JUSTIN
Tak, boję się dotykać Kate. Nie to ,że nie chcę, bo chcę... bardzo. Ale boje się,że mogę jej coś zrobić. Że zwykłe dotknięcie lub klepnięcie w pośladki skończy się siniakami. Nie chciałem wyjść na takiego co okaże się ,że maltretuje kobiety. Wolałem uniknąć jakichkolwiek komplikacji. Słyszałem jak płacze. Największa moja porażka, znów płacze... Przeze mnie? W domu zapanowała cisza. Głucha cisza. Momentami było słychać przelatujące za oknami ptaki... Płacz Kate ucichł. Wyszła z łazienki i położyła się pod pierzyną w naszej sypialni. Spojrzałem na zegarek, dwadzieścia pięć minut po północy. Zauważyłem,że w pokoju Kate wciąż pali się nocna lampka ,która stoi przy naszym łóżku. Uchyliłem lekko drzwi i dostrzegłem spokojnie śpiącą królewnę. Leżała lekko okryta kocem. Ściągnąłem go z niej i odłożyłem na fotel obok łóżka. Dostrzegłem ciało Kate, dla mnie było piękne ,z kilkoma ranami. Bolała mnie każda z nich tak samo mocno jak ją. Może nawet i mocniej... Pocałowałem ją w bark i okryłem naszą wspólną kołdrą. Uśmiechnęła się jakby wyczuła moją obecność. Podobało mi się to. Uwielbiałem jej uśmiech, choćby w takiej postaci. Tylko przez sen,ale zawsze coś. Pomyślałem ,żeby sprawić jej przyjemność, chciałem ,żeby poczuła się jak księżniczka. Poszedłem na dół i odpaliłem laptopa. Włączyłem stronkę na której dostarczają kwiaty całą dobę ,siedem dni w tygodniu. Wybrałem trzysta czerwonych róż i pięćdziesiąt białych. Chcąc nie chcąc usnąłem kilka minut później na skórzanej kanapie. Obudziło mnie po dwóch godzinach ciche pukanie do drzwi. Była to moja dostawa róż. Otworzyłem drzwi i odebrałem kwiaty. Było och mnóstwo. Ale tak właśnie miało być. Zapłaciłem kurierowi i dałem mu napiwek. Podpisałem odbiór kwiatów i zamknąłem cicho drzwi. Trzysta pięknych krwisto czerwonych róż stało w salonie i przedpokoju. Piękny widok. Ale nie był to mój ostateczny zamiar. Wyjąłem róże z wielkich koszy i z setki pourywałem płatki ,podobnie zrobiłem z białymi. Wymieszałem je ze sobą w koszu i wrzuciłem do suchej wanny. Później naleje do niej wody i dodam olejków eterycznych. Resztę róż wziąłem i poukładałem w domu tak by mogła każdą zebrać. Wielki kosz z setką róż postawiłem przed drzwiami naszej sypialni. Mam nadzieję,że to ją zadowoli. Rozsypałem płatki róż po całym domu ,aż do tarasu, gdzie z róż ułożyłem serce , a naokoło świeczki. Stworzyłem romantyczny nastrój. W kuchni upiekłem czekoladową tartę wyłożoną truskawkami , i podałem szampana. Usłyszałem ciche szarpnięcie klamki na górze. Miałem nadzieję,że poczuje zapach tarty.
KATHERINE
Płakałam, rzewnymi łzami. Leciały niczym z wodospadu. Każda łza stawała się coraz cięższa, każdy ruch jakby mi ciążył. Moje ciało odmawiały współpracy ze mną... Podniesienie się z podłogi do pionu było niemalże niemożliwe. Ale po dwudziestu minutach walki udało mi się to. Uff. Jeszcze nie jest tak źle ze mną. Ubrałam się w piżamę i powędrowałam do sypialni. Wolnym krokiem ,bo wolnym ,ale dostałam się. Pocałowałam synka w głowę i usnęłam. Byłam przemęczona. Jutro rano trzeba wstać na siłownię. Muszę pobiegać i zrobić porządek ze swoim ciałem. Śniło mi się... właściwie, to chyba nic mi się nie śniło.. Nie pamiętam. Wiem,że przebudziłam się zapachem ciasta. Założyłam na siebie luźną bluzę Justina i wyszłam przed pokój. Moim oczom ukazał się gigantyczny kosz pełny czerwonych ,pięknych róż. Było ich ze sto.
Justin się starał, ale skąd wziął tyle róż ,o tej godzinie? Podobno dla chcącego nic trudnego... A tak było z Justinem. Był nieprzewidywalny. Zaciągnęłam się zapachem róż.. pachniały znakomicie. Podobnie jak ciasto ,którego zapach tkwił w całym domu. Odsunęłam kwiaty i zeszłam na dół, na każdym kroku widziałam rozsypane płatki róż, podobało mi się to. Wszędzie róże ,które podnosiłam, gdy byłam coraz bliżej celu. Czyli w tym przypadku kuchni. Zebrałam dwa tuziny róż i dotarłam na miejsce. W kuchni stał oparty o blat przystojny szatyn o czekoladowych oczach z doskonale wyrzeźbionym torsem. Stał w opiętej białej koszulce i czarnych spodenkach, na nogach miał założone supry a na szyi złoty wisior. W dłoni trzymał ciasto.
- Sam to zrobiłeś?
- Wszystko, sam. Cicho jak myszka.
- Zauważyłam.
- Nie chciałem Cię obudzić - uśmiechnął się zawadiacko
- Wiem,że chciałeś. Obudził mnie zapach ciasta.
- To dobrze - uśmiechnął się
Na stół postawił czekoladową tartę. Wyglądała pysznie, jak się okazało była również smaczna. Nie otruł mnie. W momencie gdy Justin pokazał mi wannę i kąpiel jaką dla mnie urządził, poczułam się winna... On był zawsze dla mnie taki dobry,a ja ? Wybuchałam bez powodu. Byłam złą dziewczyną.
- Skarbie, obiecuje ,że ten zły okres się skończy.
- Jaki zły okres?
- Między nami, to moje wybuchanie.
- Nie jesteś wulkanem, nie wybuchasz. Denerwujesz się po prostu przez moje niepotrzebne gesty.
- Justin, każdy pocałunek, muśnięcie ciepłych warg, te wszystkie czułe gesty i słowa ,sprawiają ,że kocham jak nigdy nie kochałam.
- Wiem to skarbie, nie martw się,zniosę to.
Justin musnął mnie w wargi ,jak zawsze to robił. Zaniósł mnie do łazienki na rękach i napuścił wody do wanny, dolał olejki o zapachu leśnych owoców i zapalił świeczki.
- Wejdziesz ze mną?
- Mogę?
- Jeśli chcesz patrzeć na te siniaki, jeśli to zniesiesz, zapraszam.
- Już je widziałem, myślę,że dam radę - ucałował mnie w czoło i zdjął z siebie garderobę.
Wsadził mnie do wanny po czym sam wszedł. Siedziałam między jego nogami. Jak zwykle. Tym razem było przyjemnie. Położyłam głowę na jego tors i wtuliłam się w niego, jego dłonie spoczęły na moim brzuchu. Podobało mi się to, uwielbiałam takie momenty.
- Co jeśli - zaczął Justin - Jeśli coś Ci się tam stanie?
- Justin - uniosłam ton - Nawet tak nie myśl. Nic mi się nie stanie.
- Obiecaj.
- Skarbie - wzdychnęłam - Nic mi się nie stanie, obiecuje.
- Zawsze Ty..
- Zawsze ja, zawsze my . Nie bój się.
Justin ucałował mnie w bark ,woda w wannie zaczęła stygnąć. Obydwoje wstaliśmy z wanny. Justin wyszedł pierwszy i mnie wyciągnął. Cały czas traktował mnie jak księżniczkę. Szczerze? Podobało mi się to.
Założyłam na siebie ręcznik,a Justin pociągnął mnie za rękę.
- Muszę się ubrać.
- Nie musisz.
I tak tym oto sposobem wyszłam w samym ręczniku z łazienki. Podobnie jak Justin. Ręcznik opierał się o jego biodra. Wyglądało to apetycznie. Justin splótł nasze palce i zabrał mnie ze sobą na taras. Było tam ogromne serce zrobione z płatków róży i czerwonych i białych. W samym środku wielkiego serca stały dwa kieliszki z szampanem, a dookoła były ustawione świeczki. Na dworze panował jeszcze lekki mrok ,więc wyglądało to na prawdę romantycznie. Justin podłączył swój telefon do głośników i puścił piosenkę. Podał mi dłoń i zaprosił do tańca.
- To jest marzenie które goniłem,chcąc tak bardzo by to stało się rzeczywistością. I kiedy trzymasz moją dłoń, wtedy rozumiem, ,że tak ma być. Bo kochanie kiedy jesteś ze mną, to tak jakby anioł przyszedł i zabrał mnie do nieba. Jak Ty byś wzięła mnie do nieba. Bo kiedy wpatruję się w Twoje oczy, nie może być lepiej. Więc kochanie,wiem z pewnością,że nie pozwolę Ci odejść - nucił Justin.
Dostałam własny koncert do ucha. Prywatny występ na tarasie. Uśmiechałam się cały czas , uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Aż do pewnego czasu...
JUSTIN
Miałem w ramionach cały swój świat, tą wyjątkową dziewczynę. Tą jedyną. Tańczyliśmy, śmialiśmy ,śpiewaliśmy razem. Nagle poczułem jak z Kate uchodzą wszystkie siły i upadła. Poległa na ziemię,zamknęła oczy i w kolejnym momencie upadała na ziemię. Uśmiech zszedł z jej twarzy a kolory z niej odeszły. Była blada ,niczym nieboszczyk. Chłód z jej ciała był podobny do zimnego śniegu. Siniaki na jej ciele zaczęły się zdecydowanie odznaczać. Kontrastowały w tym momencie z bielą jej ciała. Wyczuwałem puls, oddychała, uspokoiłem się. Wziąłem ją na swoje ręce i zaniosłem do łóżka. Widocznie rak zaczął walczyć z jej ciałem i organizmem ,powoli wygrywając? NIE! Nie mogłem na to pozwolić. Około szóstej nad ranem poczułem szturchnięcie na swoim ramieniu.
- Justin - usłyszałem cichy ton mojej księżniczki
- Jestem,jestem skarbie.
- Boli.
- Co Cię boli?
- Brzuch.
Położyłem dłoń na jej brzuchu i lekko zacząłem masować.
- A teraz?
- Odrobinkę lepiej. Dziękuję.
Z jej oczu wyciekła łza,którą natychmiastowo otarłem. Katherine znów opadła z sił i zasnęła. Boję się,boję się o jej zdrowie, boje się,że może nie wytrwać do operacji. Ale jednocześnie staram się wierzyć,że jest silna i sobie poradzi... Oszukuję siebie?
________________________________________________________________________________
I jak kochani 62 rozdział ? :)
KOMENTUJCIE! <3
zapraszam także tutaj : http://whatswomenlike.blogspot.com/
Piękne :* Czekam na kolejne :D ♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńMega..!!! ♥
OdpowiedzUsuńBoże , pisz dalej.. nie przestawaj nigdy. Proszę. Masz talent, wychodzi ci to niesamowicie dobrze!!! Jesteś wielka. Powinnaś książkę napisać. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńSliczne Czekam na następne <3
OdpowiedzUsuńpiękny i taki romantyczny
OdpowiedzUsuńZostaniesz pisarką, mówię Ci. A ja zawsze mam racje, nawet wtedy gdy jej nie mam. xd Powinnaś pisać książke z opowiadaniami. Kupila bym ją :3
OdpowiedzUsuńGdyby była książka wydałabym na nią wszystkie oszczędności. To jest boskie *.* Pisz Pisz Pisz Pisz aż skończy ci się wena o potem znów ją od nów i pisz pisz pisz. Ten blog jest meeeeeeeeeeega!
OdpowiedzUsuńSUPER !!!!!!! Masz talent :) czekam z niecierpliwością na rozdział 63 <3
OdpowiedzUsuńSupper, biedna Kate :/
OdpowiedzUsuńLoffciam to :* <3
boze kocham twoj blog pisz dalej..!! <3 lovka
OdpowiedzUsuńszkoda mi jej ;c ale rozdział świetny ♥
OdpowiedzUsuńŚwietny.....czekam na nn oczywiście. To chyba twój najlepszy rozdział. Ale zarazem najgorszy bo przecież rak może wygrać z Kate. Błagam nie uśmiercaj jej Justin sam nie da rady z dzieckiem ,,samotny ojciec,, jak to brzmi :/
OdpowiedzUsuńKocham dodaj nowy proszę !! <3
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do The Versatile Blogger. Szczegóły tutaj:http://www-lovemelikeyoudo.blogspot.com/2013/07/the-versatile-blogger.html
OdpowiedzUsuńNowy proszę <3
OdpowiedzUsuńJej *.* kiedy nowy ? <3
OdpowiedzUsuńKocham cię !!!! <3
OdpowiedzUsuńNowyyy <3
OdpowiedzUsuńsuper blogggg uwielbiam go <3 wpsolczuje Kate :/
OdpowiedzUsuń