy, szare chmury przytoczyły się nad wzgórzami, przynosząc ciemność z góry. Ale jeśli zamkniesz swe oczy, nic się nie zmieniło. Byliśmy przyłapani i pogrążeni w naszych wadach. Tak jak staliśmy, gdy pył  osiadł naokoło nas. A ściany nie przestawały się walić.

Zjedliśmy z Kate kolację, którą sam przygotowałem. Smażona pierś kurczaka , sałatka grecka, mmm. Jestem zdecydowanie za dobry. Prawda?  Wiem,że prawda. Każda z Was by chciała takiego chłopaka. A prawda jest taka,że nie zawsze  jest różowo. Jeśli chce się mieć taki związek, trzeba w niego włożyć wiele wysiłku i pracy.  Ale ze mnie psycholog, haha .
Kilka godzin później zaczęło lekko kropić,więc postanowiliśmy wrócić do domu.  Wchodząc do niego obydwoje pozostaliśmy w ciszy. Było bardzo przyjemnie. W domku cicho,przestronnie. To znów był nasz mały świat. Poszliśmy na górę i przemyliśmy się trochę po tym całym dniu. Włożyłem swoją piżamę  a Kate swoją , usiedliśmy na łóżku i włączyliśmy TV. Katherine wyjęła ze swojej torby wielki segregator i pokazała mi kilka tortów weselnych.

- Jaki byś zjadł?
- Ech, Kate. Nie możemy po prostu iść do urzędu? Tu nie chodzi o gości a o nas. Po co robić z tego taki cyrk?
- Justin! - powiedziała piskliwym tonem
- No co? Każda nasza próba w kościele się nie powodziła.
- Bo byliśmy z niewłaściwymi osobami,tak?
- No tak. Ale Kate, nie rozumiesz mnie. Tyle ludzi, taka presja, znów. Myślisz,że będzie im się chciało robić trzecie podejście?
- Dla mnie to ważne. Nie chcę tylko iść do urzędu i podpisać kilku papierów.
- Czym to się różni ? Splendorem. Przecież możemy wyprawić imprezę ,ale po co od razu iść do kościoła. Kate, proszę Cię.
- Zawsze musi być po Twojej myśli? Nie możemy raz zrobić czegoś tak jak ja chcę ? Raz Justin, chociaż ten jeden jedyny raz. W najważniejszym dniu w moim życiu. Nie psuj tego, zgoda?
- Dla Ciebie wszystko.
- Więc jaki smak?
- Czekoladowy, a jak inaczej - zaśmiałem się.
- Wolałabym waniliowy,ale dobrze,będzie czekolada.
- Może być pół na pół.
- Uu, dobrze myślisz skarbie - pocałowała mnie trzymając w dłoni długopis i chwyciła mój podbródek.
Moja dłoń zaś spoczęła na jej lewym ramieniu ,przełożona za jej sylwetką.

- Zgodzisz się na wszystko co będę chciała ?
- Wszystko,byle byś powiedziała tak chcę.


Widzę świat dla Ciebie i mnie. Słyszę perfekcyjną harmonię. Tam gdzie jesteś, zamierzam być. Na zawsze może nie być wystarczające. Razem, to wszystko,czego dla nas potrzebuję. Kiedy leje deszcz, i dookoła nie ma nikogo innego. Będę Twoim schronieniem. I będę tym do którego możesz biec,i będę tym ,któremu pisane jest kochać Cię teraz, i zawsze. Do końca naszych dni. Wiesz ,że tak. Czas by powiedzieć słowa, nigdy nie byłem tak pewny, chcę spędzić z Tobą życie. Tak ,chcę!
Jest dopasowanie do każdego serca, i jest światło dla każdej ciemności. Z Tobą znalazłem , mój odpowiednik.
Na naszej pierwszej randce poprosiłem Cię do tańca, zarumieniłaś się i zaczęłaś się śmiać. Byliśmy twarzą w twarz dopóki się nie zatrzymałaś.  Na tym brzegu rzeki nie było słychać muzyki. Przytrzymałem Cię bliżej i wyszeptałem do ucha " Myślę ,że znam piosenkę ,którą lubisz "  . Więc zanuciłem coś lekkiego i słodkiego. Gwiazdy pokazały się wraz z ruchem naszych stóp. Więc może złapiesz mnie za rękę, weźmiesz moje serce, obiecasz ,że nie przestaniesz tańczyć gdy zaczniemy,bo to jest nasza piosenka. Pory roku zmieniały się ,podczas gdy my zakochiwaliśmy się w sobie, nauczyłem się imion Twojej rodziny i ciepła Twoich rąk. Twoja mama zdaje się lubić moje żarty,wziąłem się w garść i zapytałem Twojego ojca.
" Och, to jest miłość,czy mogę za nią wyjść? " Uśmiechnął się i powiedział " Dobrze synu "
Przeniosę dla Ciebie góry, napiszę Twoje imię na niebie, spróbuję znaleźć wszystko czego będziesz potrzebować. Jeśli gwiazdy się wypalą, i nie będą już świecić, ja wciąż będę szukał nieba w Twoich oczach.


KATHERINE



Nie mogę sobie wyobrazić życia bez Twojej miłości, i nawet wieczność wydaje się nie być wystarczająco  długa. Z każdym razem gdy oddycham, wdycham Ciebie, i moje serce znowu bije. Kochanie nic nie poradzę, powodujesz ,że tonę w Twej miłości. Za każdym razem gdy próbuję się wznieść, zostaję zmieciona przez miłość. Może jestem marzycielką, może nie. Ale nie znam bezpieczeństwa ,gdy unoszę się w Twoich ramionach. Nie potrzebuję kolejnego życia ,to nie dla mnie. Bo tylko Ty możesz mnie ocalić. Dalej ! Wciągnij mnie! Kochaj mnie, wiesz ,że nie mogę się Tobie oprzeć, bo jesteś powietrzem ,którym oddycham.  Zostawiasz mnie bez tchu, ale w porządku, bo tylko dzięki Tobie mogę przetrwać. Lubię Twój styl, kocham Twój uśmiech, lubię Twój nastrój ,ale to nie dlatego Cię kocham. Powodem dla którego Cię kocham jesteś Ty! Jesteś sobą, po prostu Ty. Powodem dla którego Cię kocham jest wszystko co przeszliśmy. Ciągle słyszę Twój głos gdy śpisz obok mnie, ciągle czuję Twój dotyk w moich snach.Wybacz mi tę słabość ,ale nie wiem dlaczego bez Ciebie trudno jest przetrwać.  Kiedy się dotykamy ,doświadczam tego uczucia, i kiedy się całujemy  przysięgam ,że mogłabym latać. Czuje,że moje serce mocno bije. Chcę by to trwało, chcę Cię przy mnie. Bo zawsze kiedy się dotykamy, czuję styczność i kiedy się całujemy , pragnę Cię bliżej, nie pozwolę Ci odejść, pragnę Cię w moim życiu. Twe ramiona są moim zamkiem, Twoje serce moim niebem. One ocierają łzy kiedy płacze. Dobre i złe czasy, byliśmy dzięki nim wszystkim. Podnosiłeś mnie kiedy spadałam, czas na odwdzięczenie się.
Około północy zasnęliśmy wtuleni w siebie. Tak to było to czego od dawna potrzebowałam. Żeby Justin mocno chwycił mnie w swoje umięśnione ramiona. Wstaliśmy już o ósmej rano i obydwoje wyszykowaliśmy się. Postanowiliśmy dzisiaj z Justinem zrobić zakupy dla naszego maleństwa. O dziwo Justin był bardzo pozytywnie od rana nabuzowany.  Już po dziewiątej wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu. Justin odpalił silnik i ruszyliśmy z podjazdu. Na miejscu byliśmy jakieś dwadzieścia może trzydzieści minut później. Całą drogę podziwiałam obrazy mijające za szybą. Wysiedliśmy już na miejscu z auta. Justin podszedł do mnie i złapał mnie za dłoń. Skierowaliśmy się do dziecięcego sklepu. Mój brzuszek był coraz większy,co cieszyło oko Justina, zawsze chciał malucha. Jus otworzył mi drzwi  jak przystało na dżentelmena. Weszliśmy razem do środka i skierowaliśmy się w stronę łóżeczek. Gdy tylko do nich doszliśmy Justin zaczął zachowywać się jak prawdziwy tatuś. Wyobrażał sobie jak bawi dziecko ,jak je kładzie do łóżeczka. To wszystko stawało się coraz bardziej realne. Wybraliśmy łóżeczko, czas na wózek. Justin oczywiście wybrał według niego ,najbardziej męski. Przecież mój syn nie będzie woził się na różowo. '
Mówił przechodząc przez alejkę dziewczęcych wózków. Wybrał swój wymarzony wózek.

- Kochanie  - zaczęłam - Ty będziesz się nim woził czy Twoje dziecko. Nie wybieraj tylko pod siebie,hm?
- Ale skarbie, ja będę wózek prowadził,muszę mieć ten swag.
- Ach no tak, wybacz ,zapomniałam - zaśmiałam się

Odwróciłam się w stronę nosidełek i ujrzałam osobę ,której bym szczerze mówiąc najmniej się spodziewała w tym sklepie.  Chciałam wyjść ,a może podejść i powiedzieć co sądzę o tym zachowaniu.  Nie sądziłam ,że spotkam tą osobę w tym sklepie. Nie przypuszczałabym tego nigdy. Przecież ,nie spodziewali się dziecka.
Stanęłam jak wryta , moje nogi ważyły teraz z pięć ton ,każda. Odmówiły mi posłuszeństwa w ruszaniu się. Jedyne co z siebie potrafiłam wykrzesać to ciche Justin .
Nie spodziewałam się tego spotkania, tej konfrontacji. Bałam się ,że wpadniemy w szał.

 ________________________________________________________________________________


I jak kochani 52 rozdział ? :)

Podoba Wam się?  <3
KOMENTUJCIE! <3


























niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 51

JUSTIN


Wiedziałem ,że muszę ją chronić. I ,że ta sytuacja się wydarzy. Byłem na wszystko przygotowany.

- Kate - powiedziałem szeptem - Jesteś w stanie sprzeciwić się policji ?
- Jak najbardziej.
- Zrobimy tak...

Objaśniłem jej cały plan. Jeden strażnik ,który pilnował drzwi był z nami w zmowie. On kiedyś też robił to co my ,więc mamy na niego haka. Dobrze się z nim robi interesy.

- Dobrze, tak zrobimy - dodała Kate po wyjaśnieniu planu

Do sali wszedł komisarz i zaczął nas przesłuchiwać.

- Więc - zaczął - Od kiedy pracujecie jako złodzieje?
- Proszę Pana, myśmy nigdy niczego nie ukradli, gorzej z Panem - zaczęła Kate
- Jak to ze mną?
- Skradł Pan pewnie wielu dziewczynom serce. Ma Pan żonę?
- Nie.
- Żadna nie poleciała jeszcze na te silne ramiona, dobrze zbudowaną posturę i fryzurę? A przede wszystkim na mundur?
- To chyba nie są pytania na miejscu

Kate powiodła palcem po jego ramieniu ,a koleś wnet zaczął się lekko trząść.

- Więc mówi Pan ,że jesteśmy niewinni? Hm? - uśmiechnęła się rozkosznie
- Mhm , wybaczcie.

Mężczyzna wstał i zakrywając spodnie wyszedł z sali, zatrzaskując ją za sobą. Wstałem i walnąłem w drzwi, po czym nasz zaprzyjaźniony strażnik je otworzył,jak i pozostałe. Chwyciłem Kate za rękę i pobiegliśmy do wyjścia.

- Justin ,nie powinniśmy.
- Kate, co się dzieje?   Chcesz tam wrócić i usłyszeć te wszystkie oskarżenia? To ,że kradliśmy , że przemycaliśmy?
- Nie - powiedziała zgaszona
- Więc pomyśl racjonalnie.
- Dobrze.


Jeszcze tego samego dnia po powrocie do domu ,postanowiłem zrobić coś czego pragnąłem od zawsze. Sami pewnie wiecie czego chcę. Od samego początku,gdy ją poznałem.

- Nie boisz się ,że nas tu znajdą?
- Nie. Przecież  tamten policjant nas puścił.  Odpocznij skarbie.

Kate poszła na górę i położyła się ,ja zaś zadzwoniłem do mamy Kate.

- Halo?
- Ma Pani chwilę czasu ,żeby porozmawiać?
- Oczywiście.

Zacząłem wyjaśniać wszystko z dokładnością. Wszystko musiało wyjść perfekcyjnie.

- Dobrze, zadzwonię po nią jutro. Dobranoc.
- Dziękuję, dobranoc.

Poszedłem na górę i położyłem się obok Katherine i zasnąłem. Około dziesiątej nad ranem zadzwonił telefon Kate. Wstała z łóżka i poszła się szykować.

- Kto dzwonił? - zapytałem z zaciekawieniem
- Moja mama, ma jakąś ważną sprawę, nie pogniewasz się jeśli wyjdę?
- Nie, pojadę do studia ,może coś nagram.
- To do zobaczenia wieczorem.

Kate pochyliła się nade mną i pocałowała mnie. Nie chciałem się z nią rozstawać,ale musiałem. Chciałem ,żeby wszystko wyszło doskonale. Gdy tylko usłyszałem trzaśnięcie drzwiami, zerwałem się na równe nogi i ubrałem się.  I założyłem czapkę. Wyszedłem na dwór i wsiadłem do auta. Pierw pojechałem do jubilera i wybrałem pierścionek. Od dawna miałem go upatrzonego. Zapakowałem go w czerwone pudełeczko i pojechałem dalej.


KATHERINE


Tak bałam się, bałam się,że znajdą nas, i będziemy musieli się rozstać, że już nigdy się nie zobaczymy. Nie wiedziałam czy plan Justina zadziała. Ale na razie pracowaliśmy bez skaz. Ufałam mu ,więc miałam nadzieję,że nic się nam nie stanie, i ,że już będziemy bezpieczni, Justin, ja i Shadow.  Z rana zadzwoniła do mnie mama ,mówiąc ,że potrzebuje pomocy. Zgodziłam się, w końcu to moja mama, muszę jej pomóc. Wstałam z łóżka ,wyszykowałam się i wyszłam z domu. Wsiadłam do auta i pojechałam pod swój stary dom. Przed nim stała moja mama. Wsiadła szybko do auta.

- Co się stało?
- Mam kryzys.
- Jaki kryzys?
- Modowy! Musisz mi pomóc. Potrzebuję nowych ubrań.
- I tylko po to mnie wezwałaś?
- Jesteś moją córką ,musisz mi pomóc.


Westchnęłam głośno i pojechałam z nią do galerii. Byłyśmy tam jakieś dwadzieścia minut później. Zaparkowałam i weszłyśmy do galerii.

- Chodź tam.

Powędrowałam za nią i przede mną pojawiła się najpiękniejsza sukienka jaką widziałam. Była stworzona dla mnie. Chwyciłam z nią wieszak i pobiegłam do przymierzalni. Leżała jak ulał. Nie było widać ,że jestem w ciąży. Przykrywała każdą niedoskonałość. Biorę ją.  Nie odpuszczę sobie takiej sukienki. Nawet gdyby kosztowała milion dolarów. Pokazałam się mamie, na co zaparło jej dech w piersiach.

- Wyglądasz jeszcze piękniej niż w dniu  ślubu.
- Ech  ,dziękuję - powiedziałam zakłopotana

Zapłaciłam za sukienkę i wyszłyśmy ze sklepu. W pewnym momencie dostrzegłam trzy znienawidzone przeze mnie osoby. I pewnie z wzajemnością. Schowałam się za okularami i szłam przed siebie. Nadin, Tim i Carly. Trzy osoby ,których nienawidziłam i jestem pewna ,że i Oni mnie nienawidzili. Wczoraj znalazłam swoje dokumenty ,które Tim pewnie mi podrzucił. Ale spóźnił się,bo policja nas zabrała. Oczywiście nie pochwaliłam się tym mamie, bo i po co?  Nie dorzucam jej stresów. Przeszłam szybko koło Nadin, tak aby jej uniknąć.

- Hej, Kate - powiedziała

Kurwa. Pomyślałam. Nie chciałam jej potkać, a tym bardziej teraz rzucać się w oczy. Przełknęłam ślinę i odwróciłam się.

- No hej.
- Poznaj mojego narzeczonego , James.
- Super ,ciesze się  - uśmiechnęłam się sztucznym uśmiechem - Powodzenia. Pa

Uciekłam niczym poparzona do mamy. Ominęłyśmy Carly ,skutecznie. Jedno dobre. Ona to chyba by rozerwała mnie na strzępy.  Pominęłyśmy najgorsze. Tim zniknął z pola widzenia. Zdjęłam okulary i rozmawiałam z mamą. Skierowałyśmy się do następnego sklepu za rogiem. I jak na złość ,wpadłam na Tima.
Przepraszam. Powiedziałam z grzeczności, bo go szturchnęłam. Tim spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami, pełnymi wyrzutów i smutku. Poczuć od niego można było whisky i colę.  Aż człowieka odrzucało. Machnęłam głową ,że źle robi i odeszłam.

- Powiedz mi dlaczego? Czy tak musi być,Kate?
- Kocham go, kocham Justina całym sercem. Będąc z Tobą ,ech oszukiwałam się. Wciąż go pragnęłam i to łaknienie było coraz silniejsze.  Nie mogłam mu tego zrobić. Kocham go, całą sobą, i potrzebuję go ,żeby istnieć. Ty mi do tego nie byłeś potrzebny. Poza tym ile my dni spędzaliśmy razem. Codziennie tylko na sen byliśmy razem.  Nic więcej. Więc wybacz ,ale z tego i tak nigdy nic by nie było.
- Liz miała rację. Nie potrzebnie mnie do tego zmusiła.
- Jak to?
- No tak to. Nie wiesz?
- Nie.
- Ona mnie wysłała do tej szkoły,żebyś się we mnie zakochała i zapomniała o Justinie. Przecież wiem,że gdybym nie był taki nachalny i nie łaził za Tobą, wciąż byś z nim była. A ,że to facet poddał się urokowi Liz i zerwaliście. Ja byłem tylko po to ,żeby ich związek mógł się rozwijać. Ale gdy przyszło co do czego,zakochałem się. Zakazano mi a przecież zakazany owoc smakuje najlepiej. Zakochałem się,pokochałem Ciebie i dziecko. Dlatego ,chciałem się z Tobą ożenić,to już nie była część planu. Liz chciała po prostu być z Justinem za wszelką cenę. A Ty jej odbierałaś go.
- Po co mi to mówisz?
- Chciałem ,żebyś spojrzała na tą sytuację jaśniej.
- Zepsułeś mi cały dzień, dzięki wielkie.

Odwróciłam się i odeszłam do mamy.

- Ale Kate - zaczął
- Nie! - krzyknęła moja mama ,chowając mnie w swoich ramionach - Już wystarczająco nawaliłeś.

Westchnął i odszedł. Moje powieki stały się lekko wilgotne. Nie sądziłam ,że kiedykolwiek mogłabym zostać tak podle wykorzystana. Nie wiedziałam co to za uczucie,ale teraz wiem,jak to cholernie boli. Mimo,że sama nie kochałaś tej osoby. Wytarłam się i dokończyłam z mamą zakupy. Musiałam mieć ubrania ,bo przecież nie wrócę po nie tam.O ile jeszcze istnieją.
Chciałam wyjść już  z tej galerii. Czułam na sobie wzrok tysiąca ludzi. Około godziny osiemnastej wyszłyśmy z mamą z galerii. Załadowałyśmy siatki do bagażnika i odjechałyśmy. Cieszyłam się ,że ten dzień w końcu się skończy i ,że jestem wolna od przeszłości. A zadowolona jestem z tego ,że moja szafa będzie teraz przepełniona nowymi ubraniami. To najwyższy czas by zmienić stroje.
Odwiozłam mamę do domu, po czym wyciągnęłyśmy siatki i pomogłam je jej zanieść do domu. Pocałowałam ją na pożegnanie i tylko usłyszałam jak dzwoni jej telefon. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Dojechałam do domu. Po czym dostałam SMS od Justina.

- Skarbie, chodź do mnie na plażę.

No bo rzeczywiście chce mi się gdzieś jeszcze ruszać. Ale jednak coś skłoniło mnie żeby wyjść. Przebrałam się po czym wyszłam z domu. Doszłam na plażę w jakieś dziesięć minut. Na dworze robiło się coraz ciemniej. Wiał przyjemny ciepły wiaterek , podobało mi się to. Mój telefon zaczął wibrować w kieszeni.
Na wyświetlaczu pojawił się Justin, przesunęłam palcem po ekranie by odebrać. I przyłożyłam telefon do ucha.

- Tak skarbie?
- Gdzie jesteś ?
- Weszłam na plażę.
- To chodź do mnie.
- Gdzie jesteś?
- Skręcisz w prawo, pójdziesz przed siebie ,aż do skał, skręcisz w prawo i trochę wejdź w głąb, i na lewo będę ja.
- Czemu tak daleko?
- Dowiesz się na miejscu.

Po czym usłyszałam już tylko beep beep beep, połączenie zostało przerwane. Co On znowu wymyślił. Skierowałam się tak jak Justin kazał. Skręciłam w prawo ,poszłam przed siebie,aż do skał o które obijała się woda, znów skręciłam w prawo, i weszłam w głąb skał, sucho! Tam woda już nie dochodziła. Skręciłam w lewo,a moim oczom ukazało się najpiękniejsze miejsce na ziemi.
Plaża usypana różami, stolik z kolacją dla dwojga. Lampki porozwieszane na skałach, i serce ze świec,a w samym środku On. Mój mężczyzna.

- Justin,co to...
- Ćśś ,pozwól ,że ja będę mówił. Skarbie, pamiętasz jak się poznaliśmy? Wtedy już nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku. Cały czas patrzyłem i patrzyłem i nie mogłem nasycić się Twoim widokiem. Miesiące mijają a ja nadal chcę więcej i więcej. Nie mogłem zrozumieć dlaczego tak się dzieje, ale teraz już wiem : jestem w Tobie zakochany.  Jestem zakochany i jednocześnie przerażony ,że Cię stracę. Dlatego nie chcę ryzykować ani chwili dłużej. Kochanie nadszedł czas,abym udowodnił,że jesteś dla mnie najważniejsza. Dzisiaj Ci to udowodnię tak,że nie będziesz miała już żadnych wątpliwości. To uczucie twarde jak diament, więc skarbie, chciałbym żeby ten diament - wyciągnął z kieszeni pudełko i uklęknął - Był tego symbolem. Katherine Ann Gomez, zostaniesz moją żoną?
- O Jezu - wymamrotałam cicho - Oczywiście Justin! Tak ,zostanę Twoją żoną.

Justin włożył pierścionek na mój palec. Pierścionek był piękny, widać ,że drogi, strach nosić na palcu. Justin wstał do mnie i uniósł mnie przytulając do siebie. Po czym stawiając na ziemię ,pocałował ,pocałunek był kipiący miłością. Justin przyłożył dłoń do mojego brzucha, a na jego ustach zagościł uśmiech.

- Co poczułeś?
- Kopnięcie skarbie.


W jego oczach pojawiły się łzy, co było najlepszym zwieńczeniem tego dnia.



________________________________________________________________________________

I jak kochani podoba się 51  rozdział ? <3

KOMENTUJCIE! <3