SCM MUSIC PLAYER

piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 44

JUSTIN


Była osobą,której najmniej się tutaj spodziewałem. Katherine była osobą ,przy której człowiek sam nie wiedział co ze sobą zrobić. Nie wiedziałem czemu tutaj jest. Przyszła z Timem, są razem?  Nie sądzę... Chyba coś ze mną  jest nie tak. Bo sam nie wiem którą z dziewczyn wybrać. Czy Liz czy Katherine.  Trwając tak w przemyśleniach Kate zapytała

- Kochasz mnie? - zapytała
- Tak
- Ale?
- Nie możemy być razem. Wiem,że będę Cię dalej ranił. A nie powinienem. Wiem,że jeśli byśmy wrócili do siebie to te moje romanse, będą trwały ,nigdy się nie uwolnię. Nie chcę Cię ranić.

Z jej oczu po polikach stoczyła się łza. W moich słona substancja też się gromadziła. Przejechałem po jej policzku dłonią. Po czym splotłem palce z jej. Kate pocałowała mnie w polik,kolejna łza wytoczyła się z jej oka. Odwróciła się i poszła.  Byłem zszokowany jej zachowaniem. Nie krzyczała, nie buntowała się,nie kłóciła się o nic. Była cicha, jak inna Ona, to nie była ta sama dziewczyna co kiedyś. Sądzę,że zrozumiała na czym polegał nasz związek. Nie wiem ,czemu nic nie odpowiedziała. Przyjęła to z pokorą. Patrzyłem tylko jak odchodziła. Nie chciałem, wiedziałem,że to był najgorszy błąd jaki w życiu popełniłem. Ale wiedziałem już,że nie odkręcę tego zwykłymi przeprosinami. Nawet o to nie walczyłem. Wiedziałem już,że nasz związek jest skończony. Trudno? Chyba. Sam już nie wiem co czuje. Zdecydowanie najpierw muszę ogarnąć swój syf w życiu , to całe gówno. Tak wiem,wszystko moja wina, wiem wiem. Domyślam się ,że wszyscy mnie znienawidzą. Kate odeszła, za nią pobiegł Tim. Wróciłem do Liz , która złapała mnie za rękę i poszliśmy przejść się po całej imprezie. Gdy mnie dotknęła poczułem spokój. Dziwne ,ale tak było. Przeważnie gdy Kate mnie tak złapała, tylko wtedy osiągałem spokój. Może taka sama jak Katherine będzie? 
Ech co ja pierdole. Nikt nie będzie ,żadna z dziewczyn nie będzie jak moja Kate. Usiadłem na leżaku i schowałem się przed ludźmi. Liz przyszła zobaczyć czy wszystko ze mną okej. Oczywiście ,powiedziałem ,że okej, ale w środku czułem jakby część mnie odeszła. Pustka. Tak to jest,gdy się traci kogoś. Kogoś ,kto okazał się być całym Twoim światem ,kogoś na kogo możesz liczyć,kto będzie dla Ciebie opoką w trudnych sprawach. Ktoś kto da Ci całego siebie, da zaufanie, da miłość, będzie chciał się z Tobą budzić rankami i zasypiać wieczorem,wspólnie. Ona i Ty ,wtuleni w siebie, tylko liczy się miłość. U nas właśnie tak było,ale to już przeszłość. Nic nie sprawi ,że poczuję się jak przy Tobie. Chciałbym dać jej wszystko ,to na co zasługiwała. Wiem,że obydwoje nie znajdziemy miłości tak prawdziwej. Nie ma czegoś takiego jak my, nie ma takiego czegoś jak Ty i ja. Dałem Ci wszystko co mogłem ,to jakaś iluzja. Powiedz mi czy warto? Byliśmy przecież tacy idealni. Ale nie ma czegoś takiego jak my. Nie ma czegoś takiego jak Ty i ja, trwający razem przez burzę.

Tak mijały mi kolejne miesiące. Bez niej,przy boku. Oswoiłem się z tą myślą ,że ma innego i,że już nie jesteśmy razem. Nie bolało mnie już to tak ,gdy widziałem ich razem ,trzymających się  za rękę ,ale zabolało mnie wydarzenie, które koniecznie muszę Wam opowiedzieć.


KATHERINE


Długo po rozstaniu nie mogłam się przyzwyczaić do tego ,że Justin ma inną kobietę,a nie mnie. Tak to powinnam być ja. Czuć te pocałunki, czuć tą miłość. Nie wiem co się z nami stało... Chyba obydwoje po prostu dorośliśmy. Do tego co teraz mamy. Dziwne.. spotykamy się jak dawni przyjaciele. Justin przychodzi mnie odwiedzić , jak się spotykamy w mieście też wykazuje sympatię,a nie nienawiść. Obydwoje jesteśmy, hmm jakby innymi ludźmi, innymi pod  dobrym względem, tak myślę. Ciąża się rozwija.  Zdrowo, kilka miesięcy i dziecko będzie na świecie.  Nie wiem,jak z Justinem pogodzimy się nad opieką. Ale tego wieczora wydarzyło się coś jeszcze. Może opowiem Wam od początku. Co Wy na to ? Był dokładnie 14 luty, gdy wstałam około 8.00 nad ranem i zeszłam na dół. W kuchni stał już Tim,i robił śniadanie. Cieszyłam się mając go przy sobie. Pocałowałam go w ramie a On mnie w głowę.

- Jak się spało księżniczko? - zapytał czule
- Doskonale - uśmiechnęłam się - Jak po nocy? - spojrzałam zalotnie
- No, powiem Ci, nigdy tak nie miałem - zaśmiał się
- Kłamca - zmarszczyłam lekko czoło

Tak, to była nasza pierwsza wspólna noc. Pierwszy raz od czasu Justina dałam sobie trochę wolności i pozwoliłam sobie zrobić to  z Timem.  Było ,nie tak cudownie jak z Justinem, nie zobaczyłam fajerwerków ,ani gwiazd ,też nie dosięgnęłam nieba.Ale była , hmm w porządku. Tak w porządku, to będzie dobre słowo.  Kochałam go, tak mi się wydaje, bynajmniej obydwoje sobie to wyznaliśmy. Nie bawiliśmy się w żadne gierki. Dni mieliśmy udane, chodziliśmy razem do szkoły, zamieszkaliśmy razem, wieczory wspólne na karaoke, w kinie, na kolacjach też były w porządku. Sielanka jednym słowem. Moi rodzice też go polubili. Mój tata spędzał z nim bardzo dużo czasu. No ale ,przejdźmy do szczegółów.  Była ósma rano, zjedliśmy razem z Timem śniadanie. Był piątek, walentynkowy dzień.

- To co dziś robimy? - rzuciłam z ciekawością z kawałkiem jajecznicy w buzi
- Zjemy ,przejedziemy się gdzieś - zaśmiał się spoglądając w moim kierunku
- Yhm , czyli chillout ?
- Tak

Zjadłam śniadanie i odniosłam talerze do zlewu. Umyłam je ,po czym wytarłam i poustawiałam w szafkach.
Poszłam na górę, umyłam zęby, ubrałam się  i zrobiłam sobie makijaż. Zakręciłam lekko włosy i zeszłam na dół,do już gotowego Tima. Wyciągnął przede mnie rękę ,po czym złapałam go za nią. Przyciągnął mnie do siebie i wyszliśmy przed dom. Wsiedliśmy do zaparkowanego samochodu ,po czym ruszyliśmy z miejsca i wyjechaliśmy na drogę. Jechaliśmy przed siebie.Cały czas wydawało mi się ,że widzę Justina. Owszem raz widziałam,kupował kwiaty, pewnie dla Liz. Piękne ,długie ,czerwone róże. Schowałam się poniżej linii widzenia. I skupiłam się na tym,żeby mnie nie widział.  Dzień był szarawy, pochmurny, nie tak wesoły jak zawsze. Spoglądałam przez okno ,i myślałam. Nie wiem skąd wzięły mi się myśli o Justinie. Przybyły tak z niespodziewanie. Myślałam o tym  jak mogłyby wyglądać nasze walentynki ,gdybyśmy tylko byli razem. Dziwne,prawda? To zabawne,że wróciłam o niego myślami akurat tego dnia.. Zawsze tak mam. Jesteśmy przyjaciółmi ,nie powiem,że gniewamy się na siebie, bo tak nie jest. Ale zawsze gdy Justin,lub ja mamy jakiś problem to dzwonimy do siebie. I po chwili milczenia zaczynamy się śmiać. Timowi ani Liz nie odpowiada to,że mamy tak dobry kontakt. Ale o wiele lepiej wychodzi nam bycie przyjaciółmi niż parą. Czyżby? Tak ,wiem oszukuję samą siebie. Wychodzi ,ale wiem,że z każdej strony jest to wymuszone. Nie chcemy się czuć w swoim towarzystwie zażenowani,ani jak jakieś odludki. Ale wracając do rzeczy,znów się zapędziłam. Wyjechaliśmy z Timem jakieś piętnaście kilometrów poza miasto, i zajechaliśmy pod uroczy zakład SPA & WELLNESS-u. Wysiadłam z auta, i moja szczęka ze zdziwienia prawie opadła ku ziemi.

- Co my tu robimy? Przecież nie wzięłam nic na przebranie.
- To jest Twój największy problem? - spojrzał ironicznie - Nie masz większych? Ja nas spakowałem .
- Nie ,nie mam. Nie muszę! - zaśmiałam się

Tim wyciągnął z bagażnika nasze torby i złapał mnie za rękę. Weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się prosto do recepcji.  Zaszliśmy do pokoju i obydwoje przebraliśmy się. Ja w strój kąpielowy, który lekko uwydatnił mój brzuszek ciążowy, był mały ,ale jakże okrąglutki.  Tim zaakceptował je. I już pokochał. Tak powiedział. Dosłownie. Zaś On przebrał się w kąpielówki, ubraliśmy na siebie też szlafroki. I zeszliśmy na dół. Pierw było biczowanie algami, później kąpiel błotna, potem kąpiel w mleku, okłady z gorących kamieni i na końcu masaż całego ciała. Nigdy nie byłam tak zrelaksowana. Podobało mi się to, mogłabym zostać tam wieczność. Ale koniec tego dobrego. Poszliśmy ubrać się, bo wybijała już 19.00.

- Będziemy tu spali?
- Tak.

Uśmiechnęłam się  i założyłam na siebie wieczorową kreację.  Upięłam inaczej włosy i po godzinie szykowania się,byłam gotowa na wyjście. Tim znów czekał na mnie ,grzecznie jak piesek.  Wyszłam w końcu z łazienki i popędziłam o niego. Wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się do restauracji. Usiedliśmy przy stoliku. W restauracji nie było nikogo.. Tylko my. Mój puls zaczął przyspieszać, nie byłam konkretnie pewna co się dzieje,ale poddałam się temu. Usiedliśmy przy stoliku, a w tle zaczęła lecieć romantyczna muzyka. Grana przez orkiestrę ,skrzypce, flety  i tym podobne.  Zamówiliśmy dania, ja wzięłam rybę z warzywami ,a  Tim oczywiście mięso z ziemniakami i surówkami. Kelnerka przyniosła nam nasze zamówienie.  Skonsumowaliśmy je,po czym zamówiliśmy deser. Po dziesięciu minutach przyniesiono nam tort.

- Nie zamawialiśmy nic takiego.
- To od Pana Tima.
- Skarbie ,zanim cokolwiek powiesz, wysłuchaj mnie. Jest nam bardzo dobrze, nigdy nie czułem się z nikim jak z Tobą, chciałbym skonsumować nasz związek i zawrzeć z Tobą ,wspólną przyszłość. Jesteś piękna, zdolna, kochana, kocham Cię. Katherine Ann  Gomez , zgodzisz się zostać moją żoną?
Tim wyciągnął z kieszeni pudełeczko. Otwierając je ,moim oczom ukazał się pierścionek zaręczynowy. 

Przez głowę przemknęły mi w jednej sekundzie setki myśli.  Znów pojawił się w nich Justin. Uśmiechnęłam się w duchu do siebie. Przełknęłam ciężko ślinę,i przypomniało mi się to,jak Justin chciał ze mną tego samego. Tylko z nim wszystko było jakby łatwiejsze, ale pamiętam to ile razy mnie ranił.

- Tak ,zostanę Twoją żoną.

Tim wyciągnął z pudełka pierścionek i założył mi go na palec. Wstałam z miejsca i obdarowałam go namiętnym pocałunkiem. Odwzajemnił go i uniósł mnie lekko do góry.

- Uu skarbie, uważaj na dziecko - zaśmiałam się

Tim odstawił mnie na ziemię, a ja od  razu wiedziałam,że to był zły pomysł. W mojej głowie miałam jakby kołowrotek, jakbym była na jakimś rollercoasterze. Spod moich nóg osunął się grunt. I poczułam jak upadam na ziemię, moje ciało wylądowało na zimnej posadzce.
Po obudzeniu się w samochodzie ,ujrzałam przed sobą szpital. Tim pomógł mi wysiąść z samochodu, a już po chwili ,zjawił się tłum paparazzich,pstrykających zdjęcia dookoła. Zasłoniłam twarz ręką ,na której znajdywała się nowa zdobycz. Wchodząc do szpitala ,opuściłam dłoń w dół i poszłam do rejestracji.


JUSTIN


Walentynki nie były dla mnie niczym wyjątkowy. Spędzałem je samotnie. Choć gdybym mógł  sprawiłbym ,że moja kobieta poczułaby się jak księżniczka,w swojej własnej bajce. Każdej dziewczyny swojej ,słucham uważnie, i wyciągam wnioski, później je wykorzystuje. Ten dzień spędziłem z mamą i jej nowym maluchem. Michael. Był słodkim dzieckiem. Gdy tylko miałem czas ,opiekowałem się maleństwem. Ubóstwiałem to,i wiedziałem w każdym momencie opiekowania się nim,jak będzie mi mojego własnego brakowało ,jak źle postąpiłem. W tym dniu,poszedłem kupić mamie, gigantyczny bukiet ,czerwonych róż rzecz jasna. Podobały się jej,ulubione kwiaty. To takie banalne. 14 lutego to Ona była moją księżniczką. Spędziliśmy dzień z Michaelem,na zabawie z nim, na oglądaniu filmów. Wspólnych posiłkach, wspominaniu. Wspominaliśmy nawet o Katherine. Moja mama powiedziała,że tęskni za jej obecnością w naszym życiu. Ja tak samo,ale już nic nie mogę zrobić,prawda? Noc spędziłem u mamy. W sercu poczułem gorzki żal, na wieść ,że miłość mojego życia wychodzi za mąż. Może zacznę od początku. Z Liz,rozstaliśmy się, teorytycznie, bo wyjechała na obóz, który miał trwać sześć miesięcy. Dzisiaj 15 lutego mijał 2 od kiedy na nim jest. Nie odzywa się prawie wcale. Jeśli już to z wieścią,że u niej okej,i ,że zajęcia są na maksa trudne, więc nie ma na nic czasu. Nigdy nie mówiła ,że mnie kocha. Tylko zawsze,pa,buziaki. I tyle. Kate zawsze była czuła,w stosunku do mnie. Wiedziała,że tego potrzebuję. Zabawne, taki chłopak ,a jednak potrzebuje czegoś więcej prócz seksu... No więc. Była chyba dziesiąta rano gdy poszedłem wziąć prysznic i poszedłem na śniadanie do mamy.

- Dzień dobry ,śpiochu - ucałowała mnie w polik
- Hej mamo  - odpowiedziałem zaspanym tonem
- Dobrze się spało?
- Tak ,jak najbardziej.
- Poszłam już po gazetę i po zakupy.
- Tak wcześnie?
- Jest dziesiąta kochanie.

Wziąłem do ręki bajgle i herbatę, wróciłem się po gazetę i usiadłem na kanapie obok szklanego stołu. Postawiłem na nim swój posiłek i zacząłem jeść i przeglądać brukowiec. Na stronie 12 znalazłem najgorszą rzecz ,która mogła się wydarzyć.

W nagłówku napisali " Modelka Katherine Gomez wkrótce mężatką! "

Złość we mnie buzowała, już wiem co czuła Kate ,gdy dowiedziała się o moim ślubie. Chciałbym,żeby to była fikcja, ale trzymałem tą gazetę ,miałem już pewność. Pięścią uderzyłem w stół wypowiadając głośno
 Kurwa mać. Rozbiłem szklany stół,na co usłyszałem krzyk swojej matki i płacz dziecka. Nie to w tym momencie było najważniejsze. Moje dziecko było . Nie wierzyłem,że Ona jest zdolna to robić. Poza tym co robiła pod szpitalem? Mam nadzieję,że wciąż tam jest. Wyjaśni mi wszystko. Wstałem z kanapy i poszedłem na górę. Schodząc na dół ,mama stała przy drzwiach.

- Kto do  cholery będzie to sprzątał?! Gdzie się wybierasz?
- Zajebie gnoja,który mi ją odebrał.
- Uspokój się!
- Muszę go zabić,mamo!

W moich oczach pojawiły się łzy. Nie były to łzy słabości a wściekłości. Miałem ochotę coś wysadzić,i tym czymś był Tim . Nie pozwolę,żeby się nią zabawiał.

- Nigdzie nie wyjdziesz.
- Zabiję go! - krzyknąłem



________________________________________________________________________________

I jak kochani 44 rozdział ? Podoba się? :)

KOMENTUJCIE! <3















wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 43

JUSTIN

Odłamki szkła, które wbiły mi się w prawą rękę gdy odchodziłem ,dawały nieznośny ból. Przeszywał nie tylko dłoń ,ale przechodziły przez ciało. Gdy odchodziłem,widziałem jak płacze. Nigdy nie chciałem jej doprowadzić do takiego stanu.  Chciałem cofnąć czas, wiedziałem,że źle postąpiłem. Ale gdybym się wtedy cofnął ,nie mógłbym tak żyć. Co chwila by coś nowego było. Najpierw muszę uporządkować życie. Sam ,sobie. Żeby potem móc z kimś być. I dzielić je. Tak bardzo nie chciałem jej skrzywdzić. Ale musiałem. Teraz to już nie odwrócenia.  Mimo to przypominało mi się wszystko. Każde jej spojrzenie, przepełnione miłością, każde słowo ,które mówiła tylko do mnie. Każdy uśmiech, który sprawiał ,że w jej twarzy pojawiały się dołeczki, na samą myśl o nim ,na mojej buzi pojawia się szeroki uśmiech. A to rzadki widok, sprawiony przez samą myśl o niej. Widziałem każdą rysę na jej buzi ,gdy tak szeroko uśmiechała się. Każdą kreskę przy oku. Każdą łzę ,krystaliczną, spadającą ku ziemi.  Wróciłem do domu i zaszyłem się w swoim pokoju pisząc teksty , każdy będzie miał jakiś przekaz, to wiem na pewno.
Budzi mnie brzęczenie spragnionego krwi potwora. Naiwnie wymachując nad głową obiema rękami, liczę,że uda mi się go odpędzić. Na próżno. Demon jest nieustępliwy ,niczym pirania czująca krew oraz  wściekły jak osa buchająca zazdrością gdy niesiesz coś słodkiego. Po tej porcji porannej rozgrzewki nie pozostaje mi nic innego jak odprawienie rytuału adoracji najświętszego łóżka. Na klęczkach głoszę cudowność bogini umożliwiającej mi nocne eskapady i reminiscencje, równocześnie powolnym, lecz zwinnym ruchem oddalam się od terytorium działania jej mocy, która aksamitnym głosem matki przywołuje mnie obietnicą przyprószenia sennym obłokiem słodkości i ukołysania w puszystym puchu zapomnienia. Nie! Nie złamiesz mnie o Pani swymi promesami! Jestem ja Ci wiernym sługą, ale swego żywota na Twe żądanie oddać nie raczę! Nie dla mnie Twe spokojne, atłasowe podgłówki, jam przeznaczony do złych mocy ze świata zgładzenia. Wygłaszając takie deklaracje, starałem się zważać na ostre słowa, bo w głowie miałem złotą myśl poety, że „świat każdego pobodzie, kto z poduszką w niezgodzie”.Szczerze mówiąc, to moje poranne zmagania nie były takie heroiczne. Co prawda, podążając leniwym krokiem w stronę łazienki, błądziłem w ciemnościach niejednokrotnie unikając śmierci w wyniku zderzenia się z obiektem znacznie przewyższającym mnie masą i wielkością, jednakże był to efekt uboczny oślepienia wpadającymi przez okno promieniami słońca, które już nie od dzisiaj obrało mnie niewinnego na główny cel swych czysto złośliwych działań. W łazience czeka miła niespodzianka. Już w progu wita mnie niesamowity przystojniak. To niewiarygodne! Nawet po długiej nocy wyglądam zjawiskowo! Te błyszczące oczy, ponętne usta i potargane ciemne włosy sprawiają, że w naściennym lustrze odbija się postać młodego, greckiego boga. To zdecydowanie polepsza moje samopoczucie po niedawnych trudnych przeżyciach. Jeszcze tylko trochę żelu, odrobinę pasty wybielającej, sporo perfum za dwie stówki, markowe dresy, podkreślający walory T-shirt i jestem gotowy do włożenia mojej ulubionej maski cwanego twardziela. Przechodzę więc przyspieszoną transformację – głowa zamienia się w banię, twarz w paszczę, a dłonie w graby. Z małej puszeczki red bulla wysysam energię i biegnę na spotkanie z ziomkami. Zadzieram głowę do góry, promyki Heliosa oświetlają mą postać, kiedy próbują przebić się przez zgraję szarych chmur. Czuję się jak gwiazda estrady.
Czułem się zdecydowanie dziwnie idąc ulicą. Czułem,że wszyscy łypią na mnie wzrokiem i wiedzą co się wczoraj stało.  Moje serce rozbiło się na milion drobnych kawałków ,gdy zobaczyłem na ulicy Kate. To zdecydowanie za wcześnie. Widziałem jej lśniące włosy, błyszczące oczy, białe zęby i szeroki uśmiech. 
Dojrzała mnie wzrokiem, nie oczekiwałem tego. Uśmiechnęła się i odwróciła się dołączając do ciemnowłosego mężczyzny.  Chwyciła go pod rękę i starając się opanować obroty głowy ,odeszła.



KATHERINE

Chcę Cię chwytać jak motyla, w dłonie łapać. Chcę patrzeć Ci w oczu nieprzebyte głębiny. Uderzając falą o  skał brzytwy. Chcę słuchać  słodkich Twych słów ,nie do mnie skierowanych. Chcę widzieć Twojego uśmiechu nadzieję ,gdy o pomoc nie prosisz. Chcę Cię szukać między myślami ,gdy masz zamiar być nieodgadnionym. Chcę iść za Tobą krętymi ścieżkami, choć uciekasz przede mną. Zgadzam się nawet w świadomości pewnej ,spijać słodką truciznę w sercu ,zrodzoną z Twych dumnych radości. Ale dobrze ,że pozwalasz. I pojęcia nie masz co robię samotnie wieczorami. A ja skromnie w modlitwie dziękuję Bogu, że jesteś. Mimo,że już mnie nie uszczęśliwiasz, liczę na to ,że uszczęśliwisz jakąś inną kobietę. Która będzie czuła się jak ja. Jak Twoja księżniczka ,dla której księżyc ku Ziemi przyciągniesz.
Dla Ciebie ubierałam sukienkę, utkaną z moich marzeń,przeszytą nadziei nicią. Ciemne włosów loki. Czego nie robiłam,by nie poddawały się wiatru powiewom. Myślałam i gwiazdach by istniał ich blask zaistniał w mych oczach. Wierzyłam,że zauważysz. Na szyi zawiesiłam srebrne serce być patrząc na nie poczuł w ukłucie. Zlękłam się chłodem ,żeby policzki różem obsypać. Przejrzałam w świadomość słowa ,wybrałam te Ci godne, by mieć pewność ,że wysłuchasz uważnie. Otuliłam się zapachem szczęścia delikatnego ,tak jak lubisz. Jednego tylko szczegółu nie zauważyłeś... Że przyszłam.
Patrząc z perspektywy czasu cieszę się ,że zażyłam tylko jedną tabletkę, wzięcie większej ilości mogło sprawić ,że zginę. Gdy  trzymałam buteleczkę w dłoni ,mój telefon zadzwonił. Był to oczywiście Tim. Ech,czego ja się spodziewałam. Że będzie to Justin, który powie,że popełnił największy błąd swojego życia i przeprosi?  Ha,ha ,chyba sama już nie wierzyłam w te bajki. Tim chciał się jutro spotkać i wyjaśnić wszystko. Domyślam się ,że chodziło o moją ucieczkę. Jest jeszcze jedna rzecz ,o której Wam nie powiedziałam...  Tego wieczora ,co był u mnie Tim. Nie mam na myśli ,że do czegoś doszło. Po prostu poczułam iskry między nami.  Tyle,że wiedziałam ,że mam Justina i umiałam się opanować. Schyliłam się do swojego podręcznika i podnosząc wzrok na swojej linii ust ujrzałam Tima. Patrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami ,które zmieniały kolory. Rozchyliłam lekko usta i przybliżyłam się do niego ,moja dłoń spoczęła na jego kolanie. Podobnie Tim,przysunął się do mnie i spojrzał mi w oczy , był coraz bliżej. Kiedy dzielący nas centymetr od siebie, prysnął jak mydlana bańka. Odsunęłam się od niego ,wiedząc ,że nie mogę tego zrobić komuś kogo kocham. Nie mogłam wtedy skrzywdzić Justina. Teraz to co innego. Następnego dnia spotkałam się z Timem około 11 ,przed kawiarnią Starbucks. Weszliśmy do środka w niezręcznej ciszy.
Usiedliśmy przy stoliku a kelnerka od razu przyszła z kartą pełną różnorakich kaw. Wybrałam swoje ulubione Cappuccino  z bitą śmietaną i karmelem, zaś Tim czarną ,mrożoną.  Po odejściu kelnerki zaczęliśmy rozmawiać.

- Dlaczego uciekłaś? - zapytał cicho
- Nie uciekłam, na prawdę. Nie widziałam Cię, poza tym ,to była zbyt ciężka chwila dla mnie,żeby móc wtedy z Tobą rozmawiać - moja dłoń spoczęła na jego.
- Co się stało?
- Nie mogę Ci tego teraz powiedzieć, może kiedyś. To zdecydowanie za długa historia.
- Ech, no dobrze. A mogę Cię chociaż zaprosić gdzieś? Jako osoba mi towarzysząca?
- Pewnie, gdzie?
- Moja kuzynka wyprawia imprezę nad basenem, za kilka godzin, pójdziesz?
- Z przyjemnością.


Rozmawialiśmy jeszcze jakąś chwilę, po czym kelnerka przyniosła nam nasze zamówienie. Wstaliśmy od krzeseł i skierowaliśmy się do wyjścia. Pożegnałam się z Timem uściskiem, przed czym chwilę szliśmy jeszcze pod rękę. W oddali , albo mi się przewidziało ,albo to było na prawdę, dostrzegłam zarys postaci Justina. Nie jestem pewna... Tim pocałował mnie w polik ,po czym umówiliśmy się na 17.00 pod moim domem. W którym już gościł. Odeszłam i skierowałam się do domu.  Wyszykowałam się na imprezę ,pod sukienką mając strój kąpielowy.  Równo jak w zegarku ,o siedemnastej zadzwonił dzwonek do drzwi. Zeszłam gotowa ,ubrałam szpilki i otworzyłam drzwi,a w nich Tim. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do jego czarnego samochodu,przed którym stały moje przyjaciółki, Ashley ,Vanessa i Jessica.  Krzyknęłam uradowana na ich widok. Klepnęłam Tima w rękę po czym pobiegłam do dziewczyn. Przytuliłam każdą z nich mocno, po czym pocałowałam w polik.

- Co Wy tu robicie? Jak On Was ściągnął ?
- Szkolne plotki mała - uśmiechnęła się cwaniacko Van
- Dowiedziałyśmy się z kim "kręcisz" i oto jesteśmy.
- Nie mogę w to uwierzyć.

To rzeczywiście było niewiarygodne. Z nimi zawsze była najlepsza zabawa. Tego jestem pewna. Wsiadłyśmy do auta ,podobnie jak Tim, po czym wyjechaliśmy spod mojego domu. Na miejscu byliśmy jakieś czterdzieści minut później. Byliśmy w zdecydowanie cieplejszej części miasta. Moim oczom ukazała się wielka rezydencja, oczy otworzyły mi się szeroko.  Wyszliśmy z samochodu ,zajmując miejsce niedaleko wejścia. Doskonale wiedzieliśmy,że później nie będzie wyjazdu, ale się specjalnie nie przejmowaliśmy. Weszliśmy na posesję ,i zostawiając ubrania w szatni ,specjalnie wydzielonej i pilnowanej,zostawiliśmy ubrania w szatni dla vip'ów jako ,że Tim był rodziną organizatorki wydarzenia.  Chwyciłam zielony kubek w dłoń i nalałam sobie soku  wiśniowego imitującego drink, jeśli by ktoś pytał. Nie mogłam się przecież zdradzać. Dziewczyny wlały sobie po drinku i tylko gdy włączyli muzykę, wszyscy którzy byli na imprezie ,ruszyli do tańca. Nie pozostałyśmy dłużne, również zaczęłyśmy tańczyć.  Impreza trwała w najlepsze. Aż DJ uciszył ją. Z podestu na którym stał duży "namiot"  wyłonił się chłopak, w okularach słonecznych ze złotym mikrofonem w dłoni.  Zaczął głośno mówić do mikrofonu, można było wyczuć ,że jest już lekko wstawiony.


 "Panie i panowie jeśli jeszcze nie jesteście pijani ,przygotujcie się, aby się najebać. Zróbmy to ! Haha ! Wszyscy alkoholicy gdzie jesteście ?!  Jedziemy!"


Po czym zaczął piosenkę ze swoimi znajomymi :


 Kiedy wchodzę do klubu,wszystkie oczy są zwrócone na mnie. Jestem z imprezową ekipą. Wszystkie drinki darmowe , lubimy królować. Kochamy 'patron'Przyszliśmy na imprezę królować
każdy jest w stanie upojenia.

SHOTY!

Panie nas kochają, kiedy lejemy shoty, potrzebują wymówki, by ssać nasze pały . Przyszliśmy się najebać
A co z tobą? Butelki w górę! Jedziemy , runda druga


Jeśli się nie chcesz najebać - wypierdalaj z klubu.Jeśli nie pijesz shotów - wypierdalaj z klubu.
Jeśli nie przychodzisz na imprezę - wypierdalaj z klubu. Teraz moje pijaki . Podnieście ręce!
Co pijecie? Jager Bombs , Lemon Drops , Butter Nipples , Jeli-o shots, Kamikaze , 3 wise men
Jebać to! Dajcie trochę ginu!


SHOTY!


'Patron' rządzi i jestem gotowy na shoty. 
Kobiety przychodzą kiedy leję shoty, ich majtki uderzają o ziemię

za każdym razem, gdy leję shoty ,więc kieliszki w górę. Każdy pije shota. Jeśli czujesz się pijany unieś ręce w górę! I jeśli próbujesz się pieprzyć unieś ręce w górę!

Teraz powiedzcie "najebałem się" !

najebałem się!

Próbuję ruchać!

próbuje ruchać!

shoty!  PIJEMY!


Po czym wszyscy wznieśli swoje kieliszki i chlusnęli shoty.  Ja również podniosłam toast, za zdrowie
 organizatorki. Nie zrobiłabym tego gdybym wiedziała od początku kim jest. 

Gdy chłopak zszedł ze sceny poszedł, najwyraźniej do swojej partnerki. Podszedł do mnie Tim.

- Przestawię Ci moją kuzynkę, to jej impreza.
- No dobrze.


Złapał mnie za dłoń,po czym poprowadził do swojej rodziny. Chłopak w fioletowych spodenkach, ten sam co był na scenie ,odwrócił się w naszą stronę. Trzymał swoją dziewczynę w pasie i bawił się jej strojem kąpielowym. Uśmiechał się,był najwyraźniej zadowolony. Aczkolwiek mina mu zrzedła gdy tylko zdjęłam swoje okulary. Puścił z objęć swoją dziewczynę i podniósł swoje ,po czym założył na głowę. Moim oczom ukazał się Justin, tak mój. Znaczy mój eks.    Tim zaczął pewnie

- Katherine to jest Liz, i - przerwałam mu.
- Justin,tak?  Miło Cię poznać.

Justin jak nigdy nic wyciągnął swoją dłoń w moją stronę i uścisnął moją rękę. Jego dłonie jak zawsze były delikatne. Czułam,że ledwo co mogę powstrzymać łzy, więc założyłam okulary. Pociągnęłam lekko nosem, po czym Tim pogrążył się w rozmowie ze swoją kuzynką,zupełnie jakby mnie tu nie było. Liz też nie zwracała na Justina uwagi. Mimo to miałam ochotę wydrapać jej oczy za to co spowodowała. Widziałam jak patrzała na mnie z pogardą. Czego ja byłam winna?

- Więc to dla niej mnie zostawiłeś? - zaczęłam niepewnie
- Kate, to nie jest tak.
- To niby jak,Justin? Wyjaśnij mi, proszę -   z mojego oka wypłynęła łza
- Kate,proszę Cię, tylko nie płacz. Nie chcę, nie umiem wtedy mówić do Ciebie.

Widziałam jak w jego oczach też zbierały się łzy po czym skierował swoje okulary na swoje oczy. Przetarł palcem mój polik. O dziwo, nie miałam mu za złe już ,że mnie zostawił. W tej chwili chciałam,żeby jego dłoń została tam na zawsze.

- Nie płacz,maleńka ,ej! Proszę. Chcę coś powiedzieć, a łzami to utrudniasz.
- Wybacz, ale ja nie umiem rozmawiać teraz inaczej. Jak mam nie płakać? Po tym co się stało.
- Katie... ja..
- Kochasz mnie? - zapytałam



________________________________________________________________________________


I jak kochani 43 rozdział?  Może być ? :)

KOMENTUJCIE! TYLKO SZCZERZE PROSZĘ ! <3 

















poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 42

JUSTIN

W słuchawce usłyszałem Scootera. Po jego głosie można było uznać ,że ma ochotę mnie zabić.  Katherine trzymała mnie cały czas za dłoń. Cieszyłem się ,że ją mam  i ,że pilnuje mnie w stresujących sytuacjach. Nie wiem jak mogłem jej coś takiego zrobić. Będę w końcu musiał się przyznać... Scooter był na mnie wściekły, gdybym tam był ,jestem tego pewien ,że by mnie rozwalił na kilkaset malutkich kawałeczków. Kate mocno ścisnęła moją dłoń a ja zacząłem wyjaśniać wszystko Scootowi na co ten się uspokoił. Na szczęście.

I tak zleciały kolejne tygodnie w  trasie. Scooter wielce obiecywał krótki wyjazd a już mamy styczeń. Na szczęście teraz kilka dni przerwy.  Jesteśmy u siebie. Święta jak święta, nie rodzinne, ale ważne ,że z nią. Wymieniliśmy się prezentami, dzień spędziliśmy na spacerach, i kolacji przed DVD,pierwszy raz ją tak daleko odciągnąłem od rodziny i znajomych w święta. Wciąż się jej nie przyznałem do tego co zaszło. Mimo,że tego poranka była niezręczna sytuacja. Katherine wychodząc ze szkoły minęła się z moją tancerką. Nie wiem czego jeszcze tu szukała. Ale przyszła ponoć omawiać układy. Ha,ha. Skończyło się na całowaniu. Przepraszam, wiem,nie powinienem. Cieszcie się z tego,że się powstrzymałem od seksu. Po prostu ,Katherine długo ze mną nic. Oddaliła się ode mnie ,zdecydowanie za bardzo. Przykro mi ,ale niestety. Romans trwa ,ale chciałem go zakończyć. Dwie godziny po wyjściu Katherine do szkoły, postanowiłem jej wszystko wyjaśnić. Nie chciałem czekać,na koniec dnia. Poszedłem do łazienki i zmyłem z siebie zapach Liz,  ubrałem się i poszedłem do samochodu.



KATHERINE


Obudziłam się wtulona w ciepłą klatkę piersiową ,Justina rzecz jasna. Wyszłam po cichu z łóżka i spakowałam się do szkoły. Chwyciłam swoją kosmetyczkę i nałożyłam delikatny makijaż. Po czym upięłam włosy w koka, i wyszłam z łazienki. Sięgnęłam do torby po swoje ubrania. Założyłam je  i zeszłam na dół zrobić sobie śniadanie. Wbiłam do miski kilka jajek i dodałam przyprawy. Wylałam je na gorącą patelnię,i zrobiłam dwa śniadania. Zjadłam swoją porcję,gdy w kuchni pojawił się Justin, pożegnałam się z nim całusem i wyszłam mijając dziewczynę z jego ekipy. Ufam mu.. w sumie,chyba, sama nie wiem. Wiem,przecież ,że nie przychodzi do niego pracować. Nie jestem głupia. Sama z resztą dałam mu przyzwolenie na zdrady puszczając go w tą trasę.. Od tego się zaczęło. Może gdybym tego nie zrobiła ,to On nigdy.. Ehh ,czym ja się zadręczam. Moje drogie Panie, czas zmienić rolę.  Podciągnij swoje spodnie, tak jak Oni. Wyciągnij brudy ,tak jak Oni. Możesz zakopywać pieniądze tak jak Oni. Dziewczyno zachowuj się tak jakbyś kopała. Kody bezpieczeństwa na wszystkim. Wibracja, tak ,żeby telefon nigdy nie dzwonił. Znajdzie powód. I jeszcze jeden, o którym sam nie ma pojęcia. Chciałabym ,żebyśmy mogli zamienić się miejscami. I mogłabym być taka. Mówić ,że Cię kocham, ale kiedy byś dzwonił nigdy bym nie odbierała.
Czy zadawałbyś pytania im jak ja? Takie jak "gdzie byłaś? " Bo nie ma mnie o 4 nad ranem. Jeżdżę na rogu,robię swoje. A co gdybym ja ? Miała coś na boku. Doprowadzała Cię do płaczu. Czy wtedy zasady by się zmieniały? Czy może dalej by obowiązywały?  Jeśli bawiłabym się Tobą jak zabawką. Czasami chciałabym się zachowywać jak facet. Nie możesz się wściekać. Co Cię wścieka?  Nie możesz temu podołać. Nie możesz się wściekać. Dziewczyno iść na całość  i bądź taka jak Oni. Biegaj po ulicy ,przychodź późno do domu i mów śpij  tak jak Oni. Skradaj się jak Oni. Baw się z przyjaciółmi. Udawaj twardą ,miej normalną twarz gdy kłamiesz. Zawsze miej anty-alibi. To czego nie wie ,nie złamie mu serca.
Jeśli nigdy by mnie nie było, wracała do domu ze  słońcem. Podobało by Ci się to? Mówiła ,że jestem ze swoją ekipą,kiedy wiedziałabym ,że to nieprawda . Jeśli zachowywałabym się tak jak Ty ,przeszła milę w Twoich butach. Mieszam znów w Twojej głowie ,dawkując Twoje własne lekarstwo.  Jeśli bawiłabym się Tobą, podobałoby Ci się to ? Miała przyjaciół, spodobałoby Ci się to ? Kolejny samochód, podobałoby Ci się to? Jasne ,że nie! Nie spodobałoby Ci się to. Nie!
Nawet nie zauważyłam,że doszłam do swojej szafki w szkole. Wyciągnęłam z kieszeni kluczyk do otwierania kłódki,wyciągnęłam odpowiednie książki. I wraz ze dzwonkiem zaczęłam podążać szybko do klasy. Wpadłam na jakiegoś chłopaka,który podobnie jak ja spieszył się na lekcje.

- Jak idziesz?! - podniosłam ton unosząc wzrok.

Moim oczom ukazał się wysoki szatyn, o ciemnozielonych oczach. Miał na sobie koszulę w kratkę, czerwono-białą i rurki, a do tego czarne adidasy. Uśmiechnął się i przeprosił za najście. Pomógł mi podnieść książki i przedstawił się

- Tim jestem - rzucił szybko dysząc - Tim Anders - uśmiechnął się szeroko
- Kate Gomez - podałam mu dłoń

Nigdy wcześniej go tutaj nie widziałam.  Może tak samo jak ja dopiero zaczął szkołę, a może po prostu nigdy go nie dostrzegałam. Porozmawialiśmy chwilkę i obydwoje zniknęliśmy w swoich klasach. Po dziesięciu minutach do sali wkroczyła nauczycielka historii wraz z Timem. Uśmiechnęłam się. Wszystkie dziewczyny skupiły się na nim. Każdą przyciągał, czułam ,że mnie najbardziej. Wiem,że nie powinnam. Ale zgodziłam się za namową nauczycielki być jego przewodnikiem po szkole i mieście. Jak się okazało był nowym uczniem. Przeprowadził się do Nowego Jorku wprost z Miami. Było to dla niego nowe otoczenie ,bo nie znał nikogo ,no prócz mnie oczywiście. Nauczycielka przedstawiła go dokładnie i kazała zająć miejsce. Tim usiadł obok mnie, z racji,że miejsce tylko koło mnie było wolne. Każdy się podobierał na początku roku, gdy odeszłam ze szkoły. Lekcja ciągnęła się przez kolejne trzydzieści minut. Na każdej lekcji  ,Tim siadał ze mną. Przez ostatnie dwie minuty nie czuliśmy już się skrępowani. Mimo,że każda z dziewczyn patrzała na niego jak na Boga.  Ostatnia lekcja ,zleciała mi wyjątkowo szybko , cały czas z Timem śmialiśmy się do rozpuku .  Wyjaśniłam mu z czym mam problemy ,oczywiście na lekcjach.
- To może pomogę Ci dzisiaj w lekcjach - zaproponował Tim
- Nie umawiam się z nieznajomymi - zaśmiałam się
- Ale ja tak, to dzisiaj u Ciebie - uśmiechnął się
Zgodziłam się. Nauka to nauka, wymaga poświęceń, no nie?  Po piętnastu minutach znaleźliśmy się w moim pokoju w stercie książek. Każde z nas miało teraz dużo nauki. Musieliśmy zaliczać różne przedmioty,jeśli mieliśmy zdać na pozytywne oceny,na koniec roku. Usiedliśmy przy maleńkim stoliku,na ziemi. Wyłożyliśmy książki na stół i przysuwając się do Tima wyciągnęłam z przegródki w torbie ołówek.

- To wyjaśniaj. Kompletnie nic nie rozumiem z tej trygonometrii.
- Uwierz mi,to proste.

Tim przysunął się do mnie i zaczął mi wyjaśniać zadanie. Moje nozdrza podrażnił silny zapach męskich perfum. Nie umiem dokładnie określić ich woni,ale była silna, męska i zdecydowanie mi się podobała.


JUSTIN

Gdy dojechałem do szkoły ,nikogo już nie było. Widocznie byłem za późno. A może to znak ,że w ogóle nie powinienem jej mówić? Nie wiem sam. Ale wiem,że nie czuję już tego co kiedyś było między nami. Teraz jest mi szczerze obojętne to czy jesteśmy razem,czy też nie. Może mnie ignorować,krzyczeć, piszczeć, zachowywać się jak dzieciak. Już mnie to nie ruszy. Około godziny dwudziestej zajechałem po Lila i pojechaliśmy do klubu. Paparazzi, jak ja ich nienawidzę. Najchętniej powybijałbym każdego z nich, gdybym tylko mógł znów użyć broni. Weszliśmy tylnymi drzwiami, i oczywiście od razu przeszliśmy do loży dla Vip'ów , nie był to zwykły klub. Oczywiście ,ze striptizem. Nie byłbym sobą gdybym tam nie pojechał. Usiedliśmy niedaleko stołków na których tańczyły dziewczyny. Obydwoje zamówiliśmy sobie drinka i w kilka sekund opróżniliśmy szklanki. Zamówiliśmy kolejną butelkę, która po trzydziestu minutach zniknęła. Striptizerki zaczęły dla każdego z nas z osobna tańczyć ,ocierając się o nasze ciała. Prawda ,podnieciłem się, brakowało mi tego. Szczerze mówiąc ,miałem dość cnotek, takich jak moja dziewczyna. Potrzebowałem ,że tak się wyrażę,mocno kogoś zerżnąć.  I mimo,że nadarzyła się taka okazja ,wyszedłem z klubu i wiedziałem ,że muszę zakończyć związek z Katherine,jeśli nie chcę jej ranić.  W domu byłem około trzeciej, zdrzemnąłem się i około dziewiątej ,już rankiem wstałem z łóżka i poszedłem na dół do krytego basenu. Musiałem trochę pomyśleć i podjąć najważniejszą decyzję, tę o której sam mogę zdecydować.
Ubrałem kąpielówki i poszedłem na dół, wszedłem do wody i pływając już czterdziesty basen ,napisałem do Kate sms o której kończy lekcję. Odpisała po jakiś dziesięciu minutach z informacją ,że równo o 15.00 . Znałem tę szkołę ,więc kazałem jej czekać w ogródkach na mnie. Zgodziła się. Wiedziałem już doskonale ,czego teraz chcę i co dla nas będzie dobre.

KATHERINE


Około dwudziestej trzeciej  Tim wyszedł z mojego domu. Pożegnaliśmy się ciepłym uściskiem i całusem w policzek. Uśmiechnął się i wsiadł do taksówki. Pojechał do swojego domu ,a ja poszłam pod prysznic. W miarę,można powiedzieć,że umiałam już trygonometrię. Mimo,że nie była najprostszą z matematyki. Umyłam się dość szybko, po czym dokładnie wymyłam włosy. Na jutro chciałam wyglądać ,można powiedzieć szałowo. Położyłam się od razu do łóżka. Dzisiaj nie dostałam żadnej wiadomości od Justina, oczywiście, jak zawsze. Gdy coś jest źle to przecież można się nie odzywać.  Zgasiłam swoją lampkę stojącą obok łóżka i położyłam się spać. Moje myśli krążyły w tym momencie w okół dwóch osób. Sami możecie się domyśleć o kogo chodzi. Chciałam przestać w okół tego już krążyć. Nazajutrz ,wstałam o 8.00, na szczęście lekcje były na późniejsza godzinę. Od razu skierowałam się do toalety. Wyprostowałam włosy, i nałożyłam intensywniejszy makijaż. Ubrałam się i spakowałam do torebki najważniejsze rzeczy. Dostałam wiadomość od Justina. Och ,łaskawy Pan w końcu raczył napisać.  Jak ja nienawidziłam takiego czekania. A w wiadomości tylko pytanie o której kończę.  No kurwa. Myślałam,że mu poważnie jebnę w sam łeb. Tyle czekania ,na taką wiadomość? O której kończysz. Serio? Tylko na tyle go stać?  Poważnie myślałam,że się bardziej wysili.  Ale po co. Jak się chce z kimś zerwać, to się nie ma już co starać, no nie?
Ech, szkoda ,że myśli ,że ja nie wiem. Mógł napisać zwyczajne To koniec. A nie wysila się z paliwem i łaską w pisaniu sms'ów. Zjadłam na szybko tosta i poszłam do swojego auta. Wsadziłam kluczyki do stacyjki i ruszyłam do szkoły. Mogłam się przejść , ale w szpilkach to pod koniec dnia ciężko by mi było skopać dupę Justinowi. A nie mogłam przecież odstawić go bez kwitka. Dojechałam do szkoły po dziesięciu minutach. Jechałam w godzinach porannego szczytu ruszania do pracy. Wysiadłam z auta ,parkując niedaleko wejścia. A przed nim czekał na mnie już Tim. Humor od razu wrócił mi na buzi. Tylko na buzi, szczerze cały dzień było mi przykro ,bo wiedziałam co się stanie pod koniec dnia. Nie umiem zgrywać cały czas takiej twardej.  Ale musiałam usiedzieć spokojnie na swoim miejscu przez pięć godzin. Gdy dobiła piętnasta, nie chciałam opuścić klasy. Kiedyś myślałam,że świadomość ,że zostanę sama będzie dla mnie okej. Przecież kiedyś byłam sama i nie było źle. W końcu przełamałam się i wyszłam. Zawiesiłam na ramieniu torebkę i odniosłam książki do szafki. Pożegnałam się ze wszystkimi i poszłam do ogrodów,jak wskazywał sms od Justina. Widziałam,że już tam siedzi i czeka na mnie.  Szłam powoli,nie spieszyło mi się nigdzie. Dziwne...

- Hej - powiedziałam cicho stając w drzwiach
- Hej

Usiadłam obok Justina ,który trzymał głowę  spuszczoną w dole. Zdjęłam z ramienia torebkę i postawiłam ją obok ławeczki na której siedzieliśmy. W powietrzu panowała niezręczna cisza. Było duszno, ciepło. Czułam się skrępowana.

- Ładnie wyglądasz - zaczął Justin
- Dziękuje - uśmiechnęłam się delikatnie
- Kate, jest coś o czym Ci muszę powiedzieć.
- Tak wiem.
- Skąd wiesz? - Justin otworzył szeroko oczy
- Nie jestem głupia ,Justin.
- Ale to nie tak jak myślisz, nie doszło do niczego, tylko się całowaliśmy.
- Co? - potrząsnęłam głową.
- Co? - dodał Justin - Nie miałaś na myśli ,ech mojej zdrady.
- Nie! Jakiej zdrady? Tej z Arianą?
- Ups - syknął Justin - Nie ,chodzi o to ,że ja , Ona, moja tancerka Liz , no my się całowaliśmy.


To było jak cios w samo serce. Wiedziałam,że tak będzie ,ale nie sądziłam,że to tak boli.Bolało, jak cholera. Gorszego bólu nigdy nie czułam.

- Raz?
- Więcej. Kate , ja na prawdę przepraszam. Nie chciałem,ale tak wyszło. Potrzebowałem uczucia.
- Kurwa ,Justin! I sam nie mogłeś mi tego powiedzieć,tylko lecisz bzykać wszystko co się rusza? Pierdolisz na innych, a sam nie jesteś lepszy.
- Nie pieprzyłem jej, tylko się całowaliśmy.
- Jasne,jasne, i może kurwa mam w to uwierzyć. Jesteś najgorszym facetem jakiego miałam! Wszystko bym Ci przebaczyła, pod warunkiem,że nie traktowałbyś tego jak gumki do mazania.
- Kate, uspokój się!
- Nigdy ,przenigdy nie mów do kobiety ,żeby się uspokoiła. To doprowadza nas do jeszcze większej furii! - krzyknęłam
- Kate, coś jeszcze muszę Ci powiedzieć - złapał mnie w ramionach i posadził na ławce.
- Co? Jeszcze jakieś newsy?
- To koniec. Nie czuję już amorów.

Nie odezwałam się już ani słowem. Byłam jak sparaliżowana. Z moich oczu wylało się morze łez. Justin pocałował mnie w policzek i odwrócił się. Po czym szybko wyszedł z ogrodów. Stojącą obok ławki szklaną butelką ,chcąc trafić w niego ,rzuciłam. Justin wyszedł za szybko, zamykając za sobą drzwi. Rozbiłam szybę i cała lewa ściana runęła w milion krystalicznych kawałków. Z oczu wciąż wylewały się łzy. Nie sądziłam,że nasze rozstanie będzie tak wyglądało.  Schowałam głowę między nogi  ,zostałam sama. Dziecko i ja. Sami dla siebie. Może to i dobrze? Ha,ha. Co ja plotę. Oczywiście ,że chciałabym ,żeby On tu był. Chciałabym ,żeby mnie przytulił, powiedział,że to był zwykły sen. Że będzie dobrze,że to zwykły koszmar. Chciałam ,żeby po prostu był ,ze mną ,tu i teraz. Po dwudziestu minutach siedząc ,wyszłam z ogródka, zdewastowanego przeze mnie. Przeszłam niezauważalnie przez szkołę, licząc na to ,że nikogo nie spotkam. Zauważyłam Tima ,który wychodził z biblioteki. Odwróciłam się na pięcie i uciekłam. Zwyczajne uciekłam, nie byłam w stanie spojrzeć teraz komukolwiek w oczy. Zabawne ,jak wszystko może się zmienić przez jednego człowieka. Jak zaważył nad moim losem. Schowałam się w samochodzie i odjechałam czym prędzej zanim Tim by mnie zauważył. Śmieszne jest to,że ktoś nam potrafi wmawiać jak nas mocno kocha, jak mu zależy ,że jest się tą jedyną osobą z którą chce się iść przez życie. A następnego dnia pieprzyć kogoś innego i powiedzieć ,że nie czuje się już amorów. No kurwa, co za pieprzona polityka.
Weszłam do domu niczym poświata. Nie dało się mnie usłyszeć ani zobaczyć.  Skierowałam się do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i zdjęłam żakiet. Odłożyłam torebkę na swoje miejsce.Podeszłam do swojej wieży i włączyłam piosenkę Justina. Tak wiem,zabawny paradoks. Weszłam do łazienki i ściągnęłam z siebie wszystkie ubrania ,weszłam pod prysznic. Umyłam swoje ciało truskawkowym żelem pod prysznic . Spłukałam z siebie pianę i owinęłam się w ręcznik.  Wysuszyłam się i założyłam na siebie luźny podkoszulek i dresy.  Chciałam przemyć twarz. Otworzyłam szafkę, w której panował totalny burdel. Dokładnie jak w domu Justina.  Otwierając szafeczkę wypadła butelka z bardzo silnymi lekami. Chwyciłam ją w dłoń i zamykając szafkę skierowałam się do pokoju. Z półki chwyciłam album ze zdjęciami moimi i Justina. Zaczęłam go przeglądać i spoglądać co jakiś czas na buteleczkę. Przy ostatnim zdjęciu chwyciłam ją w dłoń i odkręciłam nakrętkę. Przechyliłam ją tak ,że na moją dłoń wypadła jedna kapsułka. Z oczy wyciekła mi jedna łza. Otworzyłam usta i podniosłam dłoń ,tak ,że znajdowała się blisko moich warg.



_______________________________________________________________________________

I jak kochani, może być 42 ? :)
SZCZERZE! <3 KOMENTUJCIE :)